Jakie słowa ukołyszą moją duszę, moją przyszłość na tę resztę lat? Słowa śpiewane od czterdziestu trzech lat wciąż są pytaniem aktualnym. Dla jednych retorycznym, dla innych może przyczynkiem do wzniesienia wzroku, dla jeszcze innych hymnem pesymizmu.
Podczas niedawnego koncertu Open Vocal Art School – za sprawą Laury Wodejko – usłyszałem najlepszą, z dotąd mi znanych, wersji utworu Beaty Kozidrak z 1982 roku. Laura nadała utworowi, uchodzącemu mniej czy bardziej słusznie za jedno z ogniw kanonu współczesnej polskiej muzyki popowej, charakter ballady. Wyszła z bardzo śmiałych wokalnych tonacji, jakimi dysponuje młoda wokalistka, aby na finale zaśpiewać ostatnie frazy subtelnie dziewczęcym głosem. Jakby wolała nie tyle czegoś się domagać od Adresata słów, ile wolała Go o to poprosić. Skupiła uwagę nie tyle na samym (niezbyt ambitnym) tekście, ile na jego przesłaniu. Ono jest przecież najważniejsze i Laura wydobyła Swoim ekspresyjnie skromnym wykonaniem właśnie to, co jest istotą ludzkiej refleksji nad sensem egzystencji.
Gdy rok temu Laura zaśpiewała w trakcie kłodzkiego spotkania piosenkę „Ta noc do innych jest niepodobna” z repertuaru zespołu Maanam, już wtedy dostrzegłem Jej umiejętność wyłuskiwania z „osłuchanych” polskich utworów popowych czy rockowych – na ogół zgiełkliwych – warstwy uspokojenia. To jest – jak mogę jedynie przypuszczać – cecha wyróżniająca Laurę artystycznie, a może jakaś Jej życiowa misja? Tylko na marginesie dodam, że piosenki w języku polskim są mi szczególnie bliskie i lubię je bardzo.
Tak też było i tym razem, bo „Co mi, Panie, dasz” zabrzmiało – jak dla mnie – kojąco. Jesteśmy społeczeństwem (jak to się teraz mawia) „przebodźcowanym” – Karuzela gna, w głośnikach wciąż muzyka gra. Czuję, jak w jej takt kołyszę się cała. I raz, i dwa, i trzy. I w górę serca, wielki czis. Czujność śpi, trochę mdli, jak szarlotka z rana. Formuła błogostanu prezentowana przez Laurę zapewnia słuchającym i spragnionym wewnętrznego spokoju to „coś”, na co czekają, czego szukają, za czym… tęsknią – Jakie słowa ukołyszą moją duszę, moją przyszłość na tę resztę lat? Kilka starych szmat bym na tyłku siadł.
W pewnym wieku – czy ma się lat „naście” czy „dziesiąt” – nachodzi człowieka myśl, aby przyjrzeć się temu, co przed nim. Dzieje się tak, bo w każdym wieku dobrze jest sięgać myślą, wyobraźnią, uczuciami, wiarą dalej niż niż „teraz”, i niż „tutaj”. Nie wiemy, co Pan nam da, i nie wiemy po co będziemy sięgać. Wiemy natomiast, że warto wspiąć się po to, co ma wartość. Wierzymy, że prosząc otrzymujemy to, co dobre.