Dni są magiczne, imprezy i jarmarki są magiczne, promocje w sklepach i towary są magiczne, programy w telewizji są magiczne i w okolicznościowych życzeniach można usłyszeć lub przeczytać o magiczności. Magi jest jak refren.
Z każdej strony wylewa się ulubiona przyprawa emocji charakterystyczna dla końcówki roku i już prawie nie ma miejsca na coś bez magiczności. Wszystko musi być magiczne, bo inaczej nie ma efektu „łał”, którego spodziewamy się niczym sztuczki magicznej. Rzeczywiście bywamy w tych specyficznych dniach jakby owładnięci magicznym wpływem reklam, przyzwyczajeń, konwenansów i presji otoczenia. Pierwsze akcenty „białych świąt” (zasłyszane dzisiaj w jednej z rozgłośni rzekomo publicznego radia) pojawiają się w przestrzeni miejskiej zaraz po… pierwszym i drugim dniu listopada. Potem już tylko ciśnienie rośnie, bo szóstego dnia grudnia odpalanie choinek miejskich i wiejskich, przydomowych i domowych to już norma. Grubasy ze sztucznymi brodami w czerwonych kaftanach plączą się po przedszkolach i szkołach udając dobrodziejów rozrzucających prezenty. Atrybuty tradycji, w tym opłatki, przeistaczane są w pretekst do towarzyskich spotkań i lansu osób publicznych.
Świat przez mniej więcej dwa lub trzy miesiące mieli rzeczywistą treść tego wyjątkowego czasu i przeinacza jego symbolikę. Jeszcze jeden komercyjny walec przejeżdża po zmęczonej psychice ludzi wyrywających w tym okresie każdą chwilę, aby pogodzić presję tej gigantycznej kulturowej manipulacji z koniecznością normalnego wykonywania zadań zawodowych, częstokroć dopinania realizacji wyśrubowanych biznesplanów czy przeróżnych sprawozdań końcoworocznych z tym, co ma znaczenie podstawowe. A więc z osobistym, rodzinnym czy wspólnotowym wzrostem. Dwunasty miesiąc roku, a już szczególnie jego druga połowa, to dla wielu ludzi moment, w którym rozdźwięk pomiędzy materialnym zgiełkiem świata a potrzebą duchowego odrodzenia powoduje wewnętrzne rozkołysanie.
Ktoś może powiedzieć, że przejaskrawiam obraz rzeczywistości, że nie jest aż tak źle, bo przecież uśmiechnięci ludzie spotykają się, dzielą się serdecznościami i upominkami, wysupłują pieniądze i kupują sobie lub komuś wymarzone przedmioty, robią porządki, dekorują mieszkania. Mrugające zewsząd światełka z kojarzącymi się grudniowo czy noworocznie brzmieniami w tle chociaż na jakiś czas czynią świat milszym dla zmysłów. Zapachy pierniczków i wykwintnych perfum mieszają się z wonią choinek. Nawet brak śnieżnego puchu da się przykryć jakimiś sztucznymi jego substytutami. To się może podobać i wielu z nas przyjmuje to jako sezonową atrakcję. Za chwilkę czerwony barszcz z uszkami i karp będą zastąpione przez noworocznego szampana i bigos przed noworocznym porankiem. W tym czasie machina konsumpcji już będzie rozpakowywać gadżety walentynkowe i planować sprzedaż czekolady, aby chwilę potem już szykować foremki z zajączkami i niby jajka z nibyniespodziankami.
Wkręcani jesteśmy w ten schemat jak malutkie trybiki. Wielka magi działa przez cały rok i nie chce, abyśmy się wymknęli z tego kierata. Obyśmy w Boże Narodzenie dostrzegli cud nowego życia. Obyśmy w dzień Świętego Sylwestra mieli powody do radości z mijającego czasu. Obyśmy w Nowy Rok dzielili się nadzieją, że będzie dla nas pełen pokoju.