Wiek XXI stawia katolikom coraz ostrzejsze pytania o sens i logikę wiary, a odpowiedzi – jeśli mają być przekonujące, a nie tylko popularne i medialne – nie mogą być formułowane tylko w oparciu o rozum i emocje. Wybrany papież będzie znakiem zwracania się Kościoła ku Panu Bogu, bez czego nie ma prawdziwego świadectwa wobec świata.
Powyższe zdania napisałem tuż po tym, gdy przed południem 8 maja 2025 roku czarny dym wydobywający się z komina nad Kaplicą Sykstyńską oznajmił, że po trzech głosowaniach kardynałowie nie mogli jeszcze rozeznać kto ma być 267. papieżem. Już sześć godzin później, tuż po 18:00 świat zobaczył biały dym i po kilkudziesięciu kolejnych minutach najpierw dowiedzieliśmy się kto został odczytany przez kolegium elektorów jako następca św. Piotra. Chwilę potem zobaczyliśmy Ojca Świętego Leona XIV i usłyszeliśmy pierwsze słowa, jakie skierował do milionów ludzi, którzy czekali na ten głos i wypatrywali znaku, jakim zawsze jest biskup Rzymu.
To, co napisałem wczoraj, nie wiedząc kto i kiedy zostanie papieżem, w najmniejszym stopniu nie straciło aktualności. Nie mogłem się jednakże spodziewać, że nowy Zastępca Chrystusa – jakim jest każdy papież – właśnie na „pytania o sens i logikę wiary” Leon XIV odpowie tak wyraźnie dzisiaj przed południem. Uczynił to w homilii podczas Mszy św. zamykającej konklawe.
Przed wszystkim jest odpowiedź świata. Mateusz podkreśla, że rozmowa pomiędzy Jezusem a Jego uczniami na temat Jego tożsamości odbywa się w przepięknym miasteczku Cezarea Filipowa, bogatym w luksusowe pałace, położonym w uroczej scenerii naturalnej, u podnóża góry Hermon, ale będącym także siedzibą okrutnych kręgów władzy oraz teatrem zdrad i niewierności. Obraz ten mówi nam o świecie, który uważa Jezusa za osobę całkowicie pozbawioną znaczenia, co najwyżej za ciekawą postać, która może wzbudzać zdziwienie swoim niezwykłym sposobem mówienia i postępowania. I tak, kiedy Jego obecność stanie się uciążliwa dla wymagań uczciwości i moralności, które On stawia, ten „świat” nie zawaha się odrzucić Go i wyeliminować. (…) Również dzisiaj nie brakuje kontekstów, w których wiara chrześcijańska jest uważana za coś absurdalnego, przeznaczonego dla osób słabych i mało inteligentnych; kontekstów, w których przedkłada się nad nią inne zabezpieczeni, takie jak technologia, pieniądze, sukces, władza, przyjemności. (…) Również dzisiaj nie brakuje kontekstów, w których Jezus, choć ceniony jako człowiek, jest sprowadzany jedynie do roli charyzmatycznego lidera lub super człowieka, i to nie tylko wśród niewierzących, ale także wśród wielu ochrzczonych, którzy w ten sposób kończą żyjąc – na tym poziomie – w faktycznym ateizmie.
Pierwszym moim skojarzeniem ze słowami siódmego za mojego życia papieża były słowa z Ewangelii wg św. Mateusza: „Gdy wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: «Panie, ratuj, giniemy!» A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?» Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: «Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?» (Mt 8,23-27). Leon XIV właśnie przejął łódź, jaką jest Kościół, a która znajduje się na wzburzonej burzą cywilizacyjnego jeziora. Ci, którzy są na jej pokładzie, ale i ci, którzy na nią spoglądają – my – cierpimy na niedostatek wiary. Fraza o „zaćmieniu Boga” nie jest jedynie retorycznym zwrotem, ale opisem realnego zjawiska.
Papież Leon XIV wkroczył w oko cywilizacyjnego cyklonu. Pierwsze moje skojarzenie: «Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?» (Mt 8,26) https://t.co/iywMTgDEdY
— Krzysztof Kotowicz (@KotowiczKrzysz) May 9, 2025
Szczerze modlę się, aby Ojciec Święty Leon XIV zdołał skierować nas – katolików, i nas – wszystkich ludzi, ku „głębokiej ciszy”. Bez niej nie uda się nikomu usłyszeć Pana Boga. I nikomu nie uda się usłyszeć drugiego człowieka, a tym samym komunikować się. Poruszyło mnie, wręcz poczułem dreszcz w duszy, gdy usłyszałem papieża (profetycznie?) mówiącego dzisiaj o radykalizmie, którego potrzeba nam, chrześcijanom…
Mówię to przede wszystkim do siebie, jako Następcy Piotra, kiedy rozpoczynam tę moją misję Biskupa Kościoła, który jest w Rzymie, powołanego do przewodzenia w miłości Kościołowi powszechnemu, zgodnie ze słynnym stwierdzeniem św. Ignacego z Antiochii (por. List do Rzymian, Prolog). Wysłany w kajdanach do tego miasta, miejsca swojej zbliżającej się ofiary, pisał on do chrześcijan, którzy się tam znajdowali: „Wtedy będę naprawdę uczniem Jezusa Chrystusa, kiedy nawet ciała mego świat widzieć nie będzie” (List do Rzymian, IV, 1). Odnosił się do tego, że zostanie pożarty przez dzikie zwierzęta w cyrku – i tak się stało – ale jego słowa odnoszą się, w szerszym sensie, do nieodzownego zobowiązania każdego, kto pełni w Kościele posługę władzy: zniknąć, aby pozostał Chrystus, stać się małym, aby On był poznany i uwielbiony (por. J 3, 30), poświęcić się do końca, aby nikomu nie zabrakło możliwości poznania Go i kochania.