Niespełna miesiąc temu napisałem tutaj, że „Sejm to nie cyrk” i nadal tak uważam. Na wstępie zaznaczę, że według mnie polityki nie uprawia się wrzaskiem, ale mową. Zatrzymałbym się na tym stwierdzeniu, gdyby…
Z kadencji na kadencję widać coraz częściej frakcję „cyrkowców” wśród parlamentarzystów w obu zresztą izbach. Trend ten jednak zdaje się przybierać rozmiary monstrualne, co widać od chwili, gdy partie polityczne odsłoniły listy z imionami i nazwiskami kandydatów i kandydatek na posłów i posłanki oraz na senatorów i senatorki. I proszę się nie uśmiechać pod nosem, bo chociaż prawo konstytucyjne nie zna feminatywnych określeń osób pełniących mandaty w Sejmie i Senacie, to praktyka językowa w niektórych środowiskach chce wymusić owe określenia.
To jednak nic wobec tego, co usłyszałem i zobaczyłem dzisiaj. Sprawdza się poniekąd popularny kiedyś refren „każdy może śpiewać lepiej lub gorzej”. W trakcie kampanii wyborczej widać gołym okiem, iż „każdy może kandydować lepiej lub gorzej”.
- Są sytuacje z kategorii kiepskiego kabaretu.
Proszę nie mylić tej nazwy z poważnym serialem, którego tytuł może się tu nasuwać zupełnie niesłusznie, bo miał w sobie pierwiastki inteligentnego humoru). Oto kilka z nich…
- Osoba kandydująca z listy Koalicji Obywatelskiej w czasie briefingu prasowego określiła się jako… „aktywiszcze” ekologiczne reprezentującą „Ostrą Zieleń” i jeszcze drugie środowisko określone jako akronimem „lgbt”. Gdy ów osobnik / owa osobniczka / owo osobniszcze zasiądzie w zielonych (nota bene) ławach na ul. Wiejskiej w Warszawie, to sejmiszcze będziemy mieć, że ho…, ho…
- Inny kandydat, tym razem z Konfederacji (nie wiem z jakiej frakcji, ale to dla mnie bez znaczenia) powiedział jasno w wywiadzie radiowym co sądzi o wieku emerytalnym. Aktywista prorokuje, że „będziemy pracować do śmierci”. Zaczynam pojmować popularność tego ugrupowania wśród osób, które nie myślą o sobie jako o emerytach.
- Jeszcze jedna postać na niwie Koalicji Obywatelskiej, która znana jest z tego, że… jest znana. Mowa ciała, a szczególnie gestykulacja, sprawiają, że nie bardzo wiadomo na czym się skupić. Gdy jednak nie patrzeć na obraz i tylko słuchać, to… niczego nie słychać. Potok górnolotnych i okrągłych frazesów zatapia każdego, kto chce znaleźć w wypowiedzi programowy konkret.
- Następny werbalny wyskok jest najwyraźniej przykładem niewiedzy lub deficytu pamięci. Kandydat Trzeciej Drogi ujawnił pomysł na naprawę systemu edukacji. I zapowiedział, że „nie będzie już czerwonych pasków na świadectwach szkolnych, za to będą paski z różnymi kolorami”. Przypomnijmy, że biało-czerwony pasek na świadectwie szkolnym oznacza, że uczeń / uczennica ma średni wynik z ocen przedmiotowych w danym roku szkolnym na poziomie od 4,75 wzwyż i roczną ocenę wzorową z zachowania.
- Idziemy dalej, bo i Lewica (mówią, że nowa) dostarcza powodów do obaw o to czy Sejm i Senat nie staną się bardziej śmieszne, niż pożyteczne. Nie mam nic do kandydatów (tym bardziej, że są z naszego okręgu wyborczego), ale byłoby lepiej, gdyby udało się ustalić co i kto ma powiedzieć, co i kto i kiedy ma zrobić. O ile na szlaku kampanijnym można zaryzykować klikbajtowość i wiralowość występów, o tyle w pracy parlamentarnej oba mechanizmy są marginesem marginesu działalności posłów czy senatorów.
- Odrębną kategorią są wyborcze plugastwa.
W czasie, gdy po parlamencie zaczął krążyć prowokator ze świńskim łbem i gumową atrapą męskiego przyrodzenia, mogło się wydawać, że nie można bardziej ugrzęznąć w mule dna.
Lata pokazały, że da się i specjalizują się w tym przeróżni uliczni radykałowie, których szczególny wysyp zaczął się po 2005 r. i apogeum – jak się mogło zdawać – osiągnęli w 2010 r. Po 2015 roku, kawalkada ulicznych dziwadeł nabrała rozpędu jeszcze większego. Jeśli jednak po środki i metody wykalkulowane na zimno, ziejące nienawiścią i sygnalizujące przyzwolenie na agresję, sięga ugrupowanie mieniące się totalną opozycją, trzeba rzeczy nazwać po imieniu.
Zastanawiam się co mają w umysłach kreatorzy reklamy Koalicji Obywatelskiej, że sięgają po spód dna i to od drugiej strony. Ile trzeba mieć w sobie kompleksów, nieprzepracowanych napięć i nienazwanych własnych niemożności, aby w miejsce pozytywnego wizerunku własnego lidera (jeśli on nim faktycznie jeszcze jest?) umieszczać zdeformowany i epatujący negatywnością wizerunek osoby przewodzącej środowisku, z którym się rywalizuje. Nie trafia do mnie piaskownicowy argument, że „ktoś był pierwszy”. Wiem, że przekaz podprogowy (o ile jest legalny?) może wywoływać pożądany efekt. Mogę nawet pojąć, że frazeologia (werbalna czy graficzna) kampanii wyborczych wyostrza przekazy. Są jednak granice, jakie nazywa się potocznie „cieńką czerwoną linią”. Koalicja Obywatelska chyba granic estetycznych i etycznych nie zna lub nie szanuje.
Piszę o tym w maksymalnie taktownym języku, choć wiem 8-gwiazdkowa retoryka z lingwistycznego szamba jest głośniejsza. Zwracam się do tych znanych mi i nieznanych działaczy, członków i sympatyków Platformy Obywatelskiej. Wstawcie zdjęcia swoje lub swoich autorytetów, a może bliskich Wam osób w takie grafiki. Nie czujecie ani grama wstydu czy choćby milimetra żenady? Nie macie poczucia, że krok wykonany za daleko, może okazać się skokiem w przepaść? Może jednak sięgnięcie wyobraźnią dalej, niż dzień wyborów i to niezależnie od ich wyniku, jest jeszcze możliwe dla Was? Polityki nie uprawia się wrzaskiem, ale mową.