Miłość – temat od zawsze niekończących się refleksji. Jej definiowanie przez filozofów nastręcza czasem wielu problemów. Znacznie łatwiej jest przyjmować opisy natury poetyckiej.
Wracam, zgodnie z obietnicą zawartą w poprzednim wpisie, do koncertu „Miłość niejedno ma imię”. Wprawdzie temperatura wrażeń wraz z upływem czasu może nieco opadać, ale nie schładzajmy się zbytnio. Za oknem i tak dość chłodno, więc ogrzejmy się w brzmieniach niosących tak wiele uczuć. Jako że należę do istot „ciepłolubnych” to dzisiejszą reminiscencję po koncercie skupię na dwóch szczególnie ciepłych i delikatnych głosach.
Agata Woźniczka w piosenkach „Dla ciebie jestem sobą” oraz „Jesteś lekiem na cale zło” ofiarowała publiczności dwa rodzaje wspomnianego już wyżej ciepła. Pierwsze bardziej liryczne, drugie jakby nieco zaczepne, lecz oba promieniujące tym, co może przenikać człowieka spragnionego wyłącznej miłości. Dwoje ludzi kochających się nie staje się przez łączącą ich relację aniołami. Nie przestają w nich buzować trudne charaktery i inne przeróżne „kanciastości”. A jednak jest im wzajemnie ze sobą dobrze, jak z nikim innym.
Julia Krawczyk śpiewając utwory „Zabierz tę miłość” oraz „Sen we śnie” przesuwała wyobraźnię słuchaczy w inną sferę spajającą dwoje kochających się ludzi. Miłość, jeśli jest doznaniem, doświadczeniem, przeżywaniem pełnowymiarowym, nie jest tylko łagodnością i ukojeniem. Jest także niepokojem, może jakimś pierwiastkiem rezygnacji, może nawet odmowy?
Głosy obu młodych artystek niewątpliwie obdarzonych talentem wokalnym i darem ekspresji są różne. Nie tylko przez naturalne cechy, jakimi dysponują, ale – jak mniemam – również przez indywidualne postrzeganie przesłań, jakie niosły wykonywane przez nie piosenki. Posłuchajcie…