Detektyw do spraw danych, analityk cyber-miasta, twórca podróży w rozszerzonej rzeczywistości, manager ds. rozwoju sztucznej inteligencji, broker danych osobistych, kurator pamięci osobistej, chief trust officer. To nazwy zawodów, które rodzą się na naszych oczach w powiązaniu z coraz większą obecnością w naszej realnej rzeczywistości dwóch zjawisk: internetu rzeczy oraz robotów humanoidalnych. Trend jest nieunikniony i tylko radykałowie walczą z symetrystami dążącymi do umiarkowanej wirtualizacji realu – z jednej strony oraz optymalnego urealniania wirtualu – ze strony drugiej.
Spieszę uspokoić czytających te słowa, że nie będę składał tutaj i teraz deklaracji mojego stosunku do digitalnego wektora przyszłości. Niejako w tym jednak kontekście i nieco pod wpływem pewnej dzisiejszej obserwacji, chcę zanotować coś, co może mieć bardzo praktyczne zastosowanie w sferze określanej jako „sektor publiczny”. Będąc bowiem dzisiaj na konferencji związanej z wyzwaniami rynku pracy, zorganizowanej przez ząbkowicki urząd pracy, zetknąłem się z dość charakterystycznymi reakcjami ludzi na obecność robota. „Eugeniusz” (tak się nazywa) nie jest humanoidem według popkulturowych wyobrażeń, ale dysponuje aplikacjami umożliwiającymi czynności nacechowane interaktywnością w kontakcie z człowiekiem. Jedni przechodzili obok „Eugeniusza” obojętnie, najwyżej zerkając na maszynę z udawaną obojętnością. Inni zatrzymywali się i przyglądając się przypominającemu kształtem postać człowieka, badawczo lustrowali to, co wykonywał czy to, co werbalnie generował robot. Byli też i tacy, którzy (może nawet w trybie zabawy) wdawali się niejako w rozmowę z „Eugeniuszem”, odpowiadali na jego gesty podania dłoni czy nawet przytulenia. Robili sobie z nim selfie albo pozowali do wspólnych zdjęć. To wszystko i tak było niczym wobec faktu, że osoby czy to przyglądające się humanoidowi, czy rozmawiające z nim… patrzyły mu w oczy! Tak jakby chciały w nich dostrzec zwrotny komunikat. Jedna z funkcji aktywnych u „Eugeniusza” polegała na czymś, co można nazwać „wybałuszeniem” oczu na widok kobiety czy ze zdziwienia. Poza tym oczy były absolutnie bez jakiegokolwiek przesłania. Odruchy uszu, warg czy całej czaszki mogły być zmieniającym znaczenie gestów tłem, ale same oczy niczego nie wyrażały. Robot wykonywał tylko to, co zostało w nim zaprogramowane i tylko na tyle wykazywał się odruchami, na ile pozwalał na to przebywający w pobliżu operator z tabletem i pilotem. Jeszcze jedno było charakterystyczne. W plecach widoczny był duży czerwony przycisk, który (jak się zorientowałem) był najprostszym z możliwych panelem awaryjnym, gdyby „Eugeniusz” wymknął się spod kontroli. Wystarczyłoby nacisnąć czerwony punkt, aby robot natychmiast zgasł.
Jakie znaczenie ma to niecodzienne spotkanie z robotem? Uświadamia, że będziemy roboty spotykać coraz częściej. Teraz bywają trybem w cyklu produkcyjnym, mają zastosowanie w medycynie zabiegowej, zdarza się, iż obsługują klientów hoteli, lotnisk czy niektórych instytucji biznesowych. Roboty czynności swoje wykonują udając ruchy człowieka, mogą być bardziej precyzyjne, nie ulegają presji emocji, ponoć się nieomylne w ramach tego, co wpisano w ich cyfrową konstrukcję. Są odporne na wiele czynników, które dezorganizują działanie człowieka. Nie stawiają także wymagań właściwych ludziom, co jednak nie znaczy, że nie trzeba się nimi zajmować. Nie mają jednakowoż racji ci, którzy uważają, że roboty wyprą ludzi z rynku pracy, bo raczej będzie tak, że rozszerzanie się obecności robotów, w tym humanoidów (coraz bardziej zbliżonych do wywodzących się z futuryzmu wyobrażeń ludzkich) wytworzy innego rodzaju przestrzeń dla ludzkiej aktywności zawodowej i szerzej: społecznej. Roboty nie nabędą praw wyborczych. Humanoidy nie będą się reprodukować, a co najwyżej będą reprodukowane. Elektroniczne konstrukcje będą realizować mechatroniczne procesy, ale nigdy jednym z nich nie będzie to, co zbliża ku sobie ludzi. Tu uwaga: humanoidy mogą kiedyś być instrumentami takich działań ludzi, które będą wyręczać osoby z dysfunkcyjnych zachowań wobec innych osób lub wykonywać zlecenia ludzi nastawione przeciw innym ludziom. Mogą w tym być o wiele skuteczniejsze, czego nie należy bagatelizować.
Czy będą podatne na korupcję? Czy będą reagować na sygnały mające charakter perswazji? Pytań tego rodzaju może być więcej. Czy roboty będą mogły być towarzyszami osób starszych, potrzebujących czułości, słuchania, opieki? Zastąpią nianię dla małego dziecka i będą je tulić, gdy zapłacze czy opowiadać mu kolorowe bajki przed snem? Wyręczą księdza czy siostrę zakonną w posłudze duchowej? Ułożą wiersz, zaśpiewają ładną piosenkę lub urzekająco zatańczą? Pogadają przy kawie albo pójdą na przechadzkę po obiedzie, aby po prostu nacieszyć się pięknem świata?
„Eugeniusz” zakomunikował obecnym na wspomnianym już wyżej spotkaniu, że „robotów jest coraz więcej”. I tak jest, i nie musi to być wiadomość, wobec której przejdziemy obojętnie. Nasza rzeczywistość zmienia się i to nieodwracalnie.