Jest tak wiele epicentrów niepokoju, zarzewi obaw i egzystencjalnych turbulencji. Niedostatek sił i nadmiar napięcia dezorganizują niemal wszystko. Możliwość znalezienia się w polu duchowego magnetyzmu, w domenie wyłączonej z jazgotu i chroniącej przed nijakością to jednak nie tylko antidotum na tę splątaną i wibrującą rzeczywistość. Modlitwa zaczyna się od ciszy i samotności? Najświętszy Sakrament to przystanek czy źródło i cel?
W rozedrganym, rozkrzyczanym, skonfliktowanym i pełnym stroboskopowo-fluorescencyjnych doznań świecie pozostawanie mistykiem zdaje się być „poza zasięgiem” (por. 2 Kor 4,4). W toni egocentryzmów i egoizmów nawet znalezienie „bezludnej wyspy” (w języku biblijnym to „wyjście na pustynię”) nie gwarantuje stabilności, ciszy i harmonii doświadczeń. Odnajdowanie pustelni zaczyna się od wewnętrznej ciszy i samotności. Wewnętrzny (psychiczny, duchowy) bezgłos jest początkiem drogi do światła (por. 2 Kor 4, 6).
Jeśli chcemy lepiej przyjrzeć się naszym czasom i temu, co na ich etapie przykleja nas mentalnie do świata materii z dobrymi i złymi tego konsekwencjami, spójrzmy na rzeczywistość z dystansu. Pomocny w tym będzie pryzmat… „innego” świata. To sposób umożliwiający postrzeganie życia i tego, co w nim jest w istocie ważne oraz odróżniania tego, co łudzi pozorami znaczenia.
- Południe Belgii… Klasztor trapistów…
Ruiny dawnego klasztoru benedyktyńskiego, na których powstało współczesne miejsce modlitwy i pracy w całkowitym odosobnieniu. To klasztor trapistów – najsurowszego katolickiego zakonu kontemplacyjnego. Wokół las, morze zieleni i czyste powietrze. Resztki dawnych zabudowań mieszają się z nowymi i dosłownie tylko przez dziurkę od klucza da się zobaczyć niezwykłe wnętrze dziedzińca, po którym trapiści podążają do kościoła na modlitwy. Zakonnicy z klasztoru Orval niezmiennie wyznają zasadę: „Kiedy się modlisz, zbierz cały świat w głębi swojej miłości”. Jak pomieścić świat w jednym klasztorze, którego historia sięga roku 1070? Przez minionych 995 lat działo się na świecie tak wiele, a sam klasztor przechodził różne kataklizmy. W Orval było niesamowicie głęboko cicho, gdy byłem tam około dwadzieścia lat temu. Tak bardzo cicho, że można było usłyszeć bicie własnego serca. Tam pojąłem, że cisza jest brzmieniem obecności samego Pana Boga.
Do klasztoru w Orval przybywają i turyści, i pielgrzymi. Można się zaopatrzyć w produkty wytwarzane przez mnichów (piwo, ser), ale też ręcznie wykonywane dewocjonalia. Zwiedzanie, przy którym dopuszcza się ciche rozmowy, miesza się z instynktownym odsłuchiwaniem ducha tego miejsca („genius loci”) albo wsłuchiwaniem się w Ducha Świętego (Spiritus Sanctus). Oddychając głębiej, wynosi się doświadczenie z pogranicza mistyki i przeczuwam, że wielu ludzi właśnie po to przybywa do Orval.
- Południe Polski… Klasztor klarysek…
Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Ząbkowicach Śląskich, piastowany już ponad 70 lat przez Mniszki Klaryski od Wieczystej Adoracji, które przybyły tutaj ze Lwowa (jak wiele naszych rodzin wywodzących się z Kresów II Rzeczypospolitej). Nieprzerwana nawet na sekundę modlitwa sióstr promieniuje spokojem, daje schronienie ufnym wbrew przeciwnościom, ale i skołatanym nimi. Sióstr niemal nie widać, choć czasem bezszelestnie przemykają przez świątynię, aby o nią zadbać, lub przechodzą przez miasto, by dopilnować ważnych spraw. Sióstr niemal nie słychać, poza subtelnym i nieustającym odgłosem modlitw odmawianych przez całą dobę po drugiej stronie ołtarza świątyni czy śpiewem chóralnym podczas Mszy świętych, nabożeństw i nocnych czuwań. Do klasztoru pukają głodni, czasem poszukujący pocieszenia lub proszący o modlitwy. Do kościoła piastowanego przez mniszki ludzie przychodzą, aby przyklęknąć na krótki pacierz, aby poklęczeć i pomodlić się dłużej, ale też po to, by na kolanach lub siedząc, wpatrywać się w Najświętszy Sakrament wystawiony do nieustającej adoracji.
Niektórzy przybywający w to miejsce niespodziewanie dla samych siebie doznają najwyższej amplitudy duchowego trzęsienia ziemi. Jego źródłem jest Jezus, którego pod postacią chleba eucharystycznego można zobaczyć na własne oczy. Tylko dla tego przeżycia warto znaleźć się we wnętrzu zabytkowej świątyni, w której aura braci dominikańskich – męczenników z XV wieku – niewidzialnie miesza się z mikroklimatem nieprzerwanych modlitw klarysek i modlitewnym szeptem wiernych obecnych tu nie ze względu na obowiązek. Przyciągani są bowiem mistyką tego unikalnego miejsca, gdzie dosłownie 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu można być dotkniętym łaską.
Duchowość, życie duchowe, uduchowienie w potocznym pojmowaniu zdają się znaczyć to samo. Dla, być może nawet całkiem licznej, części zwykłych zjadaczy chleba naszego powszedniego to sfera życia polegająca na intensywnym skupieniu wokół kwestii wiary i jej praktykowania. Gdy pojawiają się określenia „mistyk” czy „mistyka”, spora grupa osób odbiera to jako rodzaj wyższego uduchowienia. Bywa, że w ślad za tym idzie domniemanie czegoś, co miałoby polegać na oderwaniu od rzeczywistości. Czasem posądza się pewne osoby o niezdolność dopasowania do zwykłej codziennej rzeczywistości. W tym kontekście słyszymy czy mówimy niekiedy, że ktoś jest… „nawiedzony”. Coś w tych wszystkich przypuszczeniach czasem bywa na rzeczy, ale osadzanie takich osób poza krawędzią normalności jest bardziej efektem nadmiernego psychologizowania, przesadnie spekulatywnego rozumowania lub zwyczajnych uprzedzeń czy też niewiary.
Mistyka nie jest wyobcowaniem, a mistyk nie jest kimś wyalienowanym. Mistyk to ktoś, kto adoruje Pana Boga dla Niego Samego, a nie po to, by od czegoś uciec, coś pozyskać czy się komuś przypodobać. Adoracja jest postawą człowieka, który uznaje się za stworzenie przed swoim Stwórcą. Wysławia wielkość Stwórcy. Wysławia Jezusa Chrystusa, którego ofiara na Krzyżu otwiera wyzwolenie od grzechu. W konsekwencji pojawia się korne przebłaganie, po którym jasny staje się horyzont dziękczynienia (εὐχαριστία).
Wnętrze katolickiej świątyni przepełnione cichą i samotną obecnością Pana. Żałuję za me złości jedynie dla Twej miłości… Wiara podpowiada, że jestem niejako u progu nieba. Wierzę w Ciebie, Boże żywy, W Trójcy jedyny, prawdziwy… Ilekroć wchodzę do kościoła, nadzieja wskazuje ołtarz jako zenit świętości. Ufam Tobie, boś Ty wierny, wszechmocny i miłosierny… Zwrócony tą aurą ku wschodowi Zmartwychwstania nie potrzebuję słów, bo zastępuje je miłość. Boże, choć Cię nie pojmuję, jednak nad wszystko miłuję…
Tekst dedykowany dla serwisu wAkcji.24.pl