Szkoła ze zdeformowanym programem nauczania większości przedmiotów, szkoła demotywująca na osobistego wysiłku intelektualnego dzieci i młodzieży, szkoła bez przekazu wartości płynących z nauki religii lub etyki, a teraz jeszcze szkoła manipulująca wokół tożsamości psychicznej i fizycznej uczennic i uczniów.
Jest w całej opublikowanej na serwisach Ministerstwa Edukacji podstawie programowej „edukacji zdrowotnej” bardzo dużo innych zakresów nauczania. Niektóre być może dałoby się uznać za zasadne przynajmniej na poziomie udostępnionych do konsultacji ram nauczania, choć – jak zwykle – „diabeł tkwi w szczegółach”. Nie sposób w tym miejscu drobiazgowo analizować każdego wątku, szczególnie że nie mamy jeszcze informacji co do konkretnych tematów zajęć, źródeł treści podawanych dzieciom i młodzieży i metodyki prowadzenia lekcji czy trybu oceniania uczniów.
Uwagę jednak zwracają te obszary, które w ocenie bardzo wielu rodziców i licznych kręgów eksperckich czy społecznych muszą wzbudzać co najmniej kontrowersje.
- Edukacja zdrowotna w szkole podstawowej na etapie klas 4 – 6 objąć ma w dziale w dziale VIII „zdrowie seksualne”. Tam (na przykład) czytamy, że w ramach wymagań szczegółowych dotyczących wiedzy i umiejętności uczeń będzie musiał „wymienić stereotypy płciowe oraz wyjaśnić ich negatywny wpływ na funkcjonowanie człowieka”. Na etapie klas 7 – 8 szkoły podstawowej od uczennic i uczniów wymagać się będzie, aby umieli „omawiać pojęcie orientacji psychoseksualnej i kierunki jej rozwoju (heteroseksualna, homoseksualna, biseksualna, aseksualna) i wyjaśniać pojęcia: tożsamość płciowa, cispłciowość, transpłciowość”.
- Dziewczęta i chłopcy w szkołach branżowych, technikach i liceach w dziale VII „zdrowie seksualne” mają nauczyć się „wyjaśniania, na czym polega norma medyczna, prawna, statystyczna, społeczna, moralna, religijna, partnerska oraz indywidualna oraz wymieniania wyznaczników partnerskiej normy seksualnej.” Ponadto fakultatywnie nastolatkowie mają być edukowani na temat „przyjemności seksualnej oraz tego, co wpływa na libido” oraz omawiane mają być „kwestie prawne i społeczne związane z przynależnością do grupy osób LGBTQ+”, dzięki czemu dziewczyna i chłopiec mają nabyć umiejętność „opisywania stereotypów płciowych, w tym odnoszących się do sfery seksualnej oraz omawiania ich negatywnego wpływu na rozwój człowieka i relacje interpersonalne oraz poznać sposoby przeciwdziałania im”.
Trzeba być głuchym i ślepym intelektualnie; trzeba być pozbawionym elementarnego życiowego doświadczenia; trzeba nie mieć elementarnego rodzicielskiego odruchu obrony dziecka przed manipulowaniem jego rozwojem i świadomością; i wreszcie trzeba być pedagogicznym ignorantem – aby cytowane wyżej fragmenty wymagań, jakie mają być stawiane dzieciom w wieku od 7 do 18 roku życia (a więc osobom niepełnoletnim) uznać nie tylko za korzystne dla holistycznie pojmowanego rozwoju dzieci czy młodzieży, ale nawet za obojętne. Ich psychomanipulacyjny, indoktrynacyjny i ideologiczny charakter nie jest zresztą nadmiernie ukrywany.
Kluczem jest słowo „stereotypy”, które – jak należy uznać czytając literalnie dokumenty ministerialne – mają „wpływ negatywny”. Co za tym idzie, mają być kwestionowane. To zaś oznacza ni mniej, ni więcej, dezorientację dziewcząt i chłopców w sferze ich tożsamości osobowej i społecznej, głównie w warstwie płciowości. Mamy – w moim przekonaniu – do czynienia z antyedukacją!
Piszę o tym z maksymalną dozą emocjonalnego dystansu, ale świadomość zakłóceń i ryzyk, z jakimi już mierzą się rodzice i nauczyciele, a przede wszystkim sama młodzież właśnie na tle seksualizacji nakazuje stanowczo odmawiać zgody na wdrażanie do polskiego szkolnictwa treści, o jakich mowa w projektach ministerstwa edukacji. Nie dziwię się i popieram społeczne protesty wobec ideologicznie motywowanych planów rządzących polską oświatą, jak ten, który odbył się wczoraj w Warszawie. Wcześniej podpisałem petycję skierowaną do minister edukacji, w której wyrażono krytykę wobec próby wtłaczania uczennicom i uczniom polskich szkół przekazów nastawionych na dezinformowanie i dezorientowanie ich w sferze tożsamości płciowej.
Niemal od roku mamy w polskim systemie oświaty publicznej najgłębsze od kilkudziesięciu lat wywracanie ram nauczania i wychowania. Rewolucyjne zapędy ministerstwa edukacji działającego w ramach politycznej koalicji liberałów i lewicy z miesiąca na miesiąc prowadzą do wygaszania najważniejszych funkcji szkolnictwa.
Przypomnijmy w telegraficznym skrócie.
- Najpierw, pod pozorem „odchudzania” poszatkowano podstawy programowe większości przedmiotów nauczania w szkołach podstawowych i średnich. Wielu obserwatorów skupiło się na drastycznych cięciach w języku polskim czy historii, ale zmiany treści nauczania objęły także: matematykę, chemię, biologię, fizykę, geografię, informatykę, historię sztuki, plastyka, język obce (w tym łacinę i języki mniejszości narodowych), wiedzę o społeczeństwie, wychowanie fizyczne i filozofię.
- Następny etap przekształcania szkolnictwa polegał na zwalnianiu, a w zasadzie na zakazie zadawania prac domowych uczennicom i uczniom. Ogłoszono to w groteskowy sposób ustami premiera i minister edukacji (zwącej się „ministrą”) jako rodzaj „prezentu” dla dzieci i młodzieży, podczas gdy faktycznie było to sprzeczne z doświadczeniem rodziców i nauczycieli, a przede wszystkim demotywujące dla samych uczniów.
- Krok kolejny to wszczęcie awantury o nauczanie religii w szkołach publicznych, co przybrało postać o tyle kuriozalną, że poza naruszaniem kanonów prawa oświatowego, dwojako uderzono w czuły społecznie punkt. Deprecjonując przedmioty „religia” i „etyka” do poziomu marginesu zajęć dydaktycznych być może zaspokojono ideologiczne emocje części młodzieży i rodziców, ale celem jest pozbawienie szkołę kluczowego sektora wychowania do wartości.
- Teraz mamy następny milowy krok w burzeniu roli szkoły jako instytucji edukacyjnej i wychowawczej działającej na rzecz dzieci i młodzieży w zgodzie z wolą rodziców. Postanowiono wyrzucić przedmiot „wychowanie do życia w rodzinie” i zastąpić go przedmiotem pod nazwą „edukacja zdrowotna”. W kolejce czeka jeszcze druga „nowinka” w postaci „edukacji obywatelskiej” (ale o tym następnym razem). Oba przedmioty mają wejść do szkół podstawowych, branżowych i średnich od roku dydaktycznego 2025/2026. Przedmioty mają być obowiązkowe i oceniane.
Foto i video dzięki uprzejmości: Andrzej Diakowski