Nie wyobrażamy sobie, aby ktokolwiek mógł odebrać dziecku radość dzieciństwa. Aura Bożego Narodzenia sprawia, że patrząc lub myśląc o dziecku, odczuwamy ciepło w sercu i jest w nas więcej czułości. Stajemy się bardziej opiekuńczy, a każda wiadomość o cierpieniu czy krzywdzie dziecka wywołuje wzburzenie. Tymczasem na co dzień dziecko nie zawsze znajduje się w środowisku sprzyjającym jego rozwojowi.
Samotność dziecka może się jawić jako wydumany problem, przecież każde ma rodziców. Dzieci mają rodzeństwo, dziadków i rodziny. Z wiekiem poszerza się ich krąg relacji z rówieśnikami i nawiązywanie kontaktów z innymi osobami. Dziecko nie może być więc samotne. Obraz ten, uważany za oczywisty, rzeczywistość rozbija niekiedy w pył.
Stany narażające dziecko na poczucie niepokoju, zagrożenia czy narażania na szwank zdrowia lub godności są słusznie nieakceptowalne, ale jeśli są, czy to incydentalnie, czy powtarzalnie, stają się mechanizmem obciążającym ponad naturalną jego zdolność znoszenia sytuacji krytycznych lub niebezpiecznych. Odwrócenie skutków tego rodzaju przeżyć (niekiedy traumatycznych) jest niezwykle trudne i bywa długotrwałe. Niestety nie zawsze się udaje się trwale usunąć takie nawarstwienia, a za sukces poczytać można odzyskanie równowagi i poczucia własnej wartości.
Nie jest żadnym odkryciem, że są sytuacje, w których każdego dnia dzieci we własnych domostwach lub w kręgach rówieśniczych znajdują się pod presją przemocy. Bywają też świadkami okoliczności odzierających je z ciepła dzieciństwa i pozytywnych energii potrzebnych do dorastania w samodzielność. Dzieci zderzają się z agresją w miejscach, gdzie wszyscy spodziewamy się odpowiedzialności i szczególnej troski o najmłodszych członków społeczeństwa. Musi się zatem pojawić pytanie o przyczyny i znaczenie tych stanów.
Pierwszą dziedziną, wymykającą się stosunkowo często (zbyt często o każdy przypadek!) spod obserwacji rodziców lub innych osób starszych z kręgu dziecka, są jego relacje z rówieśnikami.
W naturalny sposób są objęte czymś w rodzaju „tajemnicy” lub „koleżeńskiej solidarności”. Zdarza się, że obok dobrych i rozwijających cechy społeczne znajomości czy przyjaźni z równolatkami, dochodzi także do sytuacji konfliktowych czy nawet przemocowych.
Te właśnie okoliczności, mimo iż ich przebieg to niemiłe, ryzykowne czy wręcz groźne zachowania, okrywa częstokroć zasłona dymna, jaką jest milczenie dziecka lub nawet zaprzeczanie faktom. Dzieje się tak pod wpływem niepewności, wstydu, strachu przed tym, że „wyda się” coś, co dziecku jawi się jako poniżające je lub nie do wytłumaczenia innym osobom.
Dziecko w tych wszystkich sytuacjach ulega swego rodzaju autoodosobnieniu, czyli przyjmuje, że nie ma alternatywy dla pozostania samemu z problemem czy zagrożeniem, jakie je dotyczy.
Zjawiskiem drugim jest powszechne włączenie dorosłych, nastolatków i dzieci w sieć internetową oraz permanentna aktywność różnych urządzeń elektronicznych w otoczeniu.
Naturalna jest u dziecka najpierw chęć dołączenia do kręgu osób, które mogą mieć dostęp do zasobów sieci. To postawa wynikająca z charakterystycznej skłonności do naśladownictwa oraz ze zwyczajnej ciekawości. Z wiekiem i nabywaniem samodzielności, ale także ze względu na niechęć do „odstawania” od rówieśników, zaczyna się początkowo sporadyczne i czasem reglamentowane przez rodziców wchodzenie „na komputer” czy „w smartfon”, po czym dochodzi już do etapu bycia online.
Nie trzeba nikomu specjalnie tłumaczyć, że aplikacje sieciowe nastawione są na zatrzymanie użytkownika przy ekranie, a zawartość wirtualnych magazynów treści i generowanych przez nie interakcji stała się niewyczerpalna. Są one także zasobnikami mieszczącymi obok informacji dezinformację, obok wiedzy fałsz, obok kultury destrukcję, obok rywalizacji agresję oraz obok dobra czy piękna – zło i szpetotę. Wszystko to stać się może, i często staje się, dla dziecka, także dziecka nastoletniego, ale i dla dorosłych, istnym huraganem dla mózgu, trzęsieniem ziemi dla emocji, pożarem dla racjonalności myślenia i powodzią dla wrodzonych cech, jakimi są empatia i ufność. Na naszych oczach kolejnym kręgiem szans i ryzyk staje się sfera sztucznej inteligencji.
Nie twierdzę, że internet jest samym złem. Stawiam tezę, że dostępny bez kontroli rodzicielskiej, używany bez limitu czasu oraz selekcji domen, wydrążyć może w dziecku pustkę intelektualną i uczuciową, a w tę opróżnioną z koniecznych do rozwoju i życia społecznego przymiotów wsączyć niepostrzeżenie zaprzeczenia tych obu wspomnianych cech: bezrefleksyjność i znieczulicę.
W prostej linii wszystko to prowadzi dziecko do alienacji, czyli autowyobcowania, co jest konsekwencją subiektywnej oceny, że w przestrzeni wirtualnej jest „bardziej sobą” lub tylko tam jest sobą i tam ma „swój świat”.
Jest jeszcze trzeci obszar – w zasadzie kluczowy – w którym dziecko może lub czasem musi się „schować” w sobie przed otoczeniem. Powiedzmy to jasno i być może boleśnie, że niestety rodzina może się przekształcić się w środowisko, w którym dziecko nie znajdzie stabilnych i głębokich relacji.
Patrząc z zewnątrz, można mieć często przekonanie, że w danej rodzinie wszystko jest na dobrej drodze, a zdarzające się kryzysy lub chwilowe zawirowania, które stanowią nieodłączny element naszej egzystencji, są przełamywane i w jakimś stopniu hartują odporność dziecka na życiowe trudności. Tak jest najczęściej, ale… nie zawsze.
Bywa, że pod płaszczykiem poprawnie ułożonego życia relacje domowe toczone są konfliktami potrzeb, rozczarowaniami czy zawodami. Tylko naiwni dorośli mniemać mogą, że dziecko nie odczuwa czy nie zauważa tych złych prądów. A co powiedzieć o rodzinach dysfunkcyjnych, które nie podejmują wysiłku wychodzenia ze swoich kompleksów i uzależnień? A co powiedzieć o rodzinach patologicznych, w których wulgarność, toksyczność i przemoc są na porządku dziennym oraz nocnym? A co wreszcie powiedzieć o rodzinach rozbitych, rozwiedzionych, dublowanych wskutek zawierania kolejnych związków? W każdej z tych okoliczności dziecko staje się… przedmiotem, zakładnikiem i niewolnikiem koszmaru niewłaściwych lub destrukcyjnych relacji pomiędzy rodzicami i innymi domownikami.
Nieco inną kategorią krytyczną dla rozwoju i socjalizacji dziecka – mającego w rodzinie znajdować oparcie, bezpieczeństwo, akceptację, zrozumienie, zainteresowanie, opiekuńczość, czułość, a więc miłość – są sytuacje obiektywnie bombardujące rodzinę. Bezrobocie lub konieczność nadmiernie absorbującej pracy, brak swojego (własnego) dachu nad głową, poważne i przewlekłe choroby któregoś z domowników (szczególnie rodziców lub rodzeństwa), zewnętrzne dla rodziny uporczywe zagrożenia w bliskim lub dalszym otoczeniu, to niektóre z przykładów. Nie można też tracić z pola widzenia sytuacji wychowywania dziecka przez jednego z rodziców lub przez rodziny zastępcze. Obie sytuacje, choć bywają nieodzowne dla jego dobra, są jednak czynnikiem zakłócającym u dziecka świadomość bezpieczeństwa czy tożsamości i wywołują niekiedy poczucie odrzucenia.
Gama wszystkich okoliczności, które wyjaławiają rodzinę z postaw i relacji nacechowanych miłością i odpowiedzialnością, sprawczością i przewidywalnością, wprowadza dziecko na drogę ku autowykluczeniu. Jest to skutek wywołania u dziecka – z natury nieodpornego na stres, nieprzygotowanego na kryzys i niezdolnego do racjonalizacji zaistniałych uwarunkowań – impulsu do niskiej samooceny oraz wzbudzenia głębokich (nieuświadomionych często) kompleksów. Nawet wyjście „na prostą”, jeśli to się udaje w wieku nastoletnim czy w młodości, nie zaciera urazów tkwiących w pamięci lub podświadomości.
Czytając lub oglądając informacje o tragediach dotykających dzieci czy też zdarzających się pomiędzy nimi lub z ich udziałem, kręcimy głowami i odruchowo pytamy „dlaczego?”
W takich momentach jest na to pytanie za późno. Dochodzenie do przyczyn i okoliczności tego rodzaju zdarzeń jest koniecznością procesową, oczywistą potrzebą rodziców, rodzin, wychowawców i innych osób mających styczność z tego rodzaju incydentami. Musimy raczej stawiać sobie pytanie „co dalej?”
Według danych pochodzących z systemu „Niebieskiej Karty” obejmującej w Polsce tylko zdarzenia domowe, w 2024 r. doszło do prawie 26 000 przypadków przemocy wobec dziecka, czyli ok. 70 dziennie! W stosunku do lat poprzednich jest to wyraźny wzrost (w 2022 r. było ich niespełna 11 000). W połączeniu z drastycznie rosnącymi statystykami rozwodów mamy niepokojący pejzaż zagrożeń dla dzieci.
Rządowe agendy nie mają zbiorczej statystyki przemocy rówieśniczej w szkołach. Według raportu „Dzieci się liczą” (opublikowanego w 2022 r. przez Fundację „Dajemy Dzieciom Siłę”) przemocy rówieśniczej doświadczyło 57% dzieci! Najczęstszymi formami przemocy rówieśniczej były kolejno: ataki fizyczne, natarcia psychiczne, napaści zbiorowe, znęcanie się, przemoc podczas randki i wykorzystanie seksualne. Statystyki to liczby, które być może nie odzwierciedlają całej skali problemu. Liczby szokujące, ale za nimi są konkretne imiona dziewcząt i chłopców, którzy doznali krzywdy.
Eksperci opracowali już szereg analiz o zjawisku nazywanym z języka angielskiego „bullying”, które można przetłumaczyć jako „tyranizowanie”. Charakterystyczna jest w tym przypadku dysproporcja sił pomiędzy ofiarą a sprawcą, ale nie musi ona wynikać z różnicy wieku. Wyodrębniono rodzaje zjawiska obejmujące przemoc: fizyczną, psychiczną (werbalną), emocjonalną (relacyjną), cyberbullying (związany z internetem) i dyskryminacyjny (na tle odmienności).
Przemoc pomiędzy rówieśnikami (w szkołach) redukowana jest zbyt często do prostego podziału na ofiary i sprawców. Tymczasem badanie wykazało silny związek między samotnością a doświadczaniem bullyingu. Oba zjawiska często idą w parze. Osoby doświadczające bullyingu częściej deklarują poczucie samotności i izolacji. Jest to bardzo istotny sygnał dla nauczycieli i wychowawców, by zwrócić uwagę na uczniów wyalienowanych, spędzających czas w samotności. Może to oznaczać, że są oni poddawani bullyingowi. Grupa wspierających rówieśników zmniejsza ryzyko stania się zarówno ofiarą, jak i sprawcą bullyingu – czytamy w wynikach badań opublikowanych w kwietniu 2025 r. przez Uniwersytet SWPS w Katowicach.
Słyszymy, jak dziewczynka wykłada lalce prawidła dobrego tonu, jak ją poucza i strofuje; ale nie słyszymy, jak w łóżku skarży się przed nią na otoczenie, zwierza się jej szeptem ze swych trosk, niepowodzeń i marzeń. – Ja ci powiem, lalusiu, tylko nie powtarzaj nikomu. – Ty dobry, piesku, ja się na ciebie nie gniewam, ty mi nic złego nie zrobiłeś. Samotność dziecka daje lalce duszę. To nie raj dziecięcy, a tragedia – pisał w książce „Dziecko w rodzinie” Janusz Korczak.
Samotność dosłowna i samotność w tłumie rzeczywistym lub wirtualnym nie są stanem naturalnym dla człowieka. Gdy stają się doświadczeniem dziecka, prowadzą do skrajnych zachowań.
Nie dzieje się to z dnia na dzień, ale poprzez utrwalanie tendencji destrukcyjnych lub autodestrukcyjnych. Autoodosobnienie, autowyobcowanie i autowykluczenie to odmiany jednego dramatycznego zjawiska. Jest nim samotność. Gdy mowa o samotności dziecka, nie sposób przejść nad tym obojętnie. Od samotności dziecka zaczyna się jego skręt w jednokierunkowe zaułki bez wyjścia.
Tekst dedykowany dla serwisu wAkcji.24.pl













