Jest jakiś sposób, aby nie wzniecać ognia, a zapalić do działania? Można siać wiatr i nie zbierać burzy? Ile kroków albo ile stopni trzeba pokonać, aby ujrzeć, że nie w pożarze i zawierusze jest cel?
Mając na uwadze warunki społeczne charakterystyczne dla naszego kręgu cywilizacyjnego w XXI wieku, wizja wytrwałego poszukiwania rzeczywistych wartości, podążania ku trwałym celom i drążenia – niczym kropla wody – skał oporów mentalnych, ideologicznych baniek, intelektualnych limitów i estetycznych barier, zdaje się kojarzyć z wysiłkiem mitycznego Syzyfa. Idealizm w każdej postaci i we wszystkich okolicznościach jawi się jak lot Ikara, bo idealiści sprawiają wrażenie odrealnionych („nawiedzonych”), a przez to nie uwzględniających twardych realiów świata. Determinacja w poszukiwaniu prawdy, a jeszcze bardziej jej głoszenie oraz wierność jej treści w oczach wielu jest otwieraniem puszki Pandory, bo jako nieszczęście traktowana bywa konieczność zastosowania się do kryteriów uczciwości, rzetelności i odpowiedzialności. Co więcej, każdy człowiek raz przylgnąwszy do świata wartości, zakłada niejako szatę Dejaniry, bo przekracza granice wykluczenia z grona pragmatyków, czasem i cyników, którym wiedzie się miło.
Przykład… Politycy i dziennikarze nie należą do kręgu osób wzbudzających powszechne zaufanie. Jeśli polaryzują zdobywają poklask i niechęć, a przez to podnoszą poziom emocji wokół siebie i tym samym wzmacniają rozpoznawalność. Jeśli zaś stawiają na rzeczowość i ważą słowa nie przebijają się do głównego nurtu, a ich popularność nie rośnie, co z kolei ujemnie przekłada się na udział w podziale głosów wyborców czy wynikach oglądalności, słuchalności lub poczytności. Na własne – w pewnym sensie – życzenie wyznaczyli sobie rolę outsiderów, chociaż w istocie to właśnie oni są w samym centrum faktów i realnych procesów. W przeciwieństwie do orbitujących po doraźności i pławiących się w sławie, wiedzą i wierzą, że sensu aktywności społecznej szuka się idąc pod prąd, wbrew nurtowi, a nawet ryzykując niepoprawność ze wszelkimi jej konsekwencjami.
Pokora i pracowitość wywołują współcześnie co najmniej mieszane uczucia. Ambiwalencja wokół tego, że ktoś nie zabiega o rozgłos wynika niekiedy z przeświadczenia o swojej wyższości, ale też z osobistych kompleksów. Nisza, w jakiej lądują „szaleńcy Boży” i „mrówki ludzkie” bywa też po części przez nich samych wykopana. Nie oglądają się wstecz, nie rozglądają się wokół i robią swoje. Żyją bez blichtru, egzystują w prostocie, nie gromadzą entuzjastów, oczekują wyrozumiałości, liczą na cud świętego spokoju i nie chcą nikomu wadzić. Przypominają… pustelników. Ich zmysły odporne na impulsy chwil reagują bardziej na falowanie dalekosiężności. W masie wytwarzanych przez nich dóbr więcej jest niepowtarzalności i ponadczasowości. Ich wizje przekuwane w projekty, przedsięwzięcia i produkty, choć bywają marginalizowane, są realnym przemienianiem świata.
W odniesieniu do polityków – programy, w odniesieniu do dziennikarzy – publikacje, stanowią kamienie milowe życia publicznego. Na tle takich właśnie owoców wierności wartościom, hasła rzucane pod publiczkę oraz klikbajtowe tytuły i leady znaczą mniej, niż czas potrzebny, by je zauważyć. Ich autorzy żywią się owczym pędem bezrefleksyjnego tłumu scrolującego coraz to bardziej ekscytujące frazy i frazesy.
Czyje mowy pamiętasz i co z nich nadal uważasz za istotne? Które publikacje uznajesz, mimo upływu czasu, za ważne, odkrywcze i wciąż aktualne? Do czego przywiązujesz wagę, gdy dokonujesz osobistych wyborów? Do jakich miejsc chcesz wrócić? Do których rozmów chcesz nawiązać? Do Kogo wolisz przyjść, aby odnaleźć wewnętrzny pokój? Za kim się oglądasz we wspomnieniach, z kim przebywasz na co dzień, dla kogo spoglądasz w horyzont przyszłości? Odpowiedzi na te pytania to Twoja osobista historia faktów dokonanych.