Kochanie…, kochana…, kochany…, kochane… Miłość jest zawsze odniesieniem do drugiej osoby.
Nie tylko stosunkiem do innego człowieka – na przykład tolerancją. Nie tylko relacją czy wzajemną więzią – na przykład czymś, co wprawdzie może trwale łączyć, lecz nie czyni jedności. Jest właśnie odniesieniem – świadomym, dobrowolnym oddaniem się drugiej istocie, do której zwracając się z miłością, mówi się „Kochanie…”. Życie na co dzień toczy się tak, że miłość bywa wspomnieniem, gdy kochanej osoby nie ma obok (cokolwiek to znaczy…). Codzienność to także najtrudniejsza z trudnych umiejętność, w zasadzie dar wyrażający najintensywniej miłość – to wybaczanie. I wreszcie znane każdej i każdemu, kto kocha, doświadczenie niedostatku obecności kochanej osoby – czyli wyczekiwanie jej obecności…, czyli tęsknota.
Zobaczyłem dzisiaj w TV Region ładny reportaż (klikając tutaj można obejrzeć na Facebook). Maciej Sergel – mój serdeczny Kolega z branży medialnej rozmawiał z niektórymi słońcami (gwiazdami?) wydarzenia, jakie odbyło się niedawno w Ząbkowicach Śląskich. Rozmawiał też z jego inicjatorką. Magdalena Halikowska w naturalny dla siebie sposób opowiedziała o pozytywnej energii, jaką kreują zawsze młodzi utalentowani ludzie przybywający od dziesięciu lat, aby wystąpić i opowiedzieć czy zaśpiewać o miłości. Myślę sobie, że ten koncert jest swego rodzaju narracją o tym jak postrzegamy miłość – mimo upływu czasu wciąż jest jakaś spajająca tę opowieść nutka. A zatem, Podobnie jak w poprzednich wpisach z wczoraj i przedwczoraj, czując, że wszystkim nam potrzeba ciepła, wracam do koncertu „Miłość niejedno ma imię”.
Katarzyna Woźnicka śpiewając „Małe tęsknoty” i „Słucham cię w radio co tydzień” nie tylko siłą i barwą swojego głosu wrysowywała w wyobraźnię słuchających świadomość, że miłość jest zawsze ponad wszelkimi odległościami. Nie od dzisiaj słucham każdej jej piosenki, bo dysponuje nie tylko wyrazistym wokalem, ale także jej dykcja pozwala słyszeć nie tylko słowa, ale i to, co jest pomiędzy nimi, i co tworzą one wszystkie łącznie.
Duet wokalno-gitarowy Alicja Pająk & Małgorzata Jaworska wystąpił ze znanym bardzo utworem „Moja i twoja nadzieja” – wywołującym u wielu skojarzenie z chwilami, gdy kataklizm zdawał się być silniejszy od ludzi. Zaznaczyły, łącząc efekt strun głosowych i strun instrumentów w harmoniczną jedność, jak istotne jest dla ludzi poczucie wspólnoty. Ta jedność sprawiać może, że to, co jest na pierwszy rzut oka niemożliwe, staje się realne.
Martyna Malinowska w utworze „Byłam różą” oraz w słynnej i wiecznie pięknej piosence „Miłość ci wszystko wybaczy” (tu akompaniament Bartosza Pajdaka) nie tylko wykazała się wokalną umiejętnością przestrajania się i słuchaczy na różne melodyczne fale. Wykonała kompozycje diametralnie różne także w sferze przesłań obu piosenek. Było, jednakże coś wspólnego w nich – to zwrócenie się ku temu, co… było i tym samym wywołanie w każdej wrażliwszej wyobraźni słuchacza pytania o to, co… będzie. Czyż można trafniej opowiedzieć o tym, co, gdy raz ludzi złączy, już nigdy nie rozdzieli?
Może gdybym pisał piórem, atramentem skończyłby się już w kałamarzu i mógłbym włączyć winylową płytę na starym adapterze szybciej. Jednak piszę tuszem cyfrowym, a słowa same przychodzą przez myśl i dłonie na klawiaturę do pliku. Przepraszam, że dzisiaj było dłużej, ale już włączamy video. Posłuchajcie…