Niesprawiedliwe osądzenie, skazanie na śmierć, ubiczowanie, kolejne upadki, mgnienia sekund ulgi po spotkaniach z Weroniką i Matką i wymuszona pomoc Cyrenejczyka, odarcie z szat, ukrzyżowanie. Śmierć! Zdjęcie z krzyża i złożenie w grobie.
Krzyż miał pozostać symbolem hańby i pomnikiem beznadziejnej śmierci. Wierzymy, że tak się nie stało. Krzyż stał się znakiem nadziei. Idziemy zatem mając Krzyż Pana przed sobą. Niosąc krzyże osobiste i wspólnotowe, pomagając nieść owe krzyże innym lub w cichości duszy prosząc, by znalazł się ktoś, kto podźwignie nas spod ciężarów.
Wiemy jednak, że Krzyż Pana wywołuje sprzeciw, jest odrzucany i wyśmiewany, bywa traktowany obojętnie lub wrogo. Nurtuje, niepokoi, razi. Idący uliczkami Jerozolimy lub stojący na ich obrzeżach, mogli widzieć zarysy belki krzyżowej niesionej przez Jezusa. Kilka dni wcześniej owacyjnie witali Mistrza, aby tego dnia rzucać ku Niemu szyderstwami.
Idąc właśnie dzisiaj – jak każdego roku – ulicami Ząbkowic Śląskich mieliśmy Krzyż przed sobą i nieśliśmy krzyże w sobie. Klękając i podnosząc się wydobywaliśmy z siebie tę krztynę pokory, jakiej nam potrzeba na co dzień. Pan dał łaskę, aby iść raz jeszcze ulicami rodzinnego miasta, które nie tylko tego dnia są Drogą Krzyżową. Klękając za każdym razem dotykałem przez ułamek sekundy ziemi, po której chwilę wcześniej szedł Pan niosąc Krzyż.
O Crux ave, spes unica,
Hoc Passiónis témpore,
Auge piis justítiam,
Reísque dona véniam.