Gdy wnętrze świątyni zdominowane jest obecnością Pana, czuję się w jej wnętrzu niemal tak, jakbym był u progu nieba. Ilekroć wchodzę do kościoła i ołtarz jest „intuicyjnie” odczuwanym i zauważalnym zmysłowo centrum przestrzeni sakralnej, czuję się duchowo bezpieczniejszy.
Msza święta w rycie trydenckim skupia mnie całego. Liturgia sprawia, że zwracam się cały ku Ofierze Chrystusa, której mistycznym powtórzeniem są czynności kapłana wpatrzonego w ołtarz. Szept, cicha modlitwa, głośne aklamacje, gesty celebransa, dźwięki dzwonków zapowiadające szczególnie ważne akty sprawowanej Eucharystii budzą we mnie poczucie, że jestem tuż przed nadzwyczajnymi prawdami zbawczej misji Kościoła. Prosta homilia księdza na temat prawdy wiary o Trójcy Świętej była bardziej świadectwem niż pouczaniem.
Będąc dzisiaj w kaplicy pw. św. Marii Magdaleny w Kłodzku (o której niedawno wspominałem w blogu) i wsłuchując się w duchowe „tremolo” modlitwy liturgicznej, oddychałem przez ten cudownie darowany mi czas, Kościołem. Mając niemal mojżeszową bliskość przed płonącym modlitwą drzewem ołtarza, szeptałem wewnętrznie: Domine non sum dignus, bo chciałem wypowiedzieć tak wiele próśb, podczas gdy tam wiara podpowiadała mi, że Pan wie o wszystkim.
Wyszedłszy z kaplicy na ulicę, w płucach i duszy miałem jeszcze powietrze miejsca świętego. Jadąc później do Ząbkowic Śląskich zauważyłem maleńką kapliczkę (byłem tam w czasach oazowych z księdzem moderatorem naszej parafialnej wspólnoty). Jest coś, co kłodzką kaplicę i tę kapliczkę pod Braszowicami łączy, ale o tym może innym razem. Ile razy ją mijam widzę w niej symbol nieprzemijalności. Być może to „okienko” wieczności jest?
Deo gratias…