Na ogół podejście do zmian mamy skrajne. Z jednej strony obawiamy się ich, wolelibyśmy uniknąć lub odsunąć je w czasie. Lękamy się ich skutków, szczególnie nieprzewidywalnych. Z drugiej zaś strony mają cechę magnesu, wzbudzając zaciekawienie tworzą również nadzieję, a przynajmniej szansę na wykreowanie okoliczności, w których nasze życie potoczy się lepiej, niż dotąd. Najpierw wstęp, a potem wyznanie…
Przeżyłem wiele zmian: spodziewanych i niespodziewanych. Żadna wprawdzie nie okazała się osobistą katastrofą i z perspektywy czasu postrzegam je nawet jako swego rodzaju łańcuch zdarzeń czy nawet proces, czyli w istocie: kontynuację. Wspomniany horyzont upływu czasu („horyzont upływu czasu” …jak to brzmi… – chyba osobny temat do refleksji…) pozwala widzieć określoną zmianę w trybie „stop-klatki”, a więc w chwili przechodzenia przez nią, ale także w trybie „time-lapse”, czyli widzenia zmiany jako toku. Nie będę tu zamieszczał katalogów zmian, jakich doznałem przez prawie sześćdziesiąt lat życia, bo najżyczliwsi, uznaliby to za wyczerpanie owej granic cierpliwości wobec mnie. Nie będę jednak – jak sądzę – daleki od prawdy twierdząc, że wszyscy mamy w pamięci sytuacje zmian i umiemy je poszeregować właśnie według naszego stosunku do nich w chwili, gdy nas dotykały (przewidywalnie i z zaskoczenia) oraz tego, jak je postrzegamy po jakimś czasie (krótszym i dłuższym, co pewnie również wpływa na ich obraz).
Jest jeszcze jeden wektor refleksji nad zjawiskiem zmiany. Jedne wynikają z decyzji, na jakie nie mamy wpływu (lub jest znikomy), a nawet ze skutków zjawisk pozostających poza jakimkolwiek (uchwytnym, bezpośrednim) procesem decyzyjnym. Inne zmiany to nasze wybory, moje postanowienie, twoje samookreślenie się. Tu również nieoczywistość jest oczywista. W pierwszym przypadku: zmianom ulegamy, przyjmujemy je do wiadomości, godzimy się z nimi lub nie. Przeżywamy je z satysfakcją lub smutkiem, z niepokojem lub dozą optymizmu. W drugiej wersji, mając wprost lub pośrednio, możliwość oddziaływania na bieg spraw, wzmacniamy pozytywy i neutralizujemy negatywy (albo dokładnie odwrotnie, co zależy od kierunku i celu zmian).
To był wstęp, a teraz czas na wyznanie. Dowiadując się zmianie wpadam w nostalgię. Im szerszy jest skutek zmiany (np. gdy zmienia stan trwający długo i nawet nie zawsze satysfakcjonujący), tym trudniej przychodzi jego asymilacja. Napisałem przed chwilą „dowiadując się” – ujawniam więc, że mamy do czynienia ze zmianą zachodzącą niejako „ponad mną” czy „obok mnie”. Dowiedziałem się o niej zbyt późno, by mieć cień szans na powstrzymanie decyzji, co z pewnością czyniłbym nawet nie mając pewności co do skutku. Co więcej, chłodna kalkulacja podpowiada uszanowanie dla już przesądzonego postanowienia.
I pozostaje wdzięczność za trudny do wycenienia dar, jakiego pozostanę beneficjentem po tych prawie trzydziestu latach (niemal połowie mojego życia).