Lekkość bieli pierwszego śniegu i podnosząca na duchu karmazynowa czerwień, zestawione ze sobą, tworzą – mimo oczywistego kontrastu – zestaw barw budzący we mnie zawsze te same uczucia.
Do uczuć szybko dołącza myśl, że właśnie wyrazistość obu kolorów i jakże zróżnicowane ich konotacje, dobrze oddają to, co określić można „polską duszą”. Nie jesteśmy nijacy. Źle się czujemy z niedopowiedzeniami. Niechętnie przyjmujemy letniość. To jednakże nie znaczy, że nie ma wśród nas zwolenników mgławicowych idei, adorujących przeciętność i skwapliwie taplających się w ciepłym błotku braku wartości. Siedząc okrakiem zawsze można się przecież wychylić i w lewo, i w prawo. Zanurzając się w pianie można ze swoiście pojętą przyjemnością skrywać mankamenty. Mętna woda sprzyja szemranym interesom.
Biel i czerwień są nie tylko symbolami polskiej państwowości. Są alegorią konstytutywnych cech człowieka rozpiętego pomiędzy szlachetnością a ceną, jaką za to płaci. Człowieka nieustannie spragnionego czystości i wiedzionego pragnieniami, a więc zmagającego się wewnętrznie. Ludzi nawigujących w życiowych wyborach naprawdę, a więc zdecydowanych na łzy, pot i krew. Osób, którym jasny umysł i wrażliwe serce podpowiadają słowa i gesty, z jakimi zwracają się ku innym.