Budzimy się wolni. Sięgamy po to, co jest nam potrzebne. Przemieszczamy się w swobodnie w dowolnych kierunkach. Pozostajemy w wybieranych odniesieniach społecznych. Przyjmujemy i oddajemy to, co uważamy za wartości. Dzielimy się lub uchylamy się od partycypacji, bo tak wolno i tak chcemy. Przyglądamy się w lustrze, aby usnąć snem sprawiedliwego. Wolni zasypiamy.
Przekonania, że „wszystko mi wolno”, „jestem wolnym człowiekiem”, „nikt mi niczego nie może nakazywać” nie są li tylko wykwitami wszechogarniającego liberalizmu. Jest wręcz przeciwnie – są światłem odbitym sprzeciwów, buntów i oporu wobec wszelkiego rygoryzmu. Mogłyby się wydawać zatem objawami, jeśli nie wybujałego indywidualizmu, to przynajmniej osobistego poczucia swobody w decydowaniu o sobie. Wszystko więc wyglądałoby optymistycznie, gdyby nie…
Gdyby nie doświadczenia dziejowe i indywidualne. Jeśli są one świadomie odczytywane, jeśli są przepracowane choćby w minimalnym stopniu, powinny chronić przed wspomnianego wyżej optymizmem. W istocie jest on przejawem naiwności, w imię której człowiek i wspólnoty są gotowe przyjmować za prawdziwą tezę o braku ryzyk na polu wolności w wymiarze konkretnych jednostek ludzkich, ale też na płaszczyźnie życia społeczeństw. Żaden ustrój, żaden system polityczny, żadne stronnictwo polityczne – i to na całym świecie – nie są absolutnymi gwarantami wolności obywatelskich. Owszem, są nawet takie kraje, takie władze i takie organizacje, które z premedytacją, nie kryjąc tego, ową wolność nie tylko limitują, ale nawet jej pozbawiają. Są także państwa i kojarzące się z nimi systemy polityczne, w których wolność jednostki jest tak dalece honorowana, że nawet posiadanie broni palnej i jej stosowanie wpisane jest w kanon nietykalnych uprawnień. Są frakcje i opcje polityczne, którym wolność przyświeca, są takie, które zaślepia, ale są organizacje zasłaniające wolność frazesami o niej. Także cała sfera wolności ekonomicznych jest w różnych państwach różnie traktowana i wykorzystywana, co nawiasem mówiąc, nie pokrywa się z podziałem, o jakim mowa była chwilę temu, gdy wspomniałem o swobodach obywatelskich. Nie wolno nie wspomnieć o jeszcze jednym fundamentalnym obszarze, jaki w różnych państwach czy układach politycznych nie jest kształtowany jednolicie. To domena życia religijnego, związana z nim dziedzina rodziny i niejako w parze idąca przestrzeń kultury, w tym twórczości artystycznej.
Nakreśliłem powyżej jedynie szkicowo nawigacje, jakimi dobrze byłoby się kierować, aby przybliżyć sobie temat tego rozważania. Przejdźmy zatem do sedna.
- Filozofia, ideologia, uzasadniające koncepcję monizmu władzy, mogą być rozmaite, mogą być sobie wzajem wrogie – mechanizm pozostaje ten sam i nieuchronnie prowadzi do koncentracji władzy w jednej ręce. (…) Winston Churchill powiedział kiedyś, że demokracja jest ustrojem fatalnym, ale że ludzkość nie wymyśliła dotąd niczego lepszego.
- Charakterystyczną cechą ustrojów totalitarnych jest perfekcjonizm. (…) Osiągnięcie stanu doskonałości nie jest możliwe bez wyeliminowania tych sił i grup ludzkich, które stanowi temu stoją na przeszkodzie lub które na udział w doskonałości nie zasługują. Doskonałość bowiem zaplanowana jest dla wybranych (…). Filozofowie nie potrafią, rzecz jasna, wprowadzić swoich pomysłów w czyn. Zadanie to przypada w udziale politycznym działaczom – najczęściej ambitnym i energicznym półinteligentom, którzy swój nienasycony głód władzy (karmiony zazwyczaj osobistymi resentymentami) identyfikują z historycznym posłannictwem.
- Ale człowiek wieczny, człowiek niedoskonały według kryteriów totalitarnych ideałów, odżywa wcześniej czy później, odradza się i znajduje na swojej niepewnej, ludzkiej drodze.
„Maleńką encyklopedię totalizmu” Jan Józef Szczepański opublikował w 1990 roku. To niesamowicie przystępny (także w sensie objętości, bo książeczka ma charakter kieszonkowy) przewodnik po głównych sektorach życia ludzkiego narażonych najbardziej lub najczęściej na mniej lub bardziej dostrzegalne, finezyjne lub drastyczne oznaki totalitaryzmu. Autor pozostaje w kręgu tych polskich pisarzy, eseistów, tłumaczy, twórców filmowych, którzy obok formułowania słów, czynili je formatem własnego życia. Orientalista z wykształcenia, taternik z pasji, był aktywnym uczestnikiem życia społecznego. Wyrażał opinię wbrew obowiązującym regułom poprawności politycznej w czasach komunizmu. Po zmianie ustroju pozostał wytrwałym poszukiwaczem wartości wolnych od ideologicznych naleciałości. Zmarł w 2003 r.
W spisie treści książki są wymienione następujące tematy: jednostka, nowy człowiek, masy, język, prawo, religia, kultura, spisek, młodzież, gospodarka, historia, demokracja, niepodległość, policja, cenzura, szkoła, propaganda, sport, pryncypialność, cele i środki, moralność. Jest zatem szeroka paleta wątków, z której zainteresowany wybraną kwestią może wniknąć w jej analizę, by dalej już samodzielnie eksplorować własną wolność, ale też dostrzegać wolność innych ludzi.
- Kiedy dziś rozmawia się ze starszymi Niemcami, pamiętającymi Trzecią Rzeszę, Blietzkrieg, Neuordnung, Endlosung, itp., prawie każdy z nich twierdzi, że był przeciwny Hitlerowi i uważał nazistowską ideologię za zbrodniczą bzdurę. Gdzież więc były masy, obwieszczające chóralnym rykiem swoje uwielbienie dla Führera, maszerujące z pochodniami, demolujące żydowskie sklepy i synagogi?
- Skodyfikowana przez George’a Orwella nowomowa jest narzeczem totalitarnej władzy. Naczelną regułę nowomowy stanowi zamiana znaczeń. Ustalone nazwy pojęć i rzeczy zostają arbitralnie przydzielone pojęciom i rzeczom innym, najczęściej wręcz przeciwnym. (…) Nowomowa posługuje się z upodobaniem (a nawet cynicznym poczuciem makabrycznego humoru) eufemizmami.
- Nam, Polakom, doświadczenia totalitarnej „praworządności” nie są obce (…). Najoczywistsze nawet gwałty, łącznie z praktyką wymuszania zeznań torturami, dokonywane były przeważnie „w majestacie prawa”. Zadowolenie wymagań owego „majestatu prawa” nie nastręczało szczególnych trudności. Chodziło tylko o znalezienie odpowiedniej interpretacji faktów.
- Walka z religią, podejmowana wielokrotnie w historii, była – niemal z reguły – walką z rosnącymi w potęgę i wpływy instytucjami religijnymi – z Kościołem i klerem. Samą potrzebę religii bardzo trudno jest wykorzenić lub zastąpić czymś innym. (…) Praktyczne skutki dla totalitarnie rządzonych społeczeństw są te same. I te same pozostają głębsze niepokoje i tęsknoty człowieka w obliczu tajemnicy jego natury i jego przeznaczenia.
- Aby osiągnąć ideał stotalitaryzowanego, nie stawiającego oporu władzy społeczeństwa, należało zniszczyć kulturę „dawną”, do której natury należą poszukiwanie, niepokój, krytycyzm i bunt.
Przeszliśmy przez strefy o zasadniczym znaczeniu, jeśli chodzi o uszanowanie wolności człowieka i społeczeństw oraz zachowanie ich od już nie więzów, lecz kajdan zniewolenia. Od obalenia tych właśnie tam i zapór zaczyna się, częstokroć niezauważalnie, odbieranie ludziom i narodom każdej innej swobody, a w sumie wolności jako takiej. „Da się” żyć w tych (czasem „złotych”) klatkach, ale nie ma to nic wspólnego nawet z potocznym rozumieniem i praktykowaniem wolności indywidualnej i zbiorowej.
- Autorstwo maksymy, że cel uświęca środki, przypisywane jest jezuitom. Bez względu na to, kto ją wymyślił, maksyma ta stanowi jedną z podstawowych zasad polityki, chociaż wszędzie spotyka się z moralnym potępieniem.
- A co jest normą? Darujmy sobie definicję, która mogłaby zrazić fanatyków i fantastów. Łatwo jednak zauważyć, że cele rodzące pokusę użycia środków, budzących moralne opory, środków, które wymagają „uświęcenia”, to z reguły cele maksymalistyczne i mgliste, ale umieszczone poza horyzontem praktycznych ludzkich potrzeb. Ich realizacja wydaje się możliwa tylko drogą rewolucyjnych przemian, poprzez mobilizację masowych emocji – entuzjazmu, nienawiści, ślepej wiary – lub przy pomocy masowego terroru.
- Tradycyjne cnoty zwykłych ludzi, wyrastające z nakazów wiary, sumienia, konwencji społecznych i obyczajowych – uczciwość, odwaga, bezinteresowność czy miłosierdzie – uznawane są przez totalną władzę tylko do granicy politycznej użyteczności. Same w sobie stanowią jednak zarzewie konfliktu z władzą. Konfliktu nieuniknionego, którego źródłem jest przepaść, jaka dzieli rzeczywistość od abstrakcji, a także – ujmując rzecz z naiwną prostotą – dobro od zła.
Jeśli ktoś chce śnić i w błogości ulec kołysaniu ideologicznej kapsuły, może choćby i dzisiaj popłynąć w korycie rzeki negacji, hedonizmu, wulgarności, agresji, frustracji, wykluczenia, anarchii, nihilizmu, destrukcji, defetyzmu czy neointernacjonalizmu. Jej nurt ma ujście w morzu postępującej, niedostrzegalnej najpierw, potem nieznośnej anihilacji wolności. Na tym polega totalitaryzm.
Nie szkoda zatem czasu na intelektualny i moralny wysiłek, aby choćby tylko przez opisane wyżej filtry przepuścić otaczającą rzeczywistość i dostrzec symptomy, a nawet przykryte blichtrem haseł pomruki i chmury totalitaryzmu. I nie rzecz w tym, by się zapuścić w zakamarki teoretycznych dywagacji. Chciejmy ustrzec wolność swoją, swoich dzieci i bliskich, swoich wspólnot i swojego narodu. Od tego zależy dzisiaj i jutro naszej cywilizacji. Także w Polsce.
Rozważania w cyklu „Bliżej Słowa”: Jan Józef Szczepański, Maleńka encyklopedia totalizmu, Wydawnictwo ZNAK, Kraków, 1990/ 4.06.2023 / sudeckiefakty.pl