„Kiedyś, kiedy już świat będzie należał do nas, nie dawajmy mu tego, co inni uważają za ekscytujące. Dajmy kolejnym pokoleniom coś oryginalnego, coś jedynego w swoim rodzaju. Tak samo niepowtarzalnego, jak my sami.”
Cytowane wyżej słowa Klaudii Malinowskiej – uczennicy jednego z ząbkowickich gimnazjów, pochodzą z napisanego przez tę 15-latkę artykułu, jaki opublikował jeden z lokalnych tygodników. O ile cały, obszerny trzeba przyznać, materiał stanowi nieodbiegającą od typowych ocen diagnozę otaczającego młodzież świata, dodajmy: diagnozę stawianą przez pryzmat osoby w wieku szkolnym – o tyle końcówka całego tekstu jest absolutnym kontrapunktem w stosunku do całości. Klaudii należy się za te słowa uznanie! Dawno bowiem w publicznym dyskursie na ząbkowickiej niwie, nie słyszałem i nie czytałem tak dojrzałego sformułowania. Dziewczyna wypowiedziała proklamowała coś, co ma cechy manifestu. Rezultat zależy od tego, jak szeroko ów apel dotrze, na ile jej rówieśnicy, ale też dorośli, świadomie podejmą olbrzymi wysiłek przełożenia tych ważkich słów w czyny.
„Kiedyś, kiedy już świat będzie należał do nas (…)”. Autorka tych słów ma nadzieję, ma poczucie i ma prawo planować to, że w jakiejś perspektywie czasowej ona i jej pokolenie będzie miało wpływ na tok życia we wszystkich jego wymiarach. Ten młodzieńczy optymizm należy i warto pielęgnować. Niech się nikt nie waży gasić tej wiary i tego zapału.
(…) , nie dawajmy mu tego, co inni uważają za ekscytujące”. Lepiej oddać sensu codziennej pracy w każdej jej formie i przestrzeni, w jakiej ludzie znajdują się albo chcą się znaleźć (szczególnie młodzi) – nie można. Nasto- i dziesto-letni alergicznie reagują na sztuczność postaw, na powierzchowność relacji i wszelką inną postać nieszczerości. Dopóki nie ulegną intoksykacji przeciętnością czy nawet cynizmem lub hipokryzją dorosłych, słusznie trzymają się autentyzmu i wytrwale poszukują głębi w rozmaitych jej kierunkach.
„Dajmy kolejnym pokoleniom coś oryginalnego, coś jedynego w swoim rodzaju.” To niesamowicie wymagające i wbrew pozorom, adresatami wezwania nie są – jak śmiem sądzić – jedynie rówieśnicy Autorki, choć – zapewne – są pierwszymi adresatami. Aby dać choćby jednej osobie, a tym bardziej wielu ludziom (np. rodzinie), może nawet szerzej społeczności jakąś materialną czy niematerialną wartość cechującą się unikatowością, trzeba się naprawdę natrudzić. Czyż jednak właśnie na tym nie polega istota naszych odniesień i sens życia, by dawać i zostawiać po sobie to, co wyraża naszą indywidualność, naszą niepowtarzalność? Tak przecież napisała Klaudia: „Tak samo niepowtarzalnego, jak my sami.”