Sztorm, tornado, lawina, trzęsienie ziemi, tsunami, pożar, powódź, epidemia, wybuchy wulkaniczne, susza, mróz, upał, gradobicie, burza.
Wymieniłem w przypadkowej kolejności chyba wszystkie kataklizmy, z jakimi nigdy nie uporaliśmy się do tego stopnia, aby im zapobiec, a nawet na tyle, aby w pełni chronić życie człowieka. Jest jednak jeszcze jeden rodzaj katastrofy, o którym nie wolno zapomnieć.
Ludzie cierpią głód. Statystyki ujawniające skalę niedożywienia i niedostępności wody pitnej – chociaż jesteśmy w XXI wieku – nie przestają szokować. Najczęściej kojarzymy je z tymi strefami świata, o których cywilizacyjnej kondycji mówi się sceptycznie i stosowano określenie „trzeci świat”. To jednak jest stereotyp, bo ludzi głodnych można spotkać w najbogatszych państwach świata, w nowoczesnych miastach i na prowincji krajów „rozwiniętych”. Z dostępem do wody pitnej jest bardzo podobnie, choć relatywnie to niedożywienie stanowi realny problem społeczny. Nie ma przyzwoitego człowieka, który przechodziłby nad problemem głodu czy pragnienia obojętnie.
Jest jednak jeszcze inny rodzaj głodu. Inny rodzaj pragnienia. Tak jak człowiek cierpi z powodu braku jedzenia i niedostatku wody, i może z tych przyczyn umrzeć, tak jest z tą odmianą głodu i pragnienia, których symptomy są doznaniem wewnętrznym, psychicznym, duchowym. Paradoksem jest wręcz to, że można być przejedzonym i mieć zaspokojoną potrzebę picia i równocześnie doświadczać trawiącego głodu i palącego pragnienia w wymiarze osobowej głębi. Jak nazwać postaci tego stanu katastrofalnego dla kondycji człowieka?
Tęsknota, odrzucenie, nieczułość, bezbronność, samotność, emocjonalne zmrożenie, uzależnienia, brak poczucia przynależności lub totalne podporządkowanie, wypalenie zawodowe, niezrozumienie, bezideowość, intelektualna lub twórcza pustka, indyferentyzm, beznadziejność, blaknąca miłość, zniewolenie, noc duchowa, opętanie.
Nie mam pewności czy wymieniłem wszystkie kształty (słowo „kształty” nie jest chyba adekwatne do niefizykalnej warstwy stanu, w którym czegoś / kogoś brakuje lub czegoś / kogoś nie ma) niezauważalnie wdzierającej się w człowieka i szybko go absorbującej plazmy nicości. Tak – nicości, bo człowiek złakniony tego wszystkiego, czego zaprzeczeniem są wymienione wyżej okoliczności, w istocie popada w nicość.
Psychologowie mówią o narastającym problemie depresji dotykającej ludzi niezależnie od wieku, płci czy statusu społecznego. Fenomen depresji zdaje się, mimo swego wstrząsającego wpływu i skali oddziaływania, nie być jedyną formą wewnętrznego kataklizmu, z jakim mierzyć się może człowiek. Psychologia jednak nie odpowiada jednak na wszystkie pytania o – jak byśmy to uniwersalnie określili – przenikające człowieka kryzysy. Zaczynają się od bagatelizowanych niepokojów, przechodzą w format permanentności, aby wreszcie wchłonąć osobę do tego stopnia, by nie chciała nawet pomóc sobie samej lub dać pomoc sobie. Od alienacji człowiek niepostrzeżenie dla samego siebie, ale i dla innych, przesuwa się ku anihilacji.
Potrzebne są dwie dłonie, by temu obrotowi spraw zapobiec, zatrzymać go, odwrócić go. Kto ma owe życiodajne okruchy i ożywcze krople dla człowieczego wnętrza? Dla mojej duszy? Dla twojej duszy? Nie wiem tego. Jednak wierzę…
Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu,
ta, która kocha syna swego łona?
A nawet, gdyby ona zapomniała,
Ja nie zapomnę o tobie.
Oto wyryłem cię na obu dłoniach…
Iz 49, 15-16