Gdzieś w oddali widać wielki ląd. Buduje się na nim nowe i emanujące witalnością przestrzenie dobra. Przywraca się też zmysłom zapach i smak korzeni piękna. Prawda zmaga się tam wprawdzie ze sztormami kłamstwa oraz wichrami intryg. Połacie ziemi są jednak na tyle wielkie, iż zdolne są do trwania mimo nieprzyjaznych fal.
Tu, na małej wyspie, z której niedaleko do innych małych wysp, jest inaczej. Brak pól dla nowego i ożywczego prądu tworzenia, a stare i szlachetne wartości zasypywane doraźnymi wrażeniami. Tak egzystują owe wysepki – jak i ta, z której widać inne – ale nie widać na nich horyzontu zmian na lepsze. Kolejny wschód słońca przed południem zniknął za warstwą grubych chmur, a wieczór i noc już były już w domenie stroboskopowego światła. W nim widać tylko epizody, nie ma zaś przyczyn i skutków, co pozwala gubić nawet rzesze ludzi w zaułkach czczych obietnic. Wielu jest podatnych na ów sztuczny świat błyskający efektownie, choć bez faktycznych efektów. Jest ich więcej, niż przypuszczano, choć nie więcej, niż wskazywały algorytmicznie wyliczalne przepływy wirtualnych neuronów. To mniej więcej połowa wszystkich, którzy mają swój biograficzny punkt zaczepienia właśnie tutaj i właśnie teraz. W zasadzie trwają nie tyle dzięki własnemu aktywizmowi (nie jest to aktywność, co wypada podkreślić), ile dzięki mieszance pasywności i bezbronności tej części, której jeszcze skutki pozorowania sukcesów nie dotknęły wprost. Jakaś część obudzonych odezwała się, lecz nie dość liczna, nie dość zwarta i być może zbyt późno.
Ciasny, długi i kręty jest podziemny korytarz, którym przejść muszą niepodatni na iluzję. Poza własnymi bateriami życiowej energii, zasobami życiowego doświadczenia, zapasami intelektu, mocami wiary i uświadomionymi obrazami wielkiego lądu, mają siebie wzajemnie. Mimo diametralnie innych sfer, w jakich są czynni indywidualnie lub w macierzystych komórkach, dysponują otwartymi umysłami i sercami. Nawet jeśli są też zbiorem grup interesu i nieco zabarwieni rewolucyjnymi barwami emocji, to – być może – starci teraz niemal na pył, będą mogli stać się zaczynem nowego. Przejdą (nie wszyscy) na drugi koniec tunelu. ? Zdołają zbudować łącza pomiędzy sobą. ? Wytworzą masę krytyczną zmiany, bez której wyspa zanurzy się w odmętach nijakości. ? Będzie to mniej lub bardziej widoczne. ! Im szybciej ów proces rozpocznie się, tym większą będzie emanować siłą. !
Gdzieś w oddali widać ląd. Jego grawitacyjna moc – jeśli nie zaniknie z nieprzewidywalnych powodów lub nie rozproszy się przez jakieś odśrodkowe impulsy – będzie rosnąć. Więcej! Archipelag może się okazać jego nową i cenną cząstką. Dzisiaj jest oddzielony niewidzialną i nieprzepuszczalną zarazem ścianą ignorancji i egoizmu jednych, frustracji, marazmu i lenistwa drugich. Jutro jest w zasięgu już dzisiaj. Tylko trzeba… sięgnąć po nie.