Ebola to śmiertelnie niebezpieczny wirus i tak jak jakiś czas temu aids, póki co jest silniejszy od wszystkich pracujących w laboratoriach i szukających sposobu na leczenie i zapobieganie tej chorobie. O ile jednak z ebolą i innymi plagami, jakich pełno jest na świecie (a więc w Polsce też, jak choćby grypa) zmagają się setki czy może nawet tysiące uczonych, o tyle z innym wirusem, nie dość, iż nikt nie walczy, to jeszcze go rozsiewają dzień i noc.
Tym paraliżującym rozsądek i podsycającym nieracjonalne zachowania wirusem jest strach. A „epidemię strachu” postanowili rozszerzyć i rozdmuchać niektórzy dziennikarze łapiąc się okazji, jaką był powrót zdrowych (co potwierdzono badaniami) wolontariuszy z Liberii. O ile poważni eksperci oraz przedstawiciele instytucji rządowych wypowiadają się jednoznacznie uspokajając opinię publiczną, że licealiści z Wrocławia wyjechali z Liberii 28 lipca, co oznacza, że objawy eboli musiałby się już ujawnić, o tyle dziennikarze (nie wszyscy, co trzeba przyjąć z uznaniem) wpadli na pomysł, by eksploatować domniemane, prawdopodobne i rzekome zagrożenie dla milionów Polaków (nawet takie liczby padały), jakie mieli – ich zdaniem – ściągnąć na Polskę (i nie tylko) młodzi ludzie, którzy spędzili niespełna miesiąc w Liberii. To, że nie była to „wycieczka” czy „pielgrzymka” (jak to niektórzy wyposażeni w mikrofony czy klawiatury medialni urzędnicy wrzucali na anteny i ekrany), ale misja humanitarna, zostało zupełnie zbagatelizowane. To, że był to dziesiąty tego typu projekt, w tym czwarty realizowany w Afryce, a więc organizacja wyjazdu nie była efektem impulsu, lecz przygotowanym ze wszech stron działaniem, jest marginalizowane. Nawet taki „detale”, że wyjazd do Liberii był poprzedzony świadomością rozmaitych ryzyk (nie tylko związanych z potencjalnymi chorobami), że wykonano wszelkie procedury (łącznie ze szczepieniami ochronnymi), spychano na brzegi kolejnych „sensacyjnych” news’ów. Ich refrenem była powtarzana wiadomość, że „prokuratura na podstawie doniesień medialnych” wszczęła postępowanie w tej sprawie (ciekawe, że inne „medialne doniesienia” dotyczące rzeczywiście poważnych spraw dotyczących spraw obywateli czy państwa nie kończą się równie sprawnymi akcjami). Dzisiaj, w trakcie transmitowanej przez niektóre stacje telewizyjne konferencji prasowej, głos zabrał organizator wolontariatu salezjańskiego i mamy dwojga uczestników projektu „Liberia 2014”. Wreszcie usłyszeliśmy jasny i prosty przekaz, po którym można i warto przede wszystkim wyrazić szacunek dla tych, którzy odważnie postanowili służyć słabym i bezbronnym dzieciom – ofiarom wojny domowej. W komentarzu po konferencji prasowej, w studiu telewizji państwowej głos zabrała przedstawicielka Polskiej Akcji Humanitarnej. I postawiła retoryczne pytanie o to czy można pomagać biednym, opuszczonym i nieszczęśliwym dzieciom w Afryce siedząc wygodnie w ciepłym fotelu we własnym domu?” Dodała, iż corocznie w Afryce jest realizowanych co najmniej kilkanaście projektów humanitarnych wychodzących z Polski i nie sposób ich spełnić bez ryzyka. Pomoc wiąże się z ryzykiem, które jest ceną skutecznej pomocy.
W całej tej sprawie jest jeszcze jeden wątek zasługujący na uwagę. Organizatorem wyjazdu był ksiądz Jerzy Babiak – salezjanin, dyrektor Liceum Ogólnokształcącego im. Świętego Dominika Savio we Wrocławiu, człowiek bardzo dobrze znający się na organizacji tego typu ekspedycji. Wśród uczestników byli uczniowie tej szkoły w większości pełnoletni już, którzy naukę w tej katolickiej szkole wybrali i zaangażowania społeczne podjęli, bo chcą czas młodości dobrze wykorzystać. W poprzednich latach media chętnie relacjonowały niezwykłe postawy kolejnych grup licealistów uczestniczących w realizowanych od dziesięciu lat projektach misyjnych. W tym roku napiętnowano wolontariuszy tak, jakby byli dla kogokolwiek groźni. Ich wychowawcy przypisano najgorsze cechy nie mając ku temu żadnych racji. Medialna nagonka na kilkoro odważnych, dobrych i odpowiedzialnych ludzi jest tylko efektem wspomnianego na wstępie „wirusa strachu”? Śmiem twierdzić, iż nie, skoro w mediach można usłyszeć lub przeczytać tak wiele rzeczowych informacji o wirusie ebola. Jest jeszcze jeden wirus, którego szczepy mnożą się bez podróżowania po świecie, a nawet częściej, gdy człowiek nie podróżuje i nie otwiera się na innych ludzi.