Są granice zachowań, których przekroczenie oznacza wyparcie się człowieczeństwa. Znamy z kart historii, ale też z osobistych doświadczeń, okoliczności, w których ciśnie się na usta określenie czynu jako „nieludzkiego”. Jeśli nieludzkiego, to jak określić sprawcę takiego działania?
Skrót:
- … to był jeden z najczarniejszych dni w najnowszej historii Polski;
- … upływały bezcenne i bezpowrotnie tracone minuty, potem dni i lata;
- … nie było od kilkunastu godzin łączności elektronicznej i nie działały systemy nadzoru obiektów;
- …pasywność, bierność i inercja, nawet biorąc pod uwagę skalę dramatu, była – i nadal jest – po ludzku niewytłumaczalna, chyba że…;
- … na drastyczność czy wręcz makabryczność relacji składa się diaboliczne – bo nieludzkie – okrucieństwo;
- … w dziewięciu przypadkach w trumnach ujawniono ciała osób, które nie były do nich przypisane;
- … to jednak nie wszystko… Stało się coś jeszcze okrutniejszego i jednocześnie na wskroś nieludzkiego;
- … zwłoki były zdekapitowane i nie były ciałem mamy…;
- … stało się jasne, że samolot był pułapką;
- … wszystko, co Rosjanie robili potem było działaniem planowym, a to co robili przedstawiciele polskich władz, było echem;
- … rządzący Polską oddali na pastwę losu godność narodu, którego mienili się przedstawicielami.
Całość:
Kilka minut po tym, gdy samolot rozleciał się w powietrze i spadł w tysiącach kawałków na ziemię, i gdy szczątki ofiar dramatu nad i pod Smoleńskiem utknęły w błotnistej mazi blisko lądowiska zarządzanego przez operatorów z Moskwy, wiadomość o tym, co się stało, dotarła do Polski. Zanim powiadomienie otrzymały osoby z kręgów rządowych, w tym premier Donald Tusk, marszałek Sejmu Bronisław Komorowski i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, a od niego brat prezydenta RP Jarosław Kaczyński, upływały bezcenne i bezpowrotnie tracone w Polsce minuty, potem dni i lata. Oglądałem to wszystko wczoraj w kolejnym odcinku filmu „_Reset”. Michał Rachoń i Sławomir Cenckiewicz, choć poruszali się w domenie, którą na miarę moich możliwości głęboko rozeznałem przez lata dzielące od 10 kwietnia 2010 roku, zdołali wydobyć w relacjach z tych pierwszych minut, godzin, tygodni i lat, nowe akcenty. Za chwilę dojdę do tego, który mnie przeszył… To był dzień, który zapisał się jako jeden z najczarniejszych dni w najnowszej historii Polski.
Gdy płynęły wspomniane już wyżej pierwsze minuty, w czasie których na miejscu tragedii sprawnie i stanowczo działali już funkcjonariusze państwa rosyjskiego. W ocenie obserwatorów ich nadzwyczajna operatywność wyglądała tak, jakby byli przygotowani… Tymczasem nie było od kilkunastu godzin łączności elektronicznej i nie działały systemy nadzoru obiektów w agendach rządowych w stolicy Polski. Gdy urzędnicy i oficerowie centrum operacyjnego MSZ komunikowali się po otwartych łączach, do jadącego z Sopotu do Warszawy szefa polskiego rządu dzwonili najwyżsi przedstawiciele Federacji Rosyjskiej – premier Władimir Putin i prezydent Dymitrij Miedwiediew. Po pięciu godzinach odbyło się 20-minutowe posiedzenie Rady Ministrów, z którego protokół zmieścił się na jednej stronie formatu A4. Po zakończeniu obrad Donald Tusk w trakcie briefingu przekazał rodzinom zmarłych kondolencje… od władz Rosji. Udał się następnie do Smoleńska, gdzie oprowadzany przez Władimira Putina i Sergieja Szojgu (wtedy prezesa Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego, a od 2012 r. do dzisiaj ministra obrony narodowej Rosji), oglądał teren, na którym nadal spoczywały szczątki ofiar, ich rzeczy osobiste, rejestratory i fragmenty polskiego samolotu (radzieckiej produkcji, „remontowanego” tuż przed zdarzeniem w jednej z fabryk na terenie Rosji nadzorowanej przez służby tego kraju).
Pasywność, bierność i inercja, nawet biorąc pod uwagę skalę dramatu, była – i nadal jest – po ludzku niewytłumaczalna po stronie szefa polskiego rządu. Chyba, że polski premier nie działał suwerennie lub świadomie. Tak czy inaczej Rosja i jej służby przejęły – najpierw de facto, potem de iure – kontrolę nad dalszym ciągiem sprawy. I tu zaczyna się akt drugi dramatu…
Napisać o tym, co stało się z ciałami ofiar jest trudno, bo na drastyczność czy wręcz makabryczność relacji składa się diaboliczne (tak! diaboliczne! moskwiańskie!!) – bo nieludzkie – okrucieństwo Rosjan i faktycznie podporządkowanych im przedstawicieli polskich instytucji z minister zdrowia Ewą Kopacz na czele (widoczną na zdjęciach z filiżanką kawy obok stołu sekcyjnego). Składa się na tę przeszywającą umysł i emocje relację także bezsilność i bezbronność Polaków, którzy przyjechali do Moskwy lub czekali w Warszawie na zwłoki bliskich sobie osób, i którym zarówno funkcjonariusze rosyjscy, jak i polscy urzędnicy uniemożliwiali godne i zgodne z prawem przejęcie i pochowanie ciał zmarłych. Co wiemy o skutkach takiego procederu?
W 2016 roku zastępca prokuratora generalnego Marek Pasionek poinformował, że w dziewięciu przypadkach w trumnach ujawniono ciała osób, które nie były do nich przypisane. Między innymi… W trumnie śp. Natalii Januszko, najmłodszej ofiary – fragmenty ciał pięciu osób. W trumnie śp. Aleksandry Natalii-Świat – fragmenty ciał jednej osoby. W trumnie śp. gen. Bronisława Kwiatkowskiego – czternaście części ciała należących do siedmiu osób. W trumnie śp. gen. Włodzimierza Potasińskiego – sześć części ciała należących do czterech innych osób. W trumnie śp. arcybiskupa gen. Mirona Chodakowskiego znajdowała się jego górna połowa, a dolna należała do śp. arcybiskupa gen. Tadeusza Płoskiego. W trumnie śp. prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego fragmenty ciał dwóch innych osób. Zaszywanie obcych przedmiotów w zwłokach, przekazywanie kolejnych fragmentów ciał przez szereg kolejnych lat po tym, jak doszło do tragedii smoleńskiej i celowe mylenie zwłok czy ich wrzucanie do trumien części różnych zwłok oraz sposób ich traktowania przed umieszczeniem plastikowych worków z tymi szczątkami w trumnach zalutowywanych w podziemiach moskiewskiej kostnicy, to ciąg dalszy gehenny… To jednak nie wszystko… Stało się coś jeszcze okrutniejszego i jednocześnie na wskroś nieludzkiego…
W trumnie, w której spoczywać miało ciało – zidentyfikowanej w Moskwie przez syna – śp. Anny Walentynowicz, jak się później okazało w wyniku konfrontacji dokumentacji medycznej i przeprowadzonej ostatecznie ekshumacji znalazły się zwłoki innej kobiety – uczestniczki delegacji państwowej do Katynia śp. Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej (wiceprezes Fundacji „Golgota Wschodu”). Gdy otwarto grób, w którym rzekomo pochowano tę osobę, znaleziono tam szczątki innej kobiety. Zwłoki były zdekapitowane i nie były ciałem mamy Janusza Walentynowicza. Z komentowanego przeze mnie w cyklu #ANEKS filmu „_Reset” dowiadujemy się, że Anna Solidarność od początku swojej działalności opozycyjnej była solą w oku sowieckich służb operujących w Polsce za to, że konsekwentnie dopominała się o prawdę na temat Zbrodni Katyńskiej. W 2010 roku nie wróciła z Katynia…
W 70. rocznicę zbrodni katyńskiej pod Smoleńskiem śmierć poniosło 96 obywateli Rzeczypospolitej Polskiej, wśród których zginęli urzędujący prezydent RP Lech Kaczyński oraz ostatni prezydentem RP na uchodźctwie Ryszard Kaczorowski. Z oboma panami prezydentami miałem zaszczyt spotkać się. Uosabiali Polskę w najszlachetniejszy sposób. Ofiarami tragedii było też kilka innych osób, z którymi było mi dane zetknąć się osobiście lub które dla mnie były oddane polskiej państwowości. Jedną z nich była Anna Walentynowicz. Nie było mi dane spotkać się czy widzieć Pani Anny osobiście, jednak wszystko, co na Jej temat wiedziałem (czytając i słuchając) było świadectwem dobra, jakie Sobą wnosiła. Rola, jaką odegrała w Solidarności jest nie tylko symboliczna, choć już za życia, ale szczególnie po śmierci stała się niejako upostaciowieniem tego wielkiego ruchu. Mówi się nawet: „Anna Solidarność”, aby wskazać na ludzkie przymioty solidarności. Pani Anna leciała rządowym samolotem w sobotni poranek 10 kwietnia 2010 roku, aby w Katyniu oddać hołd ofiarom ludobójstwa, jakiego Sowieci dokonali na Polakach w 1940 r. Dzisiaj jest jasne, że samolot, w którym znalazła się obok 95 innych uczestników państwowej delegacji, okazał się… pułapką.
Wszystko, co Rosjanie robili potem było działaniem planowym, a to co robili przedstawiciele polskich władz, było echem. Echem pełnym cynizmu, bo Donald Tusk mówił o „ponadstandardowości”działań administracji rosyjskiej, Bronisław Komorowski twierdził, że „polskie państwo zdało egzamin”, a Ewa Kopacz zapewniała, że polscy lekarze pracowali z rosyjskimi „jak jedna rodzina”. Niespełna miesiąc po 10 kwietnia 2010 r. wykonujący obowiązki prezydenta RP Bronisław Komorowski był w Rosji i wręczał wysokie odznaczenia państwowe funkcjonariuszom rosyjskim. Kilka miesięcy później, już jako głowa państwa przyjmował wizytę prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa w Warszawie i powiedział, iż: „Niedobra posucha w relacjach polsko-rosyjskich dobiegła końca”.
Rządzący Polską oddali na pastwę losu godność narodu, którego mienili się przedstawicielami. Posłusznie rzucili los Polaków pod buty moskwian. Wcześniej i później – w czasie, gdy administrowali naszym państwem – oddawali za bezcen majątek Polaków. Wiemy teraz, że forsowali także militarną bezbronność Polski na wschód od linii Wisły. Do dzisiaj – choć są totalną (fatalną, frontalną) opozycją są medialnymi rezonatorem propagandy moskiewskiej. Są partią rosyjską!
Jeśli nie czujesz zmrożenia krwi, jeśli nie pojawiła się łza w oku, jeśli nie doświadczasz rozgoryczenia, po tym, gdy ciała zamordowanych sponiewierali obcy, by odebrać godność żyjącym, jesteś jeszcze jednym z nas❓
Dzisiaj #Reset przeszył serce! pic.twitter.com/rnb1NZUkS3— Krzysztof Kotowicz (@KotowiczKrzysz) August 29, 2023
https://www.youtube.com/watch?v=ZKCKAeTWby8&t=3192s