Gorycz, chłód, bierność, beznadzieja. To stany, w jakich lepiej się nie znajdować i nikomu ich nie życzymy. Są przecież synonimami depresji lub jej symptomami.
Gdy dotykają mnie, ciebie, kogokolwiek z nas, jeśli mamy jeszcze w sobie krztynę energii, wówczas szukamy środków zaradczych, usiłujemy wydobyć się z „dołka”. Jeśli stan pogłębia się i nie wydobywamy się zeń samodzielnie, pozostaje jeszcze nadzieja, iż ktoś zauważy problem i poda „koło ratunkowe”.
Byłem dzisiaj obserwatorem dużego spotkania młodzieży zorganizowanego przez Ochotnicze Hufce Pracy. Ile razy znajduję się w tym środowisku, tyle razy widzę dziewczęta i chłopców, którzy dostają szansę na wybrnięcie z egzystencjalnego zaułka, w jakim – najczęściej niezależnie od siebie – znaleźli się. Szansę daje im instytucja dająca im na co dzień warunki, dzięki którym mogą – jeśli zdobędą się na osobisty wysiłek – pójść w życie i budować jego pozytywną konstrukcję. Jednak tylko niezorientowanym może się wydawać, że młodych ludzi z mnóstwem problemów nie ma w innych sektorach naszego społeczeństwa, jakimi są szkoły, kluby sportowe, grupy twórcze, grona religijne czy po prostu wśród mieszkańców naszych wsi i naszych miast. W ogóle mam wrażenie, że młodzież jest coraz bardziej hermetyczną grupą społeczeństwa. Skutkiem tego jest ograniczony, może nawet malejący, wpływ dorosłych na ich codzienne decyzje, wybory i postawy. Gdzieś pomiędzy nastolatkami a iluś-tam-dziesięcioletnimi ludźmi powstała szklana ściana i mamy swego rodzaju dwa światy. Niby się widzimy, znamy się, kontaktujemy się, ale czy to jest dostrzeganie drugiego człowieka, czy to jest świadomość świata jego wartości, i czy jest pomiędzy nami choćby elementarna wspólność celów. Już nie wspomnę o tożsamości idei, poglądów i wiary. Dzisiejszy zlot obracał się wokół problematyki nałogów i jeśli choć jedna osoba otworzyła oczy na przerażający obraz skutków, jakie przynoszą wszelkie uzależnienia, to już można mówić o sukcesie. I wcale nie jest powiedziane, że tą osobą jest wychowanek OHP, uczeń jakiejś ząbkowickiej szkoły czy osoba dorosła. Problem ten bowiem nie zna granicy wieku, płci i wykształcenia.
Gorycz, chłód, bierność, beznadzieja – od tych określeń zacząłem i do nich wracam. Czy jest antidotum na owe stany? Gorycz- słodycz. Chłód – ciepło. Bierność – aktywność. Beznadzieja – nadzieja. Rodzaj hymnu o antidotum na życiowe fiasko wyśpiewała dzisiaj Kamila Łyko. Niedawno podziwiałem talent tej licealistki, gdy wystąpiła i śpiewając bardzo trudny utwór Anny German zdobyła laur przeglądu piosenki rosyjskiej. Tym razem w konkursie skupionym na promowaniu zdrowego stylu życia, zaproponowała publiczności piosenkę z repertuaru Beaty Kozidrak. Chyba zaryzykowała, bo zamiast słusznych fraz o tym, że „czegoś nie warto…”, podarowała słuchaczom nader pozytywne przesłanie. Ołowianą chmurę pokonałeś sam. (…) Nie obiecam Ci, że lepszy będzie świat. (…) Nie obiecam Ci, że czas ukoi ból. Ważne, że jesteś tu… W dzisiejszym konkursie nie wygrała, ale podała antidotum na depresję. Kamila ma głos ciepły i słodki, jej śpiewanie ma w sobie pierwiastek wokalnej ofensywy, wzbudza optymizm. Wzrusza, ale też porusza myśl. Być może intuicyjnie, może świadomie, ale po raz drugi wybrała utwór, w którym jest tak wiele nadziei…