Mimikra stosowana jako niesamowicie metoda zdobywania lub utrzymywania wpływu na innych ludzi jest tak samo niebezpieczna dla potencjalnych ofiar, jak i toksyczna dla tego, kto ją uprawia.
Spotkali się: mądry, sympatyczny, sprytny i nijaki. Traf chciał, że okoliczności losu stykały ich ze sobą niejako po kolei, ale wywiedziony z tych zetknięć splot związał ich ze sobą na zawsze, a może nawet i dłużej. Ten ostatni zauważył, że bycie z mądrym, dotąd uznawane za konwenans warto przekuć w swoją świecką tradycję. Mądry dostosował się do nijakiego, a w zasadzie ujawnił swoją charakterologiczną bylejakość. Obaj bardzo szybko ujawnili wzajemne podobieństwo. Sprytny stał się bywalcem w salonie mądrego przy okazji swojego powiązania z sympatycznym. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, iż obaj oplatali swoimi czarami mądrego na przemian, skądinąd wykorzystując jego prostacką naiwność. Wykorzystywali też mądrego do swoich niby wspólnych, ale tak naprawdę innych celów. Co by bowiem nie powiedzieć najbardziej ludzkie oblicze w tym gronie ma sympatyczny. Mimo swojej achillesowej pięty, jaką jest kompletna nieudolność w dziedzinie abstrakcyjnego myślenia, wykazywał wysoki poziom inteligencji emocjonalnej, dzięki czemu do dzisiaj uchodzi za niezastąpionego i najlepszego w trwającym nadal pochodzie pierwszych między równymi. Sprytny, choć systematycznie wchodzi na trampolinę z nadzieją, że wskoczy do basenu z głęboką wodą, ślizgiem wpada do brodzika i jak niektórzy mówią obecnie marzy już tylko o jaccuzi. Jest beznadziejnie zapatrzony we własne odbicie w lustrze pochlebców świadomych, że przy sprytnym jakieś mniejsze czy większe okruszki i im się mogą dostać w zamian za bezmyślne kiwanie głową. Trzeba w tym korowodzie person przypomnieć bystrzaka i kombinatora. Obaj się dobrze znają odkąd wsiedli do tego samego rydwanu i mają się całkiem dobrze również w relacjach w wyżej wspomnianymi delikwentami. Są jednak – jak to się mówi – z zupełnie innych „bajek”. Bystrzak ostro wystartował i umiejętnie żonglował wpływami zdobytymi dzięki mniej lub bardziej formalnym zagrywkom oraz upudrowanemu wizerunkowi. Dzisiaj, traktowany jako szacowny eksponat, może pooddychać wonią dawnej świetności. Gdy zabiera głos, tylko on ma wrażenie, że ktoś go słucha, inni starają się to wrażenie podtrzymywać. Bystrzak i mądry, choć mentalnie są sobie podobni, zachowują odległość wynikającą ze wzajemnych ansów i konfuzji, jakie miały miejsce, gdy pierwszy pikował, a drugi wznosił się. Kombinator, zaprawiony w bojach i odporny na teorie o obowiązywaniu zasad, świetnie posługuje się kombinerkami i doskonale czuje się w roli chorągiewki. Trzeba przyznać, że kierunek wiatrów – dotąd – wyczuwał perfekcyjnie. Tu i ówdzie mówiło się nawet, że jest jak barometr w rozgrywkach na poletku gry o wpływy. Tym, co ich wszystkich łączy jest stosowanie mimikry, dzięki której zachowują niemałe wpływy, raz większe, raz mniejsze, czasem łącznie, innym razem oddzielnie, ale nigdy siebie wzajemnie nie krzywdząc, a gdy kalkulacja wskazuje na zasadność kooperacji lub przynajmniej kohabitacji, potrafią tworzyć najbardziej przedziwne konfiguracje. Wszystko tylko lub aż po to, by nie stracić miejsca na świeczniku, bez którego nie byłoby im i ich wspólnikom tak dobrze, jak jest.
W mimikrę nie wdał się romantyk. Początkowo nieświadomie, a potem z wyboru, najwyraźniej niezarażony salononellą i odporny na pijarozę, z każdym metrem pokonanym na taśmie rozpiętej nad przepaścią, zdawał sobie coraz bardziej sprawę, że będzie dobrze, jak kołysana na nie tylko na wietrze, ale i szarpana przez oponentów struna, nie zagra ostatniej nuty, nim on dojdzie do drugiego jej końca. Otaczał się pragmatykami, gwałtownikami, altruistami, perfekcjonistami, indywidualistami i nie oglądał się na to, co robią w piątek wieczorem czy w niedzielę rano, co ich pochłania w czasie wolnym lub czym się fascynują na myśl o przyszłości. Znaleźli się wśród nich słabi, przekupni i przewrotni. Wyparli się tego, skąd przyszli. Pozostali byli i są bardzo różni i nie udawali (nie musieli, nie chcieli, nie było to potrzebne, a romantyk tego nie tolerował) kogoś innego. Byli sobą. Mieli i mają jedną słabość. Jest ich za mało, przez co nie są gorsi, ale ich skuteczność jest o wiele mniejsza, niż mógłby wskazywać ich potencjał. Można nawet rzec, iż są elitą, ale zbyt rozproszoną. A słabość romantyka? Jest sobą i za nic nie chce tego zmienić. Taki jest jego wybór, a właściwie konsekwencja wyboru raz dokonanego. Zza okien było wtedy widać świat przez mgiełkę choinkowych światełek, choć od świąt minęło już kilkanaście dni. Mniej więcej tyle, co dzisiaj….