Inwestycyjny boom dla gmin i powiatów minął (bezpowrotnie?). Zanika przypływ inwestycji na poziomie krajowym (nieodwracalnie?). To jednak nie są jedyne niepokojące sygnały.
Tak się miał zacząć krótki wpis na temat wyników notowań mojej macierzystej gminy w dwóch rankingach. Można obok tych wynikami przejść obojętnie, ale chciałem je przybliżyć czytającym te słowa. Okazało się szybko, że od statystycznych słupków warto przejść do ich zrozumienia. Problem jest znacznie głębszy i widać jego cechy jak na dłoni, gdy spojrzeć na swoją najbliższą okolicę. To co, widzimy wokół, to równocześnie obraz naszego kraju w pigułce.
W ten sposób powstał poniższy tekst o najważniejszym – moim zdaniem – naszym wspólnym polskim problemie na początku XXI wieku. Podzieliłem rozważanie na trzy części – każda ma swój tytuł, pod którym jest „streszczenie” danego rozdziału. Wyszedł stosunkowo długi referat (powiązany z cyklem #Miasto2_0), ale liczę, że znajdą się cierpliwe osoby, które dojdą na jego bazie do własnych konkluzji. Może opracowanie stanie się kanwą naszej dyskusji?
1. Bardzo czarno na jeszcze białym [FAKTY]
- Ile wydajemy na inwestycje?
- Dobrze już było?
- Demografia nie poddaje się polityce?
- Gdzie mieszka się najlepiej?
- Czarny łabędź może nam pomóc?
W opublikowanym niedawno rankingu periodyku samorządowego „Wspólnota” można przeczytać bilanse inwestycyjne wszystkich polskich samorządów w latach 2021 – 2023. Jest tam ponadto zestawienie notowania każdej jednostki samorządu (gminy, powiatu i województwa) w latach wcześniejszych, tj. od 2017 roku (czyli od czasu, gdy zaczęły działać mechanizmy budżetowe wdrażane przez ówcześnie rządzącą zjednoczoną prawicę). Przypomnijmy, że okres ten to dwie kadencje samorządowe, w których zmiany polityczne czy personalne w gminach, powiatach i województwach były nieznaczne. To oznacza, że te same osoby zarządzały (kierowały, administrowały) gminami, co najlepiej widzimy w powiecie ząbkowickim i gminach tego powiatu.
W latach 2021 – 2023 (w przeliczeniu na statystycznego mieszkańca) gminy powiatu ząbkowickiego na inwestycje przeznaczyły [w nawiasie pozycja w rankingu „Wspólnoty” w cyklu: 2021 – 2023 dla porównania do cyklu 2017 – 2019]:
- Ząbkowice Śląskie – 1514,26 zł [pozycja 35 z 68],
- Ziębice – 1860,34 zł [pozycja 136 z 567],
- Bardo – 1877,14 zł [pozycja 131 z 37],
- Ciepłowody – 2152,27 zł [pozycja 342 z 1238],
- Złoty Stok – 2981,32 zł [pozycja 26 z 59]
- Kamieniec Ząbkowicki – 3419,78 zł [pozycja 16 z 450]
- Stoszowice – 4146,45 zł [pozycja 21 z 284].
Poszczególne gminy są klasyfikowane różnie. Ząbkowice Śląskie są wpisane w kategorię miast powiatowych, a Stoszowice i Ciepłowody niezmiennie są w kategorii gmin wiejskich. Bardo, Ziębice i Złoty Stok to kategoria gmin miejsko-wiejskich, do których od 2020 roku dołączył Kamieniec Ząbkowicki (będący wcześniej gminą wiejską) Tak czy inaczej ewidentny jest skok nakładów inwestycyjnych pomiędzy rokiem 2017 a 2023. Wyniki z Ciepłowód i Kamieńca Ząbkowickiego są nawet imponujące na przestrzeni tych siedmiu lat, ale i pozostałe (poza gminą Bardo, gdzie trend jest zaskakująco odwrotny) są obiektywnym zapisem korzystnych zmian w dziedzinie inwestycji.
W jakim kierunku pójdą samorządy teraz i jakie wskaźniki w tym samym rankingu zobaczymy za rok i za dwa lata? Reguła „polaryzacyjno-dyfuzyjna” realizowana do 2015 roku i przywrócona od 2024 roku bezdyskusyjnie lewaruje systemowo rozwój dużych (największych) ośrodków miejskich. To jest zmiana o 180 stopni na niekorzyść gmin typu Ząbkowice Śląskie lub mniejszych i to nawet jeśli dzięki tzw. „kanałom politycznym” pojedyncze samorządy będą uzyskiwać incydentalne wsparcie. Dobrze już było i to przez kilka poprzednich lat, bo stosowano w praktyce państwa zasadę tzw. „zrównoważonego rozwoju”. Do gigantycznej dawki pieniędzy z budżetu państwa (jakiej nigdy wcześniej samorządy nie uzyskały od kolejnych rządów) należy dodać duże lub bardzo duże kwoty pochodzące z Unii Europejskiej oraz Funduszy Norweskich. Zsumowane przez ostatnich osiem lat zastrzyki gotówki przeniosły polskie samorządy do zupełnie nowej rzeczywistości, jeśli chodzi o inwestycje.
Nie ma takiej gminy w Polsce, nie ma ich na Dolnym Śląsku i nie ma ich w moim macierzystym powiecie ząbkowickim, które nie odnotowałyby wzrostu nakładów na inwestycje szczególnie w ostatnich pięciu czy czterech latach, odkąd gotówka szerokim strumieniem Polskiego Ładu zasilała skromne i częstokroć z natury niewydolne budżety samorządowe. W tle były nieustanne permanentnie i natrętnie powtarzane przez ówczesną opozycję zarzuty o rzekomo niesprawiedliwym rozdziale środków. Wystarczy jednak spojrzeć choćby na Wałbrzych (będący polityczne we władaniu Platformy Obywatelskiej), Świdnicę (rządzoną przez Lewicę) lub najbliższe mi Ząbkowice Śląskie (stanowiące w samorządzie jeden z bastionów Platformy Obywatelskiej) albo sąsiednie Stoszowice (należące politycznie do Polskiego Stronnictwa). Twarde dane wskazują jasno, że pomoc rządowa i środki zewnętrzne dzielone były bez partyjnych filtrów. Skutkiem ubocznym tego mechanizmu było narażanie rządzących na niezadowolenie i dezorientację swoich wyborców, co wpłynęło na poziom poparcia w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych. Dysfunkcjonalna komunikacja mimo dysponowania instrumentami i środkami nie przysporzyła poparcia 15 października 2023 ówczesnemu obozowi rządowemu i jego reprezentantom w okręgach wyborczych.
Wróćmy jednak do zasadniczego wątku. Warto zauważyć, że ogólnie pozytywny trend wzrostu inwestycji w gminach nie idzie w parze na przykład z demografią. Wszystkie gminy, choć ścigają się wzajemnie w poprawianiu jakości życia (odrębną kwestią jest jej definiowanie), jednak nie przełamują utrzymującego się trendu spadku liczby mieszkańców (w tym ujemnego bilansu pomiędzy urodzeniami i zgonami) oraz wzrostu liczby mieszkańców w tzw. wieku poprodukcyjnym. Wciąż nie ma mechanizmu (ani w skali mikro, ani w skali makro) zachęcającego do zakładania rodzin (mieszkalnictwo, rynek pracy, opieka medyczna) i tym samym lokowania się życiowo szczególnie w małych miejscowościach.
Ten obszar analiz, oparty o 63 wskaźniki cząstkowe – także w skali całego kraju – zbadano po raz trzeci i wyniki według stanu na koniec 2022 roku opublikowano w serwisie informacyjnym Polskiej Agencji Prasowej. W rankingu Serwisu Samorządowego Polskiej Agencji Prasowej „Gmina Dobra do Życia” sklasyfikowano 2477 gmin w Polsce, w tym gminy powiatu ząbkowickiego [w nawiasie dla porównania pozycja na koniec 2021]:
- Ząbkowice Śląskie – pozycja 1190 [1603],
- Bardo – pozycja 1386 [2177],
- Złoty Stok – pozycja 1500 [2106],
- Stoszowice – pozycja 1917 [1802],
- Ziębice – pozycja 1922 [1489],
- Kamieniec Ząbkowicki – pozycja 1989 [2063],
- Ciepłowody – pozycja 2173 [1188].
Można zatem odnieść wrażenie, że – primo: mimo ofensywy inwestycyjnej; secundo: niezależnie od zabiegów marketingowych gmin i powiatu ząbkowickiego nakierowanych na pozyskiwanie inwestorów, a w ślad za nimi tworzenie zachęt do lokowania życia rodzinnego w miejscowościach powiatu ząbkowickiego; tertio: obok rozmaitych aktywności wizerunkowych włodarzy samorządów, przez które kreować chcą sielankowy obraz swoich gmin, żadna z gmin powiatu ząbkowickiego nie osiągnęła wzrostu w warstwie odczuć społecznych. Nie widać efektu dodatniego przyrostu naturalnego. Nie ma wyraźnego przyciągania nowych mieszkańców. Poza wyjątkowymi sytuacjami nie wracają do swoich macierzystych miejscowości na przykład absolwenci uczelni wyższych czy osoby, które swego czasu wyemigrowały z Polski do zachodniej części Unii Europejskiej w poszukiwaniu pracy i lepszej jakości życia. Potwierdzeniem tej tezy jest wynik wspomniany wyżej ranking „Gmina Dobra do Życia”. Obrazowany jest na dwóch poniższych mapkach ukazujących stan z 2021 i 2022 roku.
W krajobraz postępującej od niemal roku dezorganizacji państwa, a więc i deprecjacji samorządu terytorialnego, wpisał się „czarny łabędź”. Była, a właściwie jest nim nadal, powódź z września 2024 r., która odebrała życie, zdrowie i mienie na obszarze zamieszkanym przez setki tysięcy ludzi. Kataklizm meteorologiczny ustał, jednak pozostawił za sobą ruiny domów, miejsc pracy, instytucji, dróg i infrastruktury. Gorycz z powodu chaosu decyzyjnego przed i w trakcie powodzi złagodził społeczny odruch solidarności i pomocy. Ze skalą problemów nie poradzą sobie wspomniane już samorządy gmin, które dostały „wycisk” w czasie kataklizmu.
Obraz strat, obok współczucia, musi wzbudzić działanie, dzięki któremu nie będzie się ograniczać aktywności państwa do uprzątnięcia terenów, które uległy wielkiej wodzie, ale do ich odbudowy według najlepszych dostępnych standardów jakości funkcjonalności, budownictwa i wpływu na środowisko społeczne (w tym naturalne). Katastrofa meteorologiczna może być punktem wyjścia myślenia o przyszłości miast i wsi także pod kątem ich bezpieczeństwa na wypadek następnych (możliwych) anomalii pogodowych czy innych zdarzeń kryzysowych. W przeciwnym razie i tak już zamierające demograficznie i słabe gospodarczo obszary (o czym mowa była wyżej) zapadną się jeszcze bardziej.
Za przykład ponad 20-letniego chocholego tańca niech posłuży postulat budowy zbiornika retencyjnego „Kamieniec Ząbkowicki” w obrębie nieistniejącej już wsi Pilce, która w 1997 roku uległa katastrofie Powodzi Tysiąclecia. Na początku lat 2000. już się wydawało, że rozpoczęcie inwestycji jest przesądzone. I co? I nic! Drugie takie znaczące podejście i znacznie więcej konkretnych decyzji zapadło w 2023 roku, gdy poprzedni rząd – pod naciskiem ówczesnego samorządu Gminy Kamieniec Ząbkowicki z byłym już burmistrzem na czele zdecydował o ujęciu projektu w programach strategicznych inwestycji hydrotechnicznych i zapisaniu środków na to zadanie. We wrześniu 2024 roku doszło jednak incydentu w postaci ogłoszenia przez obecnego burmistrza Gminy Kamieniec Ząbkowicki przetargu na sprzedaż ponad 70-hektarowego areału przeznaczonego na budowę zbiornika, ale na szczęście przetarg został odwołany (już po przejściu tegorocznej powodzi przez Kamieniec Ząbkowicki i okolicę). Kilka dni temu TVP Wrocław podała wiadomość o kontynuowaniu prac nad przygotowaniem inwestycji do realizacji. Czy i tym razem ktoś nie ugnie się i znów nie schowa planu do szuflady, przekonamy się wkrótce.
2. Od mieszania w szklance herbata nie będzie słodsza [TEZY]
- Rok 2024 okazał się powrotem do przeszłości!
- Samorząd terytorialny jest u swojego schyłku!
- Rząd cofa społeczeństwo i kraj w rozwoju!
- Rezygnacja z aspiracji jest abdykacją państwa!
Warto i należy zadać kluczowe pytanie o powody, dla których obszary, które w wyniku skrajnie liberalnej modyfikacji ustrojowej (zwanej czasem „transformacją gospodarczą” i kojarzonej z nazwiskiem Leszka Balcerowicza i gdańskich liberałów, wśród których już wtedy brylował Donald Tusk) stały się w latach 90. społeczno-gospodarczym ugorem, do dzisiaj nie podniosły się z tego stanu. Nie da się ukryć, że kolejne rządy (z epizodycznymi przerwami, gdy premierami byli Jan Olszewski i Jarosław Kaczyński) kontynuowały model koncentrowania wzrostu gospodarczego w wielkomiejskich centrach. Zapaść prowincji, o czym stosunkowo głośno było na przykład w 2017 roku podczas publicznej debaty w Ząbkowicach Śląskich, była podtrzymywana centralnie, nawet jeśli lokalne samorządy usiłowały neutralizować ten proces. Reanimacja nastąpiła dopiero w ostatnich ośmiu latach, gdy nastąpił zwrot w kierunku równoważenia szans rozwoju i przesuwania potencjałów poza kilka punktów na mapie kraju.
Twierdzę, że od 2024 roku wracamy do warunków sprzed 2015 roku, w których małe i średnie gminy, a także powiaty, nie będą się mieścić w kręgu beneficjentów strategicznych projektów rozwojowych państwa. Będą sprowadzane do funkcji „lokalnej administracji” z ograniczoną samodzielnością finansową. Państwo z budżetem, którego dochody z PIT, CIT i VAT topnieją w oczach oraz z postępującym deficytem (czyli zadłużeniem) nie będzie w stanie wspomagać popadających w deficyty (czyli zadłużenie) budżetów gmin i powiatów. Małe samorządy staną się w takich okolicznościach instrumentami buforowania nastrojów społecznych i zaspokajania ograniczanej kosztowo puli usług publicznych.
W skali całego kraju gminy i powiaty znów będą w najlepszym układzie na orbicie centralnych miast w kilku regionach. U nas to będzie naturalnie Wrocław i być może „trójmiasto miedziowe”: Lubin, Polkowice, Głogów i to tak długo jak funkcjonować będzie sprawnie Grupa Kapitałowa KGHM. Wałbrzych, Legnica i Jelenia Góra czas świetności mają za sobą i mogą aspirować na Dolnym Śląsku do roli głównych orbitujących wokół Wrocławia.
W innych regionach kraju (w ramach nieformalnego zamierzenia landyzacji Polski związanego z wizją Unii Europejskiej jako państwa federacyjnego) to będą Katowice, Kraków, Poznań, Gdańsk i Warszawa. Jednym z symptomów tej tendencji jest przycięty do minimum plan budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. Ogłoszony przez przedstawicieli obecnego obozu rządowego „urealniony” schemat eliminuje kilkadziesiąt innych większych miast z zasięgu nowoczesnych połączeń kolejowych i partycypacji w horyzontalnym rozkładzie jazdy dla całego kraju, a tym samym z systemu bezpiecznej i ekologicznie korzystnej sieci komunikacji i transportu. Następuje radykalny odwrót rządzących od pomysłu na zrównoważany rozwój kraju i marsz ku centralizacji (mimo werbalnych prosamorządowych i decentralizacyjnych deklaracji polityków koalicji…). Zestawienie dwóch poniższych mapek uzmysławia jak ten proces dzieli nasz kraj pod względem szans na dobrobyt.
Rządzący w latach 2015 – 2023, poza opartym o ideowe motywy stosunku do państwa jako wspólnoty, mogli się kierować także twardym pragmatyzmem. Bezpieczeństwo społeczne i gospodarcze, ale także polityczne i (uwaga!) militarne państwa nie może być filarowane na kilku punktach na mapie, jakimi są metropolie czy bardzo duże miasta. Nie tak dawna publiczna polemika na temat przemysłu zbrojeniowego w Polsce i potencjalnej lokalizacji fabryki amunicji była echem tego właśnie dylematu. Oznacza to, że państwo jest zobligowane na inwestowania zrównoważonego albo państwo musi otwarcie przyznać, że chce ten krajobraz społeczny przekształcić i ujawnić cel takiej socjooperacji.
O ile mieszkańcy Francji (nie zawsze Francuzi, a nawet nie zawsze obywatele Francji) skupieni są w kilku metropoliach, o tyle Polacy (w zdecydowanej większości Polacy i obywatele Polski) zamieszkują nie tylko w kilku centrach miejskich. Dwie mapki, na jakie natknąłem się w sieci, wizualizują diametralną różnicę pomiędzy Polską a Francją w roku 2022 pod względem potencjału populacji.
Oba modele życia społecznego mają swoje zalety i wady. Niewykluczone, iż wariant francuski odzwierciedla zmiany cywilizacyjne w tym kraju, lecz nie ma dowodów na to, że to jest obiektywnie korzystny społecznie i gospodarczo kształt. Społeczeństwo francuskie i gospodarka Francji nie są oazami stabilności. Z polskiego punktu widzenia możemy „zazdrościć” poziomu życia (wskaźnika PKB) uzyskanego na przestrzeni tych samych kilkudziesięciu lat po II wojnie światowej (w której Francja nie poniosła tak głębokich strat społecznych i materialnych, co Polska), kiedy ten kraj w warunkach demokracji i wolnego rynku sięgał skokowo po sukcesy, czego o Polsce nie można powiedzieć. A co powiedzieć o jakości życia i poziomie gospodarki Niemiec, czyli państwa, które II wojnę światową wywołało i przegrało, a współcześnie jest liderem ekonomicznym Europy i znajduje się w światowej czołówce krajów G7? Polska w latach 2015 – 2023 wyznaczała sobie cel w postaci dołączenia do kategorii G20 i wejścia do klubu najsilniejszych gospodarek Europy.
Od przełomu politycznego z 15 października 2023 roku oraz 13 grudnia 2023 roku te ambitne horyzonty systematycznie tracą rację bytu w kontekście demontażu topowych spółek z udziałem skarbu państwa, dewaluacji lub degradacji strategicznych projektów rozwojowych (CPK, Atom, Kwant, IDEAS NCBR, Port Kontenerowy, Superkomputer AGH), hamowania w domenie inwestycji infrastrukturalnych (za przykład najbliższy niech służy inwestycja w drogę ekspresową S8) czy związanych ze środowiskiem naturalnym (znów lokalne przykłady: elektrownia szczytowo-pompowa Młoty, zbiorniki wielkiej oraz małej retencji w powiatach kłodzkim i ząbkowickim). Cofnęliśmy się o osiem lat, do punktu „piniendzy nie ma i nie bendzie”, co było potocznym tłumaczeniem zwrotu „nie da się”, czyli imposybilizmu.
3. Od dzielących pozorów do łączącej rzeczywistości [WNIOSKI]
- Państwo należy do jego obywateli.
- Rządzenie nie jest przywilejem.
- Kluczem do przyszłości jest patriotyzm.
Bez stawiania wysokiego pułapu wymagań wobec polityków rządowych i samorządowych nie zmieni się nic na korzyść małych społeczności, a tym samym w całej Polsce. Zdążyliśmy się przekonać od 1990 roku (czyli od czasu, gdy wybieramy samorząd w warunkach demokracji), że szyldy partyjne, chwytliwe hasła i modne nazwiska nie zastępują, choć też nie wykluczają, kompetencji do sterowania gminami. Wybory polityczne mają znaczenie tylko wtedy, gdy wybieramy świadomie naszych przedstawicieli, a nie w trybie plebiscytu popularności. Tych wyborów my dokonujemy (lub się od nich uchylamy pod pozorem „niechęci do polityki”, aby potem na polityków narzekać). Od poziomu naszych – Twoich i moich – aspiracji zależy kto znajdzie się w politycznych czy samorządowych elitach.
Najbliższe wybory samorządowe przypadają w 2029 roku. Najbliższe wybory parlamentarne mają się odbyć w 2028 roku. Najbliższe wybory prezydenckie to już rok 2025. Jednak nie o wyborach i chwilowym kampanijnym gejzerze jest mowa, ale o długotrwałych konsekwencjach wyborów. W odniesieniu do samorządu na wszystkich jego warstwach, ale też w ławach sejmowych i senackich, daje się zaobserwować postępujące zdziecinnienie. Sale obrad zdają się przypominać piaskownicę, w której wzajemnie wyrywanie sobie łopatek i wiaderek oraz widowiskowe burzenie zamków z piasku przeplata się z bezhołowiem, bezrefleksyjnością i działaniem stadnym. Nie trzeba już chodzić na sesje, bo wystarczy mieć „podgląd” poprzez transmisje, aby się przekonać o tym, że można zaciągnąć wielomilionowy kredyt w 150 sekund! Przykro to mówić / pisać, ale rady gmin i powiatów oraz sejmiki własnoręcznie pozbawiają się racji bytu i odwrotnie proporcjonalnie do swojej efektywności kosztują coraz więcej. Czy nie jest analogicznie z sejmową i senacką śmietanką, w której zbyt często usta zanurzają mierni, bierni, ale wierni, którzy jednak twardo stawiają zasadę ukrytą w akronimie „TKM” („teraz **** my”)?
Przebudowanie ustroju niepodległego państwa demokracji, a więc: nowa konstytucja chroniąca wartości tradycji i wyzwalająca potrzeby rozwoju, jasny trójpodział władz, jednoznaczne opowiedzenie się za unitarnością administracji publicznej, aktywność oraz pomocniczość rządu i samorządu tam, gdzie rodzina, wspólnoty i przedsiębiorczość samodzielnie nie odpowiadają na potrzeby obywateli – to tylko niektóre z fundamentalnych oczekiwań społecznych.
Trzecia „eRPe” nie może być dłużej nowszym modelem dawnego „PeReLu”. Patriotyzm staje się w XXI wieku nowym wyzwaniem. Polega ono na wyjściu z syndromu „planu minimum”, aby zaplanować maksimum. Rzeczypospolitej nie możemy pozostawić w magmie inercji, jeśli nasze dzieci i nasi wnukowie mają cieszyć się wolnym i dobrym życiem w Polsce.