Były czasy, gdy wyrzucano za mury miejskie ludzi skazanych na banicję z powodu rzeczywistych lub wydumanych przewinień. Dla jednych wyrok był źródłem desperacji, dla innych motorem do działania. Teoretycznie czasy banitów minęły.
Tylko teoretycznie, bo dzięki najnowszym osiągnięciom technologii cyfrowej można delikwenta podejrzanego o nieprawomyślność dość skutecznie i bez korzystania z instrumentów służb specjalnych, dość starannie inwigilować. Można też osobnika wykluczyć, mówiąc językiem internautów „zbanować”. Uczciwie przyznam, że mam sześcioro zablokowanych „fejsowiczów”, których język przypominał zanurzoną w szambie ostrą brzytwę, którą na tyle wytrwale (mimo próśb i ostrzeżeń) wymachiwali mi przed oczyma, że uznałem ratowanie wzroku za ważniejsze od dawania im pola do wyładowywania kompleksów. Nie wiem ilu użytkowników mnie uznało za osobę niepożądaną w wirtualnym otoczeniu, ale – jak to mówią – czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Dodam, że rozumiem to, że ktoś na swoim podwórku nie chce widzieć kogoś innego. Jest u siebie i chce mieć spokój, do którego ma oczywiste prawo.
Inaczej – moim zdaniem – rzecz się ma w tzw. grupach. Jestem uczestnikiem kilkudziesięciu grup i obserwuję je, czasem coś udostępniam. Sprawdzam co pewien czas, czy nie zostałem wcielony do jakiegoś kręgu, jakim nie jestem zainteresowany lub opuszczam grupy zmieniające oblicze czy martwe. Wpisałem się swego czasu do grupy otwartej pod nazwą „Miłośnicy ząbkowickich zakamarków”. Jest tam wiele ciekawych postów, głównie ikonografii związanej z moim rodzinnym miastem. Systematycznie zaglądałem, czasem dorzuciłem coś od siebie i zabierałem głos. I to ostatnie, jak się zdaje, sprawiło problem osobie administrującej grupą. Z „otwartej” została przekształcona na „zamkniętą”, a następnym etapem było wykluczenie mnie z niej i nawet zablokowanie dostępu do jej strony wejściowej – na wypadek, gdybym chciał się upomnieć o możliwość udziału w grupie. Miłośnicy ząbkowickich zakamarków – jak widać – to grono wybrańców. Żeby było jasne: nie piszę tych słów, aby wybłagać przywrócenie do łask u kogoś, kto wyznaje zasadę „klawiatura i myszka są nasze, ekrany i wyświetlacze wasze”.
Ząbkowice Śląskie – zamiłowanie do historii, zainteresowanie teraźniejszością i debatowanie o przyszłości nie dadzą się zmonopolizować. Kilkakrotnie wyraziłem w tej grupie swoje zdanie, wychodząc z założenia, że tworzy się grupy właśnie po to, by wymieniać się opiniami w określonej sprawie. Administratorka usiłowała strofować mnie i paru innych uczestników dyskusji. Niezdarnie zarzucała „uprawianie polityki”, choć rozmowy dotyczyły stanu ząbkowickich zabytków. Nie uległem poprawnościowemu szantażowi, po karze chłosty zostałem skazany na banicję. To nawet dość komiczna sytuacja, co do której zorientowałem się już jakiś czas temu, a wczoraj zapytał mnie pewien znajomy, dlaczego nie odzywam się w grupie. Obiecałem, że wyjaśnię, co niniejszym czynię i przy okazji pozdrawiam fejsbukowych miłośników ząbkowickich zakamarków. Nie dajcie się wirusowi sami_swoi_izmu, którym infekowane są całkiem realne przestrzenie naszych myśli, a nie tylko urządzenia podłączone do sieci.