Jedni twierdzą, że przeszłość się nie liczy i nie ma znaczenia, skąd ktoś przychodzi. Inni głoszą, że historia już się skończyła i to, co dzieje się wokół, jest jedynie wypadkową sił w grze bieżących interesów. Czyżbyśmy byli skazańcami doraźności?
Starsi pamiętają, młodsi mogą się tego dowiedzieć, ale jeszcze całkiem niedawno w przestrzeni publicznej mnożono przekazy o zbyteczności nauczania historii w szkołach. To na Dolnym Śląsku zaledwie dziesięć lat temu miał miejsce nawet strajk głodowy w obronie lekcji historii, które ówcześnie rządzący Polską eliminowali w podstawie nauczania. Nie tak dawno, a czasem i teraz traktuje się badaczy przeszłości jako natrętnych gości w archiwach. Przed rokiem 2015 dziejowe rocznice redukowano do nudnych ceremonii. Oddzielano przeszłość mniej lub bardziej grubą kreską, odwracano się od skatalogowanych zapisów o podłych życiorysach i zacierano pamięć o biografiach szlachetnych. Do dzisiaj, ulegając globalnym trendom, karmi się medialne masy w niepoliczonych kanałach lawinami aktualizacji na temat bieżących procesów i zdarzeń. W informacyjnym szumie trudno odnaleźć się w teraźniejszości, a co dopiero myśleć o przyszłości czy tym bardziej sięgać po wiedzę na temat przeszłości.
- Czy Polska będzie trwała? Będzie trwała tak długo, jak długo będzie żyła jej pamięć, dopóki ta pamięć nie zostanie zabrana i unicestwiona.
- Z drzemki, w którą wpędziło nas powtarzane przez media przekonanie o końcu Historii, przed duże „H”, o wmawianym nam od 1989 r. końcu konfliktów międzynarodowych na naszym kontynencie; z tego zaś wynika, że nie mamy potrzeby angażować się poważniej w jakąkolwiek walkę o charakterze niepodległościowym. Rozpoczęła się era sytego konsumowania, rozpoczął się świat posthistoryczny, świat triumfującego bezalternatywnie liberalnego demokratyzmu i ekonomii rynkowej.
- Okazało się, że konflikty jednak się nie skończyły – możemy i powinniśmy nad tym ubolewać, ale widocznie nie dają się one usunąć z natury ludzkiej od czasu grzechu pierworodnego i natury skażenia. Nie będziemy mieli tutaj na Ziemi idealnych stosunków ani między sobą, ani między sąsiadami. „Lew obok baranka” nie położy się jeszcze bezpiecznie – dla tego drugiego oczywiście.
- Skoro jednak odczuwamy na nowo lęk o naszą niepodległość, to ten aspekt wolności, który jeszcze nawet kilka miesięcy temu wydawał się mało czytelny, mało nośny, dziś staje się łatwiejszy do przekazania (…).
„Uległość czy niepodległość” to tytuł, ale też fundamentalne pytanie. Stawia je prof. Andrzej Nowak w wydanej rok temu książce. Nikt nie jest znikąd, a każdy jest skądś. Każdy człowiek ma swoją tożsamość osobistą i społeczną. Żyjemy wprawdzie w czasach, w których jeden i drugi rodowód bywa nieczytelny, czasem jest kwestionowany czy nawet podważany, ale początek życia to zawsze punkt definiujący osobę jako potomka i dziedzica. Świadomość tych faktów, ich twórcza akceptacja wymagają wolności, ale też wolność daje.
- Wolność jest wartością ponadpokoleniową (…) dążenie do wolności zawsze drzemie w młodych ludziach. Trzeba im tylko umieć pokazać, że ta wolność jest głęboko i jakże fascynująco zakorzeniona w polskim doświadczeniu historycznym i to w wyjątkowej skali: na tle większości wspólnot historyczno-kulturowych Europy.
- Do Europy wnosiliśmy zawsze ten wynikający z samych podstaw cywilizacji łacińskiej, chrześcijańskiej – element wolności. Wnosiliśmy ją bardziej ofiarnie niż wiele innych wspólnot i z tego powinniśmy być dumni.
- Niepodległość i wolność, żeby trwały, wymagają dzielności i odwagi. Wbrew pozorom dzielność i odwaga nie wyszły z użycia, nie wyszły także z wyobraźni i skali emocji młodych ludzi.
Prof. Andrzej Nowak przeprowadza dalej rodzaj przeglądu potencjałów i antypotencjałów społecznych – publicznych i prywatnych, oficjalnych i nieformalnych, polskich i polskojęzycznych – za pomocą których można i należy otwierać umysły i uczucia na wartości, jakimi Polska emanowała w swoich dziejach na sąsiednie państwa i narody, ale można też skutecznie zamknąć tę wrażliwość. Autor zwraca także uwagę na formaty, jakie normowały życie naszego narodu i funkcjonowanie państwa, dzięki którym w kronikach zapisano tak liczne chlubne karty. Nie pomija kwestii, które można określić jako „trudne”, ale wymagające rzetelnego rozpoznania, aby „historia stawała się nauczycielką życia”. Skupię się na jednym z wątków – bliskim mi osobiście.
- Można dzisiaj powiedzieć, że szkoła jest już mało ważna, bo dzieci oglądają telewizję, korzystają z internetu, bawią się grami. Jednak szkoła jest tym ostatnim miejscem, które integruje, daje wszystkim wspólne doświadczenie. Nie ma już tak, jak za naszych czasów jednego programu radiowego, jednego, najwyżej dwóch programów telewizji, o których wszyscy rozmawiają, rozmawiają na ten sam temat. Teraz każdy ma swoją niszę. Ale do szkoły chodzą wszyscy w danym pokoleniu i jeśli uznamy, że programy, ramy nauczania obowiązują wszystkich w danej klasie, w danym pokoleniu, to ukształtowanie tych ram w taki sposób, żeby zawierały w sobie prawdę o historii, jest zadaniem pierwszorzędnym.
Być może stawiam się w kontrze wobec trendów i upowszechnionego postulatu „odciążania” programów nauczania, lecz proszę pozwolić, iż opowiem się zdecydowanie za utrzymaniem starannej edukacji historycznej. Obok nauczania języka polskiego (jako przedmiotu ujmującego możliwie szeroko kulturę polską), matematyki (rozumianej nie tylko jako umiejętności rachowania), to lekcje historii są – w moim przekonaniu – zasadniczym zadaniem systemu edukacji narodowej. Nie chodzi o „wkuwanie dat” i tym podobne scholastyczne schematy (choć i one mają swój wąski sens). Potrzebna jest umiejętność myślenia w kategoriach historycznych na fundamencie wiedzy o faktach, postaciach i procesach, jakie kształtują rzeczywistość społeczną, gospodarczą, polityczną i przede wszystkim kulturową, w jakiej żyje każda osoba. Celem tak postrzeganej edukacji historycznej jest podtrzymywanie wspólnego kodu cywilizacyjnego.
Powiedzmy sobie otwarcie: bez owej elementarnej wspólnoty pojęć grozi nam postępująca erozja społeczna aż do utraty cech wspólnotowości i kompletnej atomizacji nie tylko w skali społecznej, ale nawet i rodzinnej. Kto z nas nie słyszał o rzekomej anachroniczności instytucji rodziny czy dezaktualizacji pojęcia „naród”? Już nie wspomnę o przetaczających się przez debatę publiczną po 1989 r. (od pewnego czasu niektórzy sprowadzają ją do pyskówek) próbach odłączenia chrześcijaństwa od polskości. O ile Bolesław Bierut czy Władysław Gomułka otwarcie stawali do rywalizacji z Kościołem o wpływ na społeczeństwo, o tyle od etapu Edwarda Gierka czy Wojciecha Jaruzelskiego i potem przez większość rządów w III RP katolików stawiano na baczność albo w kącie, aby w istocie najpierw zamienić życie kościelne w getto, a docelowo w skansen.
Chrześcijaństwo jest religią wolności i jest tak bardzo sprzężone z polskością, że wszelkie próby marginalizacji kończą się fatalnie dla tych, którzy je podejmują. Niezaprzeczenie straty ponosi też wspólnota wierzących, ale też może przez to wzmacnia się wiara tych, którzy pozostają w Kościele. Próby takie są jednak ponawiane także teraz, a faktycznym zamiarem ich inicjatorów (ośrodków inspiracji) nie jest tylko jedność Kościoła, ale rozerwanie, a przynajmniej zaburzenie wspomnianego wyżej wspólnego dla Polaków kodu cywilizacyjnego. To jest zresztą odrębny i obszerny temat do innego rozważania.
- Tożsamość oparta na wolności może być pogwałcona, to wiemy, ale czy może być wyrugowana i zastąpiona czymś innym? Czy polską tożsamość można zastąpić na przykład czymś tak byle jakim, jak „polactwo”, a nie polskość?
- Nie, nie jesteśmy stadem baranów i nie byliśmy nim (…). Były wśród nas barany, byli idioci, byli zdrajcy, bo oni są zawsze, ale to nie znaczy, że zawsze oni mają przewagę i ostatnie słowo w naszej historii.
W poszukiwaniu odpowiedzi na postawioną na wstępie kwestię „okowów doraźności”, jakie zagrażają Polsce i Polakom oraz mogą paraliżować polskość, należy stanąć wobec prawdy o historii. Historii niezamkniętej w ramach przeszłości, ale kreowanej w teraźniejszości. Dlaczego? W trakcie pielgrzymki do Japonii w 1981 r. św. Jan Paweł II w Hiroszimie (przed monumentem ofiar bomby atomowej) wygłosił pamiętne słowa: „Tylko spojrzenie w przeszłość umożliwia wzięcie odpowiedzialności za przyszłość…”
Jesteśmy od ponad tysiąca lat – jako Polki i Polacy – zanurzeni w polskości. Przez kolejne wieki oddychamy i karmimy się polskością, chronimy Polskę jako cenny skarb i powierzamy przyszłym pokoleniom. Dzieje się tak, bo być Polakiem oznacza być wolnym człowiekiem.
Rozważania w cyklu „Bliżej Słowa: Andrzej Nowak, Uległość czy niepodległość, Wydawnictwo „Biały Kruk”, Kraków, 2022 / 30.04.2023 / sudeckiefakty.pl