Nim usłyszałem w niedzielnym czytaniu opis spotkania, rozmowy i wspólnej kolacji z rozpoznanym tuż po tym, jak „zniknął” jej głównym uczestniku, natknąłem się na – zdawać by się mogło – inną okoliczność. Gdy jednak oba ogniwa pierwszych godzin trwającej właśnie niedzieli, stały się faktami, uzmysłowiłem sobie ich nieco metafizyczny związek.
Najpierw podnosząca temperaturę wymiana zdań na temat tego, co powinno robić „Państwo”, a czego zdaniem spotkanej osoby „nie robi rozbestwiając poprzez 500+ kobiety”, do jakiej doszło nad kupowanym do niedzielnej kawy sernikiem na zimno (może jednakowoż nie należy kupować niczego w niedzielę?). Potem ewangeliczny zapis spotkania w Emaus, gdzie uczniowie rozmawiali, szli razem i nawet zasiedli do stołu z Jezusem, którego nie rozpoznali (aż mi ciarki przeszły po plecach, gdy tego słuchałem, na myśl o tym, że spędzam czas z kimś ważnym i nie poznaję go), choć wszystko niemal podpowiadało im z Kim mają do czynienia.
Jak to jest, gdy fakty są negowane, a to, co rzeczywiste, staje się niewidzialne? To się zdarza, to nawet wydaje się być coraz częstszym zjawiskiem. Czy prawda i ten, kto ją głosi mogą być traktowane z obojętnością czy nawet budzić kontestację? Tak dzieje się na naszych oczach i uchodzi nawet za bycie trendy. Tylko, że sernik na zimno czy na gorąco nie przestaje być sernikiem. Owszem, może być subiektywnie smaczny lub nie, może być świeży lub przeterminowany, może być przygotowany i podany estetycznie lub niechlujnie. Jednak nie przestaje być sernikiem i to niezależnie od tego, że ktoś nazwie go bezą lub piernikiem.
Co łączy gorącą rozmowę nad sernikiem na zimno sprzed kilkudziesięciu minut z relacją z Emaus sprzed prawie dwóch tysięcy lat? My – ludzie i nasze naiwnie powtarzane piłatowe pytanie „cóż to jest prawda?” XX- i XXI-wieczni bywalcy salonów ukuli sprytniejszą formułę „punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia”.
Już miałem zapisać powyższe, gdy przypomniała mi się jeszcze jedna okoliczność. Aż się zielonej herbaty muszę napić z wrażenia, jak to drobne zdarzenia tworzą jedną mozaikę. Ponoć kilka dni temu, witając się ze znajomą osobą, nie uśmiechnąłem się. Na „zarzut” odpowiedziałem, że widać mój uśmiech nie został dostrzeżony, gdy owa osoba witała się z rozmawiającym ze mną już wcześniej innym, naszym wspólnym, znajomym. Riposta była szybka i dowiedziałem się, że nikogo koło mnie nie było. Nie kontynuowałem obrony.