Jedynie niepewność jest pewna i tylko pewność zdaje się być symptomem niepewności.
Ów paradoks, reflektowany praktyką codzienności, ujawnia kruchość ludzkiej egzystencji i zarazem zwiastuje jej osadzenie w niewidzialnej rzeczywistości, jakiej jest widzialnym objawieniem. Chrześcijanin wie dobrze, iż wieczność jest zapowiedziana człowiekowi przez Pana Boga. Wierzący inaczej również formułują mniej lub bardziej wyraziście tęsknotę za życiem bez końca. Obojętni religijnie lub walczący z wiarą czy też samym Bogiem, śmierć traktują nie tylko jako finał, ale jako cel. Nam wszystkim dana jest egzystencjalna przestrzeń, w której znajdujemy lub przynajmniej szukamy arterii ku nieskończoności, choć dla niektórych ma się ona materializować w tym, co pozostaje po człowieku, a nie w nim samym.
Ten właśnie moment zasługuje na szczególną uwagę. Styka się w nim sakralny sens marszu przez życie z jego, ograniczoną do materialistycznego punktu widzenia, logiką utylitarności. O ile ta pierwsza – sakralna – wyzwala w człowieku zdolność dostrzegania światła we mgle, o tyle druga tę mgłę zagęszcza przytłaczając ciemnością. Automatyzmu jednakowoż nie ma, bo wysiłek, jaki człowiek musi podjąć, aby mimo niedostatku nadziei, znajdować cel, może przynosić niespodziewane i nadzwyczajne owoce. Z kolei swego rodzaju komfort widzenia horyzontu potrafi usypiać, a nawet zwalniać z duchowego napięcia, bez którego miast iść ku celowi, człowiek drepcze wokół siebie.
W literaturze teologicznej znaleźć można odniesienia do doświadczenia „nocy wiary”. Oznacza to stan trwania w wierze mimo subiektywnego poczucia braku kontaktu z samym Panem Bogiem. Światło i ciemność to bardzo czytelny kontrast, przez jaki definiowana jest duchowa kondycja człowieka. Czy owa dychotomia (bo w istocie to opis okoliczności z w tej samej domenie duchowości) jest jedynym możliwym opisem doznań będących udziałem wierzących? Czy jest dość uniwersalnym opisem? Zdaje się, że nie. Dzieje się tak dlatego, że niejako skończyły się czasy wyrazistych podziałów. Mamy za to czasy niejasnych definicji, wątpliwych autorytetów, zacierania różnic i podmiany pojęć. Wiara poddawana jest próbie charakterystycznej dla epoki zamętu intelektualnego i estetycznego. Sprowadza się ją do jednej z wielu teorii, spycha do prywatności, odziera z mistycyzmu, okleja blichtrem i rozmienia się na drobne.
Mgła ogarnia i gęstnieje.