Intruz w domu nie jest mile widziany – to naturalne. Nieproszonych gości nie wpuszczamy, a drzwi otwieramy tylko znanym sobie osobom lub gdy wiemy, że ktoś potrzebuje pomocy. Nie sposób – racjonalnie myśląc – gościć kogoś obcego, powierzać mu tajemnice domu. Już zupełnie nie przechodzi przez myśl, by pozwolić komuś takiemu, by zawładnął życiem domowników.
Myślisz, że snuję jakąś odrealnioną wizję lub nawiązuję do jakże aktualnych i dynamicznie zmieniających się okoliczności związanych z migracjami setek tysięcy (może nawet milionów) ludzi do Europy i zmieniających niepostrzeżenie jej kulturowe i etniczne oblicze? Pewnie na ten wątek przyjdzie czas. Przyszłość może się pod tym względem okazać niepokojąco zbieżna z wizjami ojca Wincentego Klimuszki czy Jeana Raspaila. Tym razem będzie o tym, co jest skrajnie obce wobec Polski i całego Zachodu w rozumieniu wykutym przez Zbigniewa Herberta.
Skieruję zatem wzrok ku niedawnym faktom, jakie miały miejsce na styku rosyjsko-polskim – ze wskazaniem na stronę polską. Kolejny (piętnasty już) odcinek serialu dokumentalnego TVP „_Reset” był rzuceniem światła dziennego jedynie na fakty i okoliczności, których wspólnym mianownikiem było uprzedmiotowienie Polski przez Rosję. Michał Rachoń i Sławomir Cenckiewicz precyzyjnie – dokument po dokumencie, obraz po obrazie i fakt po fakcie – uzmysławiają na jakiej dziejowej grani była Polska do 2015 r. W najnowszym odcinku jest mowa o kilku epizodach tego etapu, poruszę tylko trzy – chyba najsmutniejsze i niepokojące zarazem z punktu widzenia zwykłego szarego obywatela Rzeczypospolitej.
Po pierwsze – liczone w dziesiątkach wizyty funkcjonariuszy / agentów / szpiegów reżimowych służb Federacji Rosyjskiej w siedzibie państwowej agendy odpowiedzialnej za polski kontrwywiad. Po drugie – wkraczanie do przestrzeni i domen stanowiących trzon wywiadowczej osłony polskiego państwa i tym samym pozyskiwanie informacji i kontaktów istotnych dla bezpieczeństwa Polski, a przez to również bezpieczeństwa państw sojuszniczych NATO. Wymieniam jednym tchem okoliczności, których wzmożenie miało miejsce w 2010 r. i trwało do końca 2014 r. Zdarzenia te nie stanowią kanwy kiepskiego filmu akcji, lecz działy się w rzeczywistości. Miało to miejsce mimo oczywistych nawet dla laika agresywnych zachowań państwa kierowanego z Kremla (choćby na przykładzie Czeczenii czy Gruzji, a potem i Ukrainy, gdzie „zielone ludziki” wtargnęły w 2014 r. i do dzisiaj tam są). Rosjanie włazili do ważnych dla bezpieczeństwa naszego kraju miejsc w Warszawie i poza nią, jak do… siebie.
Gdy po 2015 r. Żandarmeria Wojskowa weszła do siedziby jednych z instytucji, w których jeszcze urzędowali ludzie polskich służb wcześniej blatujący się z funkcjonariuszami wrogiego mocarstwa, znaleziono nie tylko ich kompromitujące fotografie z rosyjskojęzycznymi napisami na czapkach czy pojemniki z butelkami po różnych mocnych alkoholach. Znaleziono także dokumenty, wśród których były między innymi wzory… interpelacji poselskich. Tych samych interpelacji, które już w Sejmie wybranym 2015 r. składali posłowie największej opozycyjnej partii. Podpisywali „gotowce”, by utrudniać derusyfikację polskich służb specjalnych.
W tej jakże nieodległej przeszłości sprzed dekady mamy też wizytę pierwszej postaci rosyjskiej cerkwi prawosławnej, czyli patriarchy Moskwy i Wszechrusi Kiryła I. Jego ekskursji po Polsce w sierpniu 2012 r. nadano cechy zbliżone do wizyty papieża. Spotkania religijne i polityczne mieszały się ze sobą, a udział w nich polskich polityków z najwyższych gremiów państwowych z prezydentem RP Bronisławem Komorowskim czy kościelnych z kardynałami Stanisławem Dziwiszem i Kazimierzem Nyczem nadawały splendoru osobie, co do której nikt nie mógł mieć wątpliwości, jeśli chodzi o jej proweniencję. Kirył I (nazywany u nas Cyrylem I, co – moim zdaniem – jest błędem) to pochodzący z Leningradu Władimir Michajłowicz Gundiajew – funkcjonariusz i agent KGB. Jeśli nawet w trakcie obecności w Polsce zachowywał oficjalną aurę duchownego (jest przecież do dzisiaj formalnym przełożonym dla metropolitów cerkwi prawosławnej w Polsce i to mimo jego ostentacyjnego poparcia dla Władimira Putina przy okazji inwazji na Ukrainę z 2022 r.), to w istocie wykonywał zadania (bo przecież nie… misję) zleconą z Kremla.
Szczytowym jej punktem było podpisane na… Zamku Królewskim w Warszawie przez Kiryła I i arcybiskupa Józefa Michalika prawosławno-katolickiego i tym samym rosyjsko-polskiego tak zwanego „Wspólnego Przesłania do Narodów Polski i Rosji”. Pod osłoną wzniosłych religijnych deklaracji mieliśmy do czynienia ze stricte polityczną wypowiedzią obu hierarchów. Czytamy tam między innymi: Wydarzenia naszej wspólnej, często trudnej i tragicznej historii, rodzą niekiedy wzajemne pretensje i oskarżenia, które nie pozwalają zagoić się dawnym ranom. (…) Z uznaniem przyjmujemy działania kompetentnych komisji i zespołów w naszych krajach. (…) Wyrażamy przekonanie, że trwałe pojednanie, jako fundament pokojowej przyszłości, może się dokonać jedynie w oparciu o pełną prawdę o naszej wspólnej przeszłości. Medialny zachwyt (uczciwie przyznam, że sam wtedy mocno zastanawiałem się czy ta deklaracja może faktycznie coś zmienić w relacjach pomiędzy społeczeństwami obu krajów przynajmniej w wymiarze duchowym) rozciągał się od lewicy (Leszek Miller) po skrzydło prawicy (Zbigniew Ziobro). Tylko ścisłe kręgi prawicy (na przykład Anna Fotyga) kwestionowały i nawet kontestowały ten dokument. Przypomnijmy, iż rzecz działa się po 10 kwietnia 2010 r., kiedy to do listy sowieckich i rosyjskich win wobec Polski ze Zbrodnią Katyńską włącznie doszedł nowy etap. Rosjanie wkraczali w domenę religijną i kościelną w Polsce jak do własnej przestrzeni… Tej samej, w której władza cerkiewna i władza państwowa są zintegrowane na korzyść tej drugiej, tym samym zamieniając prawosławie w manifest rosyjskości emanującej wrogością do wszystkiego, co się rosyjskiej władzy nie podporządkuje.
Polska miała stać się własnością Rosji – o czym twardo w @resettvp – nawet dusze chcieli oddawać w ręce agenta w sutannie. Dogłębnie ponure… pic.twitter.com/ltH0wU5EKm
— Krzysztof Kotowicz (@KotowiczKrzysz) October 10, 2023
Ostatni motyw, który nakreślę, to stosunek polskich polityków do sprawy Sergieja Magnitskiego – obrońcy praw człowieka, który jako historyk pisał książkę o Gułagu (czyli funkcjonującym od czasów Józefa Stalina systemie obozów opresji i kaźni dla krytyków czy przeciwników ustroju w Związku Sowieckim, potem Federacji Rosyjskiej). Bill Browder – amerykański biznesmen, który był pracodawcą Magnitskiego, nie zdołał wydobyć swego pracownika z łagru w Archangielsku, gdzie opozycjonista zmarł w koszmarnych mękach. Amerykanin postanowił wyciągnąć na światło dzienne ten skandal, poruszał „niebo i ziemię”, aby w USA i krajach Unii Europejskiej wprowadzić przepisy nakładające ostre sankcje polityczne i gospodarcze na Rosję za każdy przypadek łamania prawa międzynarodowego. O ile udało się mu przełamać gigantyczne opory w Stanach Zjednoczonych, gdzie administracja prezydenta Baracka Obamy blokowała na wszelkie możliwe sposoby projekt stosownej ustawy, o tyle nie zdołał do tego przekonać władz w… Polsce. Poprzez kontakty z byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim dotarł nawet do wpływowego wówczas polityka i prawnika Ryszarda Kalisza. W tej kwestii Rosjanie w Polsce robili co chcieli, jakby byli u siebie…
Amerykanin spotkał się w Polsce, państwie sojuszniczym NATO i państwie członkowskim Unii Europejskiej, z murem milczenia w tej kwestii i do dzisiaj nie może sobie tego wytłumaczyć. Tym bardziej, że jak sam zauważa, Polska doznała wstrząsu jakim była śmierć prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i całej delegacji, do czego doszło na terytorium Federacji Rosyjskiej w 2010 r. Bill Browder mówi wprost: Rosja zawsze popełnia przestępstwa. Chyba, że udowodni się, że jest inaczej. (…) Wszyscy muszą zrozumieć, że nie ma różnicy pomiędzy zorganizowaną przestępczością a rosyjskim rządem.
Wycinek z filmu „_Reset” (odc. 15, sez. 2 „FSB w Polsce")
Być może ten tekst będzie czytany jeszcze przed wyborami parlamentarnymi i referendum ogólnokrajowym, które mamy za kilkadziesiąt godzin, a może już po tym, gdy znać będziemy nasze narodowe rozstrzygnięcia. Z pewnością na czekamy na wyniki wyborów i referendum w Polsce, bo od nich zależy dalszy ciąg naszej historii. Także w tym wymiarze, o którym piszę w cyklu #ANEKS. To w zasadzie, jak zauważyłem na początku cyklu jest zapis historii „na żywo”. W tych dniach dzieje się tak dosłownie. Polska należąca do nas, do Polaków to jedyny wybór, jaki może nam przyświecać przed, w trakcie i po wyborach.
Oddawali Polskę w pacht Rosji. Nie ma cienia wątpliwości, że działali tak dla własnych celów. Zostawiając rodakom fasadę państwa jak mur do malowania graffiti w ulubionych kolorach. Ów fronton sprawiać miał wrażenie wielobarwnego, podczas gdy oni za ścianą niedostępną dla większości z nas, supłali więzy zależności pozbawiające Polaków i Polskę własnego państwa. Oby już nigdy nie wrócili.
https://www.youtube.com/watch?v=IRuhbTT6d7w&t=1s