Kiedyś budowano szlaki prowadząc nimi ludzi do kościołów, klasztorów i sanktuariów. Ukierunkowane zazwyczaj na wschód „organizowały” one przestrzeń miast, a trakty i ulice wiodły ku frontonom świątyń czy bramom opactw. Wysokość wież pozwalała znajdować samo centrum, a brzmienie dzwonów wyznaczało rytm życia lub było zwiastunem niespodziewanych wiadomości.
Współczesność radykalnie zmieniła schematy życia społecznego. Totemy stacji paliw czy centrów handlowych albo drapacze chmur są punktami orientacyjnymi dla ludzi. Drogowskazy podpowiadają, gdzie jest szpital lub sąd, urząd lub cmentarz. Coraz częściej zresztą wiedzeni jesteśmy elektroniczną nawigacją, a po szosach niektórych krajów pojazdy autonomiczne poruszają się już według cyfrowej logiki. Jeśli nie zdarzy się coś nieprzewidywalnego, a tempo obezwładniania człowieka konsumpcją i zależnościami nie zmaleje, staniemy się społeczeństwem zatomizowanym.
Począwszy od rodziny, poprzez lokalne wspólnoty, organizmy narodowe czy kontynentalne, po skalę globalną, możemy przekształcić ludzką wolność w system. Nie będzie on znosić sprzeciwu trybika, w jaki jesteśmy już teraz przeformowywani i – jak każda machina – aby dalej funkcjonować, zdolny będzie wykluczać albo nawet eliminować zacinający się element. Pogłębia się niesformalizowana inwigilacja poprzez gromadzenie metadanych i potencjał ich coraz bardziej detalicznej analizy. To są zwiastunami swoistej „profilaktyki” ze strony rządzących procesami w zbiorowościach społecznych, którzy dążą do zapobiegania wyłamywaniu się jednostek. Tu uwaga: „rządzącymi procesami” nie muszą i stosunkowo często nie są rządzący w rozumieniu politycznym, których wybieramy.
…
Późnym wieczorem, wczoraj, usłyszałem tekst, który sam przeczytałem już rano…
Ogromne tłumy zebrały się koło Jezusa, tak że jedni cisnęli się na drugich, zaczął mówić najpierw do swoich uczniów: «Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a co w izbie szeptaliście do ucha, głoszone będzie na dachach. A mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic już więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo się macie obawiać: bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie! Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli».
Zostałem poproszony o odniesienie się do tych słów (Łk 12,1-7). Moja odpowiedź zabrzmiała, nawet dla mnie, zaskakująco. Powiedziałem: „nie bójmy się, więcej ufajmy”.
…
Wczoraj i dzisiaj sporo czasu zajęty byłem rozmowami na temat mediów. Kontekst obu dyskusji był nieco inny (choć miejsce to samo). W obu przypadkach moją uwagę zwracała zgodność wokół kluczowego problemu znaczenia mediów rozumianych jako sposób na „komunikowanie” i „komunikowanie się”. W obu dialogach nikt nie miał wątpliwości, że media (szczególnie cyfrowe) w naszych czasach są nieodzowne, by ludzie: nie musieli się bać, mogli wiedzieć, zdołali zrozumieć, by przybliżali się do prawdy i dostrzegali dobro i piękno, aby – wreszcie – znajdowali wspólny język.
Media, zmieniające się na naszych oczach do tego stopnia dynamicznie, że można nie nadążać nad „zaszytymi” w nich mechanizmami wpływu i uzależnień, są bezsprzecznie – po ogniu, wodzie, powietrzu i ziemi – jeszcze jednym żywiołem. Zapobiegamy, na ile możemy, pożarom i powodziom. Wykazujemy dużą gorliwość w trosce o jakość powietrza, którym oddychamy. Nie umiemy jednak zapanować nad siłą podmuchu, gdy przestaje być miłym zefirkiem. Nie chcemy degradować gleby, a jak dochodzi do wstrząsów tektonicznych przekonujemy się o naszej bezsilności wobec potęgi natury.
Wobec mediów, które – powtórzę – stają się czy już są – żywiołem, ludzie przyjmują skrajne postawy. Jedni poddają się zalewowi treści (określenie: „kontent”), drudzy segregują czy nawet tamują napływ przekazów. Jest tu jeszcze druga strona medalu. Według niektórych w mediach, w tym w mediach społecznościowych (określenie: „social media”) nikt nikomu nie może zabraniać niczego. Zdaniem innych muszą istnieć sita blokujące przekazy zawierające kłamstwo we wszelkich jego formach od perswazji, manipulacji i propagandy, przez nienawiść, wulgarność, agresję, pornografię i przemoc, po dyfamację, uzależnienie i zniewolenie.
Media tym się różnią od czterech żywiołów naturalnych, że są żywiołem syntetycznym. Są wytwarzane i modyfikowane, a teraz zdaje się nawet, że autonomicznie ewoluują (lub będą ewoluować) w ramach AI (określenie: „artificial intelligence”/ „sztuczna inteligencja”). W przeciwieństwie do sił natury, co do których chcemy zyskać dystans lub je opanowywać, wytworzony przez człowiek potencjał komunikacji i wpływu najwyraźniej wymyka się spod kontroli swego kreatora za jego… zgodą.
…
Wracam do słów: Wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a co w izbie szeptaliście do ucha, głoszone będzie na dachach. I jeszcze do tych słów: Pokażę wam, kogo się macie obawiać: bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie!
Zapowiedź Jezusa, że świat, że ludzie na świecie, będą się dowiadywać o tym, co nie jest powszechną wiedzą, brzmi niesamowicie aktualne. Jezus odnosi się wprawdzie do ówczesnych hipokrytów (ich mutacje znamy współcześnie), ale co do zasady, wskazuje na „głoszenie na dachach” (czyli tam, gdzie dzisiaj umieszczamy anteny nadawcze i odbiorcze) jako na sposób ujawniania i przekazywania prawdy i zarazem jako metodę ostrzegania i obrony przed kłamstwem. Nie można zatem odwracać się od nadawania lub odbierania prawdy, jeśli nie chcemy sami lub nie chcemy dla kogoś, by nie wiedział „kogo ma się obawiać”.
…
Kto dzisiaj – w Polsce – jest liderem opinii katolików? Media mainstreamu czy media konserwatywne i media katolickie? Komu pozwalamy żonglować naszą wyobraźnią pomiędzy wartościami a fantasmagoriami? Jak wiele przestrzeni udostępniamy jałowości swarów i mętności hedonizmów, a ile miejsca w myśleniu i uczuciach zostaje na porozumiewanie się wokół tego, co stanowi wartość? Pytań kojarzących się z rachunkiem sumienia mogłoby być więcej.
Media w istocie mają służyć komunikowaniu i porozumiewaniu się. W tym celu mogą być nośnikiem nieograniczonej ilości strumieni przekazów (informacja, publicystyka, edukacja, kultura, rywalizacja sportowa, rozrywka – to tylko niektóre możliwe formaty) przepływających pomiędzy ludźmi. Formatem priorytetowym dla Kościoła jest przepowiadanie. Zaczyna się od Dobrej Nowiny i do niej prowadzi.
Dzięki Panu Bogu, wciąż słyszymy tradycyjne dzwony na kościelnych wieżach w myśl maksymy „Vivos voco, mortuos plango, fulgura frango” (Żywych wzywam, zmarłych opłakuję, gromy kruszę) i niech tak zostanie. W XXI wieku to media winny być dzwonami Kościoła. Świat współczesny, do którego mamy wychodzić, aby głosić Ewangelię (por. Mk 16,15) – wchodząc także na drogi, które już nie prowadzą do kościołów, jak to było kiedyś – nie przetrwa milczenia dzwonów. Dzwony te muszą być słyszalne w wirtualnej przestrzeni, jeśli nie ma się ona stać kontynentem wiecznej duchowej zmarzliny (por. Łk 12,5). Media katolickie są po to, by świeciły wszystkim, którzy są w domu (por. Mt 5, 15). Tym domem jest cały świat.
Tekst dedykowany dla serwisu wAkcji.24.pl