Nic tak nie przekonuje do prawdy, jak twarde jej dowody. W odniesieniu do prawdy w dziedzinie polityki, dowodami są słowa, szczególnie słowa zapisane.
Szczególnie te zapisane w dokumentach mających charakter wewnętrzny (klauzulowany), bo w nich zawiera się rzeczywisty obraz lub przynajmniej zapis postrzegania rzeczywistości przez polityków. Ujawniane, stają się źródłem wiedzy o tzw. „głębokim państwie”, czyli o mechanizmach rządzenia państwem i zarządzania jego strukturami. Należy je zawsze traktować komplementarnie z wszystkimi innymi zasobami, także publicznymi, jakich obecnie, tj. w czasach powszechnej medialności, jest całe morze. Dokumenty w systemach niedemokratycznych mogą być kwestionowane ze względu na ich sporządzanie „pod kogoś” lub „pod coś”, choć i w takich uwarunkowaniach bywają źródłem informacji (jak choćby dokumentacje pozostawione przez III Rzeszę Niemiecką, które stały się podstawą do procesów o zbrodnie wojenne). Materiały generowane w instytucjach publicznych w państwach demokratycznych powinny być obiektywnym nośnikiem informacji. Gdyby było inaczej, podważać należałoby demokratyczność danego kraju.
Nigdy wszyscy nie mamy dostępu do wszystkich dokumentów, ale przy pewnej dozie wysiłku i dociekliwości można legalnie uzyskać do nich dostęp, następnie na ich podstawie odtwarzać faktyczny przebieg zdarzeń czy procesów decyzyjnych. W ustroju demokratycznym o rozproszonej strukturze decyzyjnej (taki jest obecnie ustrój Rzeczypospolitej Polskiej ustalony Konstytucją z 1997 r.) mamy do czynienia z wieloma przestrzeniami dokumentującymi jedno zdarzenie czy jedną decyzję. To wzmacnia potencjał obiektywizacji wniosków syntezujących różne urzędowe relacje zawarte w dokumentach.
Cały pierwszy sezon serialu TVP „_Reset” był właśnie syntezą przeprowadzoną przez Michała Rachonia i Sławomira Cenckiewicza na podstawie zapisów utrwalonych w jawnych dokumentach agend państwa z czasów rządów Platformy Obywatelskiej. Obejrzeliśmy film – wiwisekcję podłoża faktów, jakich powierzchnię wielu z nas może pamiętać i subiektywnie oceniając, wyciągać praktyczne wnioski. Obaj twórcy przez siedem tygodni emisji kolejnych odcinków ujawniane na ekranie dokumenty uzupełniali innymi materiałami udostępnianymi w socialmediach. Każdy odcinek można oglądać w sieci i przeglądać minuta po minucie, a dokumenty strona po stronie. Dlaczego to jest ważne? Otóż nikt nie zakwestionował legalności ich pozyskania (co mogłoby podważać wiarygodność autorów) i nikt nie podważył ich autentyczności (nie licząc zjadliwych komentarzy jawnych czy anonimowych „komentatorów” nie przedstawiających jakichkolwiek kontrargumentów). Ostatni w pierwszym sezonie odcinek był podsumowaniem sześciu wcześniejszych części filmu dokumentalnego. Dokumentalnego, a więc pokazującego dokumenty i prowadzącego na ich podstawie skrupulatny wykład z najnowszej historii Polski. Jeśli zaś wykład, to znaczy otwarcie dyskusji nad okolicznościami, co do których nikt – łącznie z ich uczestnikami – nie zgłasza sprzeciwu. I to jest punkt wyjścia.
Jeśli przed obejrzeniem „_Resetu” czegoś nie wiedziałem, ale mogłem się domyślać czy mieć przeświadczenie graniczące z pewnością, to teraz wiem. Wypowiedzi rozmówców, z jakimi spotkał się w różnych zakątkach świata Michał Rachoń i dokumenty omawiane przez Sławomira Cenckiewicza są włączeniem światła na półmrok domysłów czy mrok manipulacji, jakim Polacy byli i poniekąd są nadal osaczani przez aparat ścigający „zbrodniomyśl”, jaką jest… myślenie i konkludowanie.
To, że system ten – w okresie rządów Platformy Obywatelskiej był sprzęgnięciem organów państwa i większości ośrodków wpływu (w tym mediów głównego nurtu), widzieliśmy i słyszeliśmy już wtedy. Multiplikowany przekaz przerzucał na opinię publiczną nie tylko jednostronny, ale i nieprawdziwy obraz sceny politycznej. Ten sam system, mimo odsunięcia od władzy w 2015 roku obozu, którego przynajmniej nominalnym liderem jest Donald Tusk, nadal dysponuje olbrzymimi pokładami oddziaływania. Jednakże utracił na nasze wspólne szczęście monopol. Dowiadujemy się wreszcie nie tego, jak chciano, abyśmy wierzyli, ale tego jak było w rzeczywistości. Efektem jest możliwość samodzielnego zdobycia wiedzy i wyrobienia sobie opinii na temat motywacji i skutków uprawiania polityki przez kręgi decydenckie z lat 2007 – 2015. Zauważmy, iż to w zasadzie jest cała dzisiejsza opozycja sama siebie określająca mianem „totalnej”.
W tamtym czasie też byli totalni. Totalni w oddawaniu Polski pod wpływ, a więc i władzę Rosji. Poświęcali interesy państwa, którego ster oddali im demokratycznie wyborcy. Czynili tak, aby w sposób zaprzeczający demokracji, a nawet zdrowemu rozsądkowi, o instynkcie samozachowawczym nie wspominając szerzej, utrzymywać się na przejętych pozycjach w hierarchii państwa lub zdobywać kolejne prestiże oraz idące za nimi apanaże. Nasze państwo znajdowało się w rękach ludzi nie tylko posłusznie, ale w sposób poniżający godzących się na supremację nad Warszawą ze strony Moskwy zblatowanej z Berlinem. Polska politycznie kolonizowana przez Rosję znów stawała się za naszych czasów pomostem hegemonicznych zapędów zdominowanego przez Moskwę wschodu wobec zachodu, którego gospodarczą osią stawał się Berlin (spięty nie tylko nitkami Nord Stream). Rosja bowiem, pod rządami Władimira Putina, wróciła do stalinowskiego planu utworzenia superpaństwa od Władywostoku po Lizbonę. Co więcej, nadal na tej drodze jest! Potknęła się na Ukrainie na tyle mocno, że na własne oczy widzimy zbrodniczość Moskwian. Wcześniej doświadczyli tego Czeczeni, Ujgurzy, Gruzini. Nie zapominajmy o faktycznej aneksji Białorusi i groźbach kierowanych do Mołdawii. Przesmyk Suwalski, gdzie od kilku godzin widać eskalowanie napięcia wobec Polski oraz Litwy i Łotwy to następny obszar, na którym rozkazy płynące z Kremla mogą w jednej chwili zmienić stan rzeczy, jaki błędnie uznajemy za dany nam na zawsze.
Cofnijmy się jeszcze do czasu, gdy czerwonoarmiści jeszcze 17 września 1993 roku rezydowali w Polsce po tym jak 17 września 1939 roku na jej terytorium wtargnęli. Przypomnijmy hekatombę Polaków z kwietnia 1940 roku dokonaną przez Rosjan oraz inspirowaną przez nich rzeź na Wołyniu i Galicji Wschodniej z lipca 1943 roku. Nie możemy mieć cienia wątpliwości, że na wschód od Warszawy, którą zresztą ci sami krasnoarmiejcy widzieli wykrwawiającą się w sierpniu, wrześniu i szczególnie w październiku 1944 roku, gdy dobiegało tragicznego końca Powstanie Warszawskie, jest wielka i bogata naturalnie kraina zawładnięta jednak przez nację, z którą nie wolno pod żadnym pozorem kolaborować. Czy trzeba jeszcze przypomnieć o czerwonej kawalkadzie z lat 1919 – 1920 bezlitośnie mknącej po Europę i zatrzymanej nad Wisłą przez heroiczną obronę Polski, która miała zaledwie niecałe dwa lata wolności odzyskanej w 1918 roku po czasach zaborów, a więc i zaboru rosyjskiego?
Te historyczne fakty, znajdujące zarówno potwierdzenie w archiwaliach, jak i narodowej pamięci są jednoznaczne. Znając historię Polski nie można sobie wyobrazić straszniejszego zagrożenia, okrutniejszego losu i tragiczniejszych okoliczności, jakie wiązały się w przeszłości w przekształcaniem państwa polskiego w kondominium mocarstw wschodniego i zachodniego. Geografia jest dla nas nieubłagana, ale historia jednoznacznie uzmysławia, iż wydobywanie się z takiej zależności musieliśmy – jako naród – zawsze okupić oceanem nieszczęść. Dokąd Rosja jest jednym państwem, stanowi dla Polski i dla całego Zachodu śmiertelne zagrożenie. Okoliczności przeszłości dawnej i najnowszej znane większości obywateli Rzeczpospolitej, nawet mimo prób niwelowania nauki historii w szkołach w okresie, gdy Polską rządził tandem historyków (Donald Tusk i Bronisław Komorowski są z wykształcenia historykami), nie mogły być nieznane i niezrozumiałe dla polskiej klasy politycznej. Jednak jej spora część – wtedy i dzisiaj – jest skłonna zamykać oczy na tę prawdę. Przeszkadza ona partykularnym celom, kłuje w oczy i niepokoi sumienie, jest niewygodna lub bywa zacierana w naiwnej wierze, że historia nie jest nauczycielką życia?
Ta część polityków, którzy wtedy i dzisiaj nie stracili pamięci, rozumu i przyzwoitości stali się celem operacji, jaką określono później „przemysłem pogardy”. Machina władzy posunęła się tak daleko, że manipulacja stała się codziennością i była jedynie okruchem sposobu uprawiania polityki. Jej esencją stało się wtedy dla rządzących i jest dzisiaj w formie stosowanej przez totalną opozycję anihilowanie oponentów. Nawet za cenę paktowania z wrogiem. Obejrzawszy „_Reset” raz jeszcze upewniłem się co do tego. Czekam z zainteresowaniem na kontynuację, szczególnie dlatego, że pierwszy sezon nie odpowiedział na fundamentalne pytanie: dlaczego tak postępowali ci, którzy Polskę wówczas reprezentowali i za nią odpowiadali.
Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. Tak mówi przepis artykułu 129 Kodeksu Karnego w rozdziale XVII mówiącym także o innych przestępstwach przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej. Obok zapisanych reguł sprawiedliwości jest jeszcze poczucie sprawiedliwości. Ono w takich sprawach podpowiada infamię…
https://www.youtube.com/watch?v=brh5xATpcOc