Potok historii szemrze gdzieś na dnie w Twojej pamięci. Niekiedy wylewa się poza brzegi nawyków i zakłóca mniej lub bardziej kontrolowany przez Ciebie schemat codzienności. Podejmij wysiłek, aby ujrzeć w Sobie, dokąd płynie.
Konstatacja, że nie ma niczego, co jest pewne, wywołuje niepokój. Naturalnie bowiem skłaniamy się ku tym sferom życia oraz ku tym środowiskom ludzi, gdzie znajdujemy uporządkowanie, racjonalność, przewidywalność i celowość. Wolimy zaczynać dzień bez nagłych i niespodziewanych okoliczności. Lepiej czujemy się, gdy zamykamy dzień w poczuciu spełnionych zadań, może nawet zmęczenia, ale też satysfakcji z tego, co robiliśmy. Dobrze jest znajdować się w przyjaznym gronie i pod własnym dachem, nie odczuwać zagrożeń pochodzących z zewnątrz i móc spodziewać się jutra oraz kolejnych dni w co najmniej nie gorszej jakości życia. Ten nieco idylliczny obraz „strefy komfortu” jednak odbiega od doświadczenia wielu z nas, może nawet każdej i każdego z nas?
- Był rok 2112. Petroniusz obudził się jak zwykle koło południa. Gdy otworzył oczy, holograficzne okna sypialni rozjaśniły się, wyświetlając poranny wschód słońca. Patrzył na niego przez moment. Czuł się zmęczony. Wieczorny bankiet na dworze prezydenta przeciągnął się do późna w nocy. Od pewnego czasu źle znosił długie, nocne przyjęcia. Budził się potem z bólem głowy i zdrętwiałymi mięśniami. Dopiero ciepła kąpiel i dokładny masaż całego ciała przyspieszały obieg krwi, wracając siły i jasność umysłu. Staranny makijaż i wykwintne ubranie, w którym wychodził z garderoby, dopełniały metamorfozy. Stawał się na nowo młody, pełen życia, z oczami błyszczącymi inteligencją, niedościgniony. Czyli taki, jakiego znali wszyscy. Osobisty konsultant prezydenta Stanów Zjednoczonych Świata, Johna Garisona III. W tej chwili miał jednak swoje 67 lat i fizyczne objawy tego faktu nieco go frustrowały.
- W owym czasie na Ziemi było 144 miliony chrześcijan. Stanowili niecałe półtora procenta ogólnej liczby ludności świata. Najwięcej z nich, bo ponad 60 milionów, żyło w Afryce. Na Amerykę Południową i Azję z Australią przypadało po około 25 milionów. Pozostałe 34 miliony mieszkały w Europie i Ameryce Północnej. Prawie 96 procent ludności globu nie wyznawało żadnej religii. Kryzys wiary rozpoczął się pod koniec XX wieku w Europie i bardzo szybko objął także Stany Zjednoczone Ameryki. Do chrześcijaństwa przyznawały się wtedy prawie dwa miliardy ludzi, ale w wielu przypadkach za tą deklaracją nie szła praktyka. Ówczesnym społeczeństwom tradycyjna religia wydawała się rzeczą zbędną. W powszechnej opinii nie dawała ona odpowiedzi, jak żyć „pełnią życia”, lecz stawiała „archaiczne wymagania”. Mimo starań papieża Jana Pawła II, charyzmatycznego przywódcy najliczniejszego wówczas odłamu chrześcijaństwa – katolicyzmu, proces odchodzenia ludzi od wiary pogłębiał się.
Wybiegamy daleko w przyszłość i mamy jej zaskakujący obraz? Może to wyjście jest zbyt dalekie, a szkicowany pejzaż wydaje się zbyt radykalnie inny od obecnego – tak myślisz? Pozwól jednak, aby strumień wyobraźni przeniósł myślenie i uczucia, jakie Ciebie wypełniają, na taki dystans, z którego zdołasz dostrzec aktualną rzeczywistość w świetle wolnym od filtrów stereotypów, uprzedzeń i przyzwyczajeń. Jest w tym szansa na zyskanie osobistych i łączących Cię z innymi perspektyw nadziei. Nie pytaj jeszcze, dlaczego teraz akurat tę drogę wybieram dla nas w #BliżejSłowa.
- Brat Roger mówił właśnie, że wiara pozwala człowiekowi za życia osiągnąć spokój, a po śmierci życie wieczne. Szymon pomyślał, że patrząc na to od ich strony, w tym szaleństwie jest jednak metoda. Cierpieć dla nieskończonego szczęścia jest łatwiej nić cierpieć, bo taka jest kolej rzeczy. Życiowe klęski stają się wtedy ceną, którą należy zapłacić. Naturalnie, ta wizja to jakaś mrzonka wyobraźni, przeciwna prawom biologii i z tego powodu niemożliwa do spełnienia. Ale ponieważ niemożliwa, to pociągająca. Gdyby chciał przejąć ich sposób myślenia, musiałby zignorować otaczającą go rzeczywistość, zmienić całą swoją naturę, zapomnieć lata nauki i doświadczeń, rozstać się ze swymi starymi przyzwyczajeniami. Jednak ta perspektywa go intrygowała. Któż nie pragnął choć na moment być kimś zupełnie innym? Tutaj Roger miał rację. Skoczyć w górę i znaleźć się w równoległym świecie.
- Brat Roger wyjął z kielicha biały opłatek, unosząc go nad zgromadzonymi i powiedział: „A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom mówiąc: Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje.” Rozległo się pojedyncze uderzenie w gong. Tysiące ludzi przez kilka sekund wpatrywało się w cienki, prawie przezroczysty kawałek chleba, który według ich wiary stał się w tym momencie ciałem Boga. Przy kolejnym uderzeniu w gong brat Roger opuścił dłonie, położył opłatek na srebrnej tacy i przyklęknął przed nim. Po czym powstał, ujął w dłonie kielich z winem, podniósł go w górę i zaczął mówić: „Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im mówiąc: Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja krew przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów.” Powtórzył się ten co poprzednio ceremoniał. Wierni przez chwilę patrzyli w kielich. Gdy brat Roger położył kielich z powrotem na stole i ukląkł, wszyscy przeżegnali się. (…) Ludzie powstali z klęczek. W hali rozbrzmiały teraz słowa znanej Smithowi modlitwy Ojcze nasz. Detektyw ze zdumieniem zauważył, że niektóre frazy zna na pamięć i bezwiednie powtarza w myślach za mówiącymi.
Obrazy z przyszłości, a jakże wydają się realne współcześnie. Czyż nie jest tak, że Sam lub Sama miotasz się wewnętrznie na myśl, że każdy jednoznaczny wybór w życiu wymaga równie wyrazistej zmiany. Wymaga odejścia z kolein wyrzeźbionych w znoju pracy, może już nawet wybrukowanych, by się na nich mniej potykać. W odniesieniu do sfery duchowości – nie mów, że jej nie ma, bo oznaczałoby to, że nie widzisz wszystkich kolorów egzystencji człowieka – decyzji nie da się cofnąć w czasie. Można natomiast dokonać jej rewizji tu i teraz. Bardzo podobnie jest w szeregu innych dziedzin życia ważących o poczuciu sensowności tego, czym się zajmujemy, co nas motywuje i jakie opcje estetyczne i etyczne uznajemy za własne. Najdłuższe nawet cykle beztroski i komfortu nie są bezterminowe.
- Angel klęczała na środku pogrążonego w ciemnościach pokoju. Jej twarz była zwrócona ku wiszącemu nad łóżkiem drewnianemu krzyżowi. Usiłowała się modlić, ale miała poczucie, że nie jest tego godna i nie powinna zostać wysłuchana. Zrozumiała, że potrzebuje ratunku, ale bała się, czy nie jest za późno. Kiedyś ofiarowała Chrystusowi swoje serce, teraz dostał się w nie nektar ludzkiej miłości i rozgrzał nieznanym ogniem jej wnętrze. Nie ufała już samej sobie. (…) Teraz w pustym pokoju wyrzucała sobie, jak mogło do tego dojść. Prosiła Boga o przebaczenie i łaskę, która pomoże jej zadecydować, co teraz robić.
- Wczesnym rankiem trybuny były jeszcze zamknięte dla publiczności. Cztery gigantyczne ekrany, wiszące nad Wielką Łąką, były wyłączone, a zdalnie sterowane kamery tkwiły nieruchomo na statywach. Co kilka minut w bramę stadionu wjeżdżał nowy transport więźniów. (…) Całą przestrzeń między trybunami zajmowały krzyże. (…) W kolejnej grupie chrześcijan, która wysiadała właśnie z samochodu, przyjechał brat Krzysztof. Także jego pierwsze spojrzenie padło na krzyże. Ale w odróżnieniu od innych na jego twarzy nie pojawił się nawet cień niepokoju. Wyprostował się i ze wzruszeniem czekał, aż przyjdzie jego kolej. W końcu gwardziści zaczęli go prowadzić na miejsce ukrzyżowania. „Brat Krzysztof! Brat Krzysztof” – zaczęto szeptać z różnych stron. Podniósł głowę jeszcze wyżej. Jego zwalista sylwetka górowała nad eskortującymi go żołnierzami. Gdy dotarł na miejsce i przeguby jego rąk i nóg objęły metalowe obręcze, omiótł wzrokiem wpatrzonych weń chrześcijan, po czym potężnym głosem przemówił: Bracia! Dziękujcie Zbawicielowi, że pozwala nam umrzeć taką śmiercią, jaką sam zginął…! Może część naszych win będzie nam za to odpuszczona. Ale nie łudźcie się, że ktokolwiek uniknie Bożej sprawiedliwości…! (…) Nad stadionem unosił się zapach krwi. Chrześcijanie umierali w milczeniu. Niektórzy mieli oczy wzniesione ku niebu, inni z pochylonymi głowami modlili się bezgłośnie. (…) Kamery przesuwały się wzdłuż twarzy chrześcijan. Analizowały każdą zmarszczkę i skurcz mięśni. (…) Publiczność wzorem notabli niespiesznie opuszczała trybuny.
- Od opisanych tu wydarzeń minęły wieki. Przeminęły kolejne państwa i kolejni władcy. Kolejne wynalazki zostały odkryte i zdążyły się zestarzeć. (…) Stworzono nowe dzieła literatury, muzyki, malarstwa, architektury i filmu. A biały kamienny krzyż na Summit Rock, postawiony na pamiątkę tego, co się stało, wciąż króluje miastu i światu.
Przeszliśmy razem – jeśli jesteś w tym punkcie rozważania – przez flesze z 430-stronicowej książki „Quo vadis. Trzecie Tysiąclecie”, którą napisał Martin Abram. Marcin Więcław, bo tak brzmi rzeczywiste imię oraz nazwisko polskiego prozaika, reżysera i scenarzysty filmów dokumentalnych w konwencji łączącej cechy political-fiction, science-fiction, thriller i romans, zostawił nam powieść nadzwyczajnie pasjonującą. Chociaż tytuł i w pewnym stopniu narracja nawiązują do słynnego „Quo vadis”, to jednak nie jest to unowocześniona replika czy sequel słynnego dzieła Henryka Sienkiewicza. Martin Abram nie pozwala czytelnikowi na wygodę domyślania się, co będzie dalej i burzy przyzwyczajenia, z jakimi podchodzimy do chrześcijaństwa, do katolicyzmu szczególnie.
Książką Martina Abrama otwieram w cyklu #BliżejSłowa nowy (poprzedni miał hasło #BliżejOsoby) minicykl #List – ten jest pierwszy. Jesteś jego Adresatką / Adresatem. Pozwalam się zwracać do Ciebie bezpośrednio, jakbyśmy się dawno i dobrze znali. W tym małym otwarciu rozważań skupię się na beletrystyce, którą wszyscy lubimy. Nie mogę więc spojlerować podejmowanych książek, a cytowane fragmenty są nieco podobne do slajdów z wątkami zaledwie sugerującymi całą opowieść.
Wiedza nie jest tym samym, czym jest wiara. Wiedza i wiara nie są ze sobą w kolizji, bo mogą obejmować swoimi rodzajami poznania te same domeny, ale czasem wzajemnie się przesłaniają, gdy człowiek nadmiernie zdaje się na jednostronne postrzeganie i rozpoznawanie rzeczywistości. Nie bez znaczenia jest także płytkość i doraźność ludzkich mechanizmów percepcji, częstokroć redukująca przyjmowanie wszelkich przesłań w trybie rutyny lub konwenansu. Nie zdarza się Tobie to, co mi się przytrafia, gdy spoglądam na coś, słucham czegoś lub wykonuję gesty, jakbym chciał zaledwie uniknąć wyłamania się z otaczającego mnie obyczaju i mieć tzw. „święty spokój”?
Ty i ja jesteśmy niekiedy niemal o krok od tego, by widzieć tak głęboko i wyraźnie, aby wiedzieć. Wiesz, że stawiając sobie pytanie „dokąd idę”, już jesteś na drodze ku odpowiedzi? Nie jest prosta i gładka, i to dobrze wiemy, lecz aby ją wybrać, potrzebujemy wiary.
- TERAZ: Martin Abram, „Quo vadis. Trzecie Tysiąclecie”, Biblioteka Frondy Apostolicum, Warszawa, 2002
- POPRZEDNIO: Bronisław Wildstein & Maciej Mazurek, „Kultura w czasach zamętu”, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków, 2024
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.