Pośród przechodzących przez oczy pamięci obrazów przeżyć są widoki niepokojące barwami niepewności. Wibrują lękiem. Widziane z perspektywy czasu dają się łatwiej, choć nie zawsze wyczerpująco, objaśnić. Można się do nich zdystansować racjonalizując okoliczności lub spychając je w nieświadomą pamięć.
„…Życie upokarza Cię, jak hazard swoją grą. Uczysz się każdego dnia przyswajać zło…” I tak, i nie – nie można powiedzieć. Winno być „tak” lub „nie”, a jednak bywało, że w imię kompromisów czy też pod wpływem bezsumiennego usprawiedliwiania się, stawiałem na ryzykowną grę mniemając, że to drybling, podczas gdy w istocie był to zawoalowany strach przed jednoznacznym wyborem i potencjalnymi czy nawet oczywistymi jego konsekwencjami. „…Spróbuj zatrzymać czas, przypomnieć sobie jeszcze raz…”, i wiesz, że strumienia dat i chwil nie wstrzymasz. I możesz jedynie odzyskać w pamięci mniej lub bardziej wierne zarysy wszystkiego, co było. I zdać sobie sprawę z faktycznej wartości lub antywartości myśli, słów i czynów. „…Dziesięć przykazań to szczyt twych marzeń, granica sił. Więcej nie potrafi zdobyć już nikt…” Tak rozumuje i tak przekłada myśl na czyn, ten z ludzi, kto postrzega daną mu rzeczywistość jako przestrzeń konieczności. Jak jest naprawdę?
W 1995 roku (w repertuarze zespołu „Bajm”) pojawił się utwór „Dziesięć przykazań”. Tytuł może być mylący, bo piosenka nie jest hymnem religijnym czy nawet pochwałą chrześcijańskich norm moralnych. To raczej ballada o człowieku odzieranym z ideałów, może nawet te ideały odrzucającego. Owo starcie następuje, gdy „…Kiedy opada mgła…”, gdy kobieta czy mężczyzna słyszą wewnętrzny apel … „Poszukaj w sobie jasnych barw…”. Jak bardzo to ważne? Dlaczego dobrze jest i kiedy warto wniknąć samodzielnie w motywacje? „…Zanim każą Ci iść drogą po szary świt. Zanim zmienią Twój los w niedoskonały film. Zanim nauczą Cię, jak masz zdobywać świat…” Tylko wtedy bowiem „…Przestaniesz się bać…”
W 2024 roku usłyszałem „Dziesięć przykazań” w wywołującej drgania emocji interpretacji Katarzyny Woźnickiej. To utwór drugi (nie po, lecz obok) piosenki „Ta noc do innych jest…” w falującym emocjonalnie wykonaniu Laury Wodejko. Ten emocjonalny kontrast (słowo „emocje” pada w tym akapicie po raz trzeci świadomie), mimo upływu kilku tygodni od jakże pięknego koncertu Open Vocal Art School, jest we mnie nadal żywy. Na dodatek obie młodziutkie wokalistki śpiewały tu razem, choć to Katarzyna (nie po raz pierwszy o tym tutaj wspominam) nadawała „Dziesięciu przykazaniom” wyjątkowo intensywnego brzmienia. Rzekłbym wywołała we mnie coś w rodzaju trzęsienia ziemi, bo obejrzałem we wspomnianych na wstępie „oczach pamięci” serię autobiograficznych stop-klatek. Nałożone na aktualny bieg spraw okazały się potwierdzeniem powiedzenia o tym, iż „historia kołem się toczy”. Katarzyno, Twój piękny i mocny głos nie daje zapomnieć i wynosi słuchacza (takiego jak ja na pewno!) ponad okazjonalne zsumowanie uczuć i myśli pod wpływem słuchania. Jest pociągającym i subtelnym szeptem znad horyzontu widzialności, za co niezmiernie dziękuję.
Szeptem można przeniknąć najgłębiej we wnętrze człowieka, by przestał się bać. Człowieka zlęknionego, czasem bezradnie zgodzonego z losem, innym razem rozpychającego się ku jakimś mirażom czy też dążącego do absolutu. Absolut zaczyna się od przykazań, ale sięga po błogosławieństwa. Wtedy „…Rodzi się nowy dzień…”