Roman, Leon, Honoriusz, Antoni, Jerzy, Stanisław, Piotr, Franciszek, Stefan, Stanisław, Sylwester. Michał.
Oprawcy z tej samej ideologicznej „gliny” najpierw inwigilowali, osaczali i zastraszali niezłomnego kapłana. Jako tzw. „nieznani sprawcy” doprowadzili zaledwie przez dwie ostatnie dekady rządów komunistycznych do śmierci: księdza Romana Kotlarza (+1976), księdza Leona Błaszczaka (+1982), ojca Honoriusza Kowalczyka (+1983), księdza Antoniego Kija (+1984), księdza Stanisława Palimąki (+1985), księdza Piotra Popławskiego (+1987), księdza Franciszka Blachnickiego (+1987), księdza Stefana Niedzielaka (+1989), księdza Stanisława Suchowolca (+1989), księdza Sylwestra Zycha (+1989).
Najgłębiej w tę współczesną jeszcze historię starcia uosobionego zła z uosobionym dobrem wpisał się ksiądz Jerzy Popiełuszko (+1984). Dzisiaj mija rocznica Jego narodzin dla nieba, choć – jak wiemy – winni prześladowania i śmierci byli przekonani, że to jest koniec misji kapłana. Zło nie zwyciężyło z dobrem, które przetrwało.
Gdy rozgrywały się przypominane dzisiaj dramatyczne okoliczności, byłem (nie ma przypadków, są znaki!) mieszkańcem parafii, w której posługiwał ksiądz Jerzy Popiełuszko. Słuchałem kilku Jego kazań podczas Mszy świętej za Ojczyznę i nawet było mi dane przez chwilę rozmawiać. Znajdując się w nieprzeliczonym tłumie wiernych oczekujących w żoliborskim kościele pw. św. Stanisława Kostki na powrót porwanego kapłana, usłyszałem wiadomość, że „w wodach zalewu we Włocławku odnaleziono księdza”. Przeszywający smutek mieszał się ze złymi emocjami. W świątyni i jej wypełnionym rozmodlonymi ludźmi otoczeniu rozlał się szloch… Słyszę to do dzisiaj. Słyszę także sylabizowaną przez jednego z kapłanów trzykrotnie frazę z Modlitwy Pańskiej: „…i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…”. Pallotyn ksiądz Feliks Folejewski z niespodziewaną odwagą powiedział wtedy: „Ksiądz Jerzy jest już wśród błogosławionych!” Zdałem sobie wtedy sprawę, że po raz pierwszy w życiu jestem tuż obok Krzyża, na którym umarł mój Pan, Jezus Chrystus. Ta beatyfikacja dokonana w sercu nie mogła nie mieć swojego miejsca gdziekolwiek indziej. To działo się 40 lat temu.
Kilka miesięcy temu, będąc w drodze, ponownie spotkałem błogosławionego księdza Jerzego. Tym razem duchowo i zarazem bardzo realnie. Mam wewnętrzne przeświadczenie, że owa podróż (nieskończona wprawdzie) w lipcu 2024 roku miała swój zwrot za Jego sprawą. Opatrzność i dobrzy ludzie sprawili, że miesiąc później mogłem nawiedzić kościół pw. św. Stanisława Kostki w Warszawie i uklęknąć przed grobem błogosławionego księdza Jerzego. Tego sierpniowego popołudnia nie widziałem tu zbyt wielu ludzi. Można było odmówić różaniec, obejść ekspozycję poświęconą biografii kapelana Solidarności i niemal dotknąć ołtarza, przy którym czterdzieści lat wcześniej stał ksiądz Jerzy.
Obok imion niezłomnych kapłanów naszej najnowszej historii – było ich przecież więcej przez lata niemieckiej i sowieckiej okupacji Polski od 1939 roku – wymieniłem na wstępie jeszcze jedno imię. Michał. Myślę o księdzu Michale Olszewskim – kapłanie represjonowanym przez wymiar niesprawiedliwości w Polsce 2024 roku. Nie znając Go osobiście, wiedząc wiele o Jego posłudze duszpasterskiej, obserwując moc mechanizmu państwowej opresji, której – obok dwóch przetrzymywanych w areszcie kobiet – stał się zakładnikiem, łączę księdza Michała Olszewskiego z księdzem Jerzym Popiełuszką. Jest z taką samą diaboliczną premedytacją szkalowany, wyśmiewany, osaczany i oskarżany.
Z każdym dniem jest coraz bardziej widocznym – choć odosobnionym niczym zbrodniarz – świadkiem wierności dobru. Wbrew intrydze snutej przez sprawujących tu i teraz władzę, staje się znakiem sprzeciwu. To dla mnie niespodziewana kontynuacja łańcucha polskiej historii i żywe ogniwo misji zwyciężania zła dobrem w XXI wieku. Panu Bogu dziękuję za każdego księdza spotkanego w życiu i za błogosławieństwo wiary, któremu pośredniczą zwróceni ku Panu Bogu.