Bezpowrotność minionego czasu przypomina żywioł odbierający każdemu tak samo to, co jeszcze chwilę temu było w rękach. To równocześnie udzielana wszystkim po równo motywacja, by ten moment – „teraz” – nie stał się czasem straconym, aby każda następna minuta, godzina, dzień i kolejne tygodnie czy miesiące nie strawił pożar bezczynności lub powódź aktywizmu.
Kilkadziesiąt godzin 2025 roku minęło. Przeszłością są też 366 dni roku 2024. Nie zamierzam w tym miejscu czynić podsumowań czy też składać popularnych deklaracji o noworocznych postanowieniach. Próbuję jedynie musnąć myślą ów upływ czasu, z jakiego na co dzień nie zdajemy sobie (przeważnie) sprawy, a którego odporną na ludzkie wpływy nieuchronność najczęściej zauważamy właśnie na przełomie lat lub (niekiedy) pod wpływem jakichś nadzwyczajnych okoliczności.
Mam nieodparte wrażenie, iż nie dość cenimy (nie dość cenię) ten przedział czasu, jaki określamy słowem „teraz”. Czasem „teraz” trwa chwilę o długości mgnienia oka, innym razem „teraz” rozciąga się na dłużej. „Teraz” jest doświadczeniem subiektywnym, bo dla jednych to ułamek sekundy, dla innych liczy się w minutach, a może i dłużej. „Teraz” jest mi dobrze…, „teraz” jestem w bezpiecznym miejscu…, „teraz” wybieram się gdzieś… To ostatnie sugeruje nawet, że „teraz” rozpoczyna się coś, co ma trwać dłużej. To pierwsze zdaje się ujawniać jakiś finał procesu, jaki toczył się wcześniej. „Teraz” jest zatem fleksybilne nie tylko w znaczeniu subiektywnym, ale i obiektywnie rzecz ujmując.
Wczorajszy zachód słońca wieńczący pierwszy dzień nowego roku był bardzo… „instagramowy” (rzekłbym). Widoki malujące się na niebie sprawiły, że w mediach społecznościowych internauci zamieścili setki albo i tysiące spontanicznie wykonanych zdjęć. Starali się uchwycić wczorajsze „teraz”, aby się nim: a. podzielić, b. popisać, d. przekazać dalej, c. aby je utrwalić. Tak czy inaczej epicko wyglądający nieboskłon wywołał swego rodzaju wzmożenie, które i mnie się udzieliło.
Postanowiłem jednak przeciągnąć w czasie obserwację prowadzoną z wybranego miejsca i skierowaną zasadniczo w jedną stronę. Zapisałem na cyfrowej kliszy smartfona serię ujęć począwszy od zachodu słońca z 1 stycznia 2025 przez wschód słońca 2 stycznia 2025 i kilka faz dnia po zmrok. Niezmieniająca się linia krajobrazu nabierała różnych cech pod wpływem… mowy nieba. Jako [aneks] dodałem przed chwilą jedno zdjęcie z poranka 3 stycznia.
W Piśmie Świętym słowo „teraz” pojawia się prawie czterysta razy. Po raz pierwszy pada w Księdze Rodzaju: „Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki” (Rdz 3,22). Po raz ostatni pojawia się w Apokalipsie św. Jana: (…) usłyszałem głos, który z nieba mówił: «Napisz: Błogosławieni, którzy w Panu umierają – już teraz. Zaiste, mówi Duch, niech odpoczną od swoich mozołów, bo idą wraz z nimi ich czyny». (Ap 14,13). Biblijne „teraz” rozciąga się pomiędzy krawędziami ludzkiej egzystencji.
Może zatem całe życie to „teraz”? I tylko… teraz możemy to odkryć? Jest więc nadzieja!