Od sytuacji absolutnie banalnych po okoliczności nadzwyczajne – wszystko – ma swoją przyczynę. Możemy jej nie dostrzegać lub ją ignorować, innym razem bardzo chcemy ją poznać, ale napotykamy w tym na przeszkody lub nie udaje się uzyskać potrzebnej wiedzy.
W dających się zracjonalizować tak zwanych ciągach przyczynowo-skutkowych częstokroć nasze skupienie dotyczy bardziej czynnika sprawczego. Jesteśmy skłonni przypisywać temu czemuś / temu komuś – u początku danej okoliczności – między innymi odpowiedzialność czy autorstwo za to, co się wydarzyło czy tego, co jest. Postępujemy w ten sposób, aby zrzucić z siebie poczucie winy albo siebie usytuować w roli kreatora zaistniałej okoliczności lub zjawiska.
Gdy jakiś stan zdaje się nas ogarniać niepostrzeżenie, gdy mamy wrażenie ulegania jakimś niedookreślonym impulsom uwaga człowieka wyraźnie przesuwa się z przyczyn na skutek (efekt). Wręcz wpatrujemy się w rezultat poddania się fali inspiracji. W świecie biznesu czy korporacji używa się pojęcia motywacja. Są nawet specjalne mowy motywacyjne i benefity mające motywować. Inspiracja to coś zupełnie innego. Podobnie brzmią słowa natchnienie czy wena, ale słowo „inspiracja” sięga najgłębiej. Łaciński rodowód sugeruje „wdychanie” lub „napełnienie”. Pod wpływem inspiracji człowiek podejmuje działania nakierowane na ważne dla niego wartości lub cele. Inspiracja to także pojęcie ze sfery duchowości, a nawet mistyki. Niepokojąco natomiast brzmi to słowo, gdy wpisywane jest w wywód związany z jakimś złym czynem, gdy szuka się „inspiratorów” (czytaj: „podżegaczy”) zachowań krzywdzących kogoś lub po prostu niezgodnych z prawem.
Z domu, z ulic. Dla pieniędzy, za darmo. Od ciebie, od niego. Ze wszystkiego. Z książek. Od Boga. Od mamusi, od taty. A ja wciąż cieszę się, że umiem to dostrzec – słyszymy w piosence formacji „Sistars” sprzed dwudziestu lat. Utwór śpiewany w oryginale głosami dwóch sióstr, tym razem splotła swoim cieplutkim wokalem Maja Bogdał. Jej występ miał miejsce podczas majowego spotkania twórców i sympatyków kłodzkiej Open Vocal Art School, o którym już wspominałem tutaj. W trakcie tego koncertu Laura Wodejko śpiewała „Co mi, Panie, dasz w ten niepewny czas?” i było to, moim zdaniem, coś więcej niż pytanie. O doświadczaniu niedostatku czasu wzniośle zaśpiewała wtedy Katarzyna Woźnicka.
Tym razem wracam do innej piosenki, bo o ile we wspomnianych przed chwilą utworach pojawiał się wątek niepokoju przeżywanego na linii czasu przeszłego lub właśnie mijającego, tak w piosence zaśpiewanej przez Maję Bogdał jest zaskakujący spokój w odniesieniu do czasu przyszłego. Młoda wokalistka z właściwym sobie ciepłem i… (no, właśnie!) subtelnym spokojem, przypominającym regularność wskazówki sekundnika na zegarku, przelała na słuchaczy ten rodzaj pewności, do której wielu (jeśli nie wszyscy) dążymy. Ufam ci. Tak naprawdę, jeśli powiesz słowo, ja je poczuję. I napiszę. I zaśpiewam. (…) Jeśli któregoś dnia się spotkamy, odnajdziesz swoje miejsce, co wypiszę na mej twarzy.
Co lub kto jest inspiracją dla Ciebie, dla mnie? Czym i kim oddychamy na tyle głęboko, że widać to na naszej twarzy i w naszym działaniu? Warto mieć tego świadomość, bo w natrętnym ferworze rozdygotanego świata lepiej jest wpatrywać się w łagodność, lepiej jest wsłuchiwać się w pokój i lepiej jest – dla nas wszystkich – zaciągać się dobrem, upajać się prawdą i żywić się pięknem. Człowiek nie jest istnieniem przypadkowym, jest stworzony… I uwaga: człowiek może inspirować, o czym nie wolno zapomnieć.