Encyklopedie definiują „genius loci”, czyli „ducha miejsca” czy przestrzeni poprzez niepowtarzalny ich charakter. Tę cechę, obok klimatu estetycznego i mentalnej wyjątkowości – według mnie – warto uzupełnić o dziedzictwo, jakim są osoby tworzące lub współtworzące to miejsce. Na przykład to miasto, o jakim teraz myślę, czyli Ząbkowice Śląskie.
Na początek wrócić chcę do osoby, bez której analizowanie historii, a więc unikatowego biegu zdarzeń i niezwykłości ludzi mających w nich swój udział, byłoby niepełne. Zanim osobiście miałem zaszczyt poznać Franza Toennigesa, słyszałem wiele dobrego o tym, co uczynił oraz z jakim zamiłowaniem do naszego miasta gromadził i dokumentował wszystko, co składa się na kulturowe bogactwo Ząbkowic Śląskich. Jak mało kto, poza pasją poszukiwania, gromadzenia oraz referowania tego, co stworzyło jego i nasze miasto, objawiał w tym, co i jak robił, olbrzymią dozę uczuć. Czuł Ząbkowice Śląskie jako bardzo osobiste doświadczenie i niejako część własnego kodu genetycznego. Śp. Franz Toenniges był przeniknięty Ząbkowicami Śląskimi. Jego autobiografia pt. „Mit Gott und der feder” z 2006 r. (wciąż czekająca na staranne polskie tłumaczenie i wydanie) jest jednym z tropów, dzięki którym można dotrzeć do pod wieloma względami bezcennej inspiracji. Zmarły w 2008 r. badacz dziejów Ząbkowic Śląskich, gdzie urodził się w 1923 roku, bardzo mocno akcentował potrzebę eksponowania wybitnych postaci wywodzących się z naszego miasta. W 2007 roku, gdy przyjechał do nas, aby odebrać laur Honorowego Obywatelstwa Ząbkowic Śląskich, wygłosił fascynujący wykład poświęcony lokalnej tożsamości ząbkowiczan na kanwie biografii kilku wybranych postaci z dziejów miasta. Wzmianka o tym fakcie zniknęła z oficjalnego serwisu gminy Ząbkowice Śląskie, ale w sieci nic nie ginie, nawet jeśli buszują po niej cyfrowi wandale…
W 2014 roku Leszek Antoni Nowak wydał leksykon pt. „Artyści związani z Ziemią Ząbkowicką i ich dzieła”. Nawiązał w nim do opracowań Franza Toennigesa z 1992 roku oraz książki Marcina Dziedzica i Jerzego Organiściaka „Ząbkowickie opowieści. Wybitne postacie Ziemi Ząbkowickiej” z 1998 roku. W 2015 roku ukazała się „Rocznik ząbkowicki 1945 – 2015”. W rozdziale trzecim Leszek Antoni Nowak zamieścił tekst pt. „Od nowa. Wybitni ząbkowiczanie okresu pionierskiego i lat następnych, wspomnienia”, w którym wydobył kilkadziesiąt postaci zasługujących na poznanie dzięki swojej aktywności zawodowej lub twórczej. Odbywały się jakiś czas temu, organizowane przez Kamila Pawłowskiego, coroczne konferencje pod hasłem „Wokół dziejów miasta”, po których w latach 2017, 2018 i 2019 ukazały się publikacje podsumowujące wygłaszane referaty. Głównym ich motywem było dziedzictwo materialne, które oczywiście jest atutem, gdy myśli się o „duchu miejsca”, jakim są Ząbkowice Śląskie. Są też teksty ukazujące nieprzeciętne ząbkowickie osobowości, z których dorobku można czerpać całkiem spore zasoby inwencji.
Mamy zatem skarbiec (jak to się mawia) „kapitału ludzkiego” Ząbkowic Śląskich wciąż oczekujący na pogłębione badania i wynikające z nich konkluzje. Nie sposób z niego wykluczyć współcześnie żyjących i tworzących wielorakie wartości ząbkowiczan aktywnych w rozmaitych sferach życia społecznego, kulturalnego, naukowego, gospodarczego sportowego. Mamy też jeszcze jeden szczególny atut, o którym mówi się lub pisze okazjonalnie, choć dotyczy naprawdę wyjątkowego faktu z historii miasta sprzed niemal 600 lat.
- W 1428 roku napadli na Ząbkowice husyci. Niszczyli, rabowali i puszczali z ogniem wszystko, na co trafili, gwałcili i zabijali nie patrząc na błagania o litość. Wśród ofiar najazdu byli dominikanie, których kościół i klasztor był zlokalizowany w Ząbkowicach od XIII wieku w okolicy dzisiejszej ul. Grunwaldzkiej w Ząbkowicach Śląskich. Dominikanie: ojciec Mikołaj Carpentarius, ojciec Jan Buda i diakon Andrzej Cantoris pozostali w mieście, aby służyć wiernym i ratować miejsce uświęcone modlitwą i pracą swoich poprzedników.
- Zginęli broniąc świątyni przed profanacją. Pierwszym zabitym był kaznodzieja ojciec Jan Buda, którego ciało poćwiartowano mieczem i rozrzucono po dziedzińcu klasztornym. Przeor ojciec Mikołaj Carpentarius został spalony na stosie ustawionym na placu przed kościołem. Stos ułożono z złożonym z paramentów, obrazów i rzeźb, które wyciągnięto ze świątyni. Ostatnią ofiarą był diakon Andrzej Cantoris, którego powieszono na nieistniejącej już dzisiaj Bramie wrocławskiej, a następnie zabito strzałami z łuku.
- Gdy napastnicy opuścili Ząbkowice, ocaleni mieszkańcy wyzbierali szczątki męczenników i złożyli w wypalonym kościele. Kościół odbudowany po tej tragedii stoi po dziś dzień, a w jego prezbiterium w specjalnej szkatule znajdują się doczesne szczątki ząbkowickich męczenników. Wróciły tu w 1970 r., bo wcześniej były przechowywane w kościele parafialnym pw. św. Anny, gdzie trafiły w 1810 r. po kasacie klasztoru dominikańskiego.
Wczoraj celebrowana była po raz kolejny Msza św. o beatyfikację trzech męczenników dominikańskich, którzy w Ząbkowicach Śląskich oddali życie za wiarę. Miejscem tym opiekują się wytrwale Mniszki Klaryski od Wieczystej Adoracji, które znalazły tu swoje miejsce, gdy w 1946 roku musiały opuścić Lwów ze względu na presję władz sowieckich. To już jednak inna i nie mniej porywająca historia z Ząbkowicami Śląskimi w jednej z kluczowych ról.
Do tego, by Kościół uznał heroiczność trzech dominikanów sprzed niemal 600 lat droga jest daleka. Wymagałaby dużej pracy faktograficznej i analiz wszelkich dostępnych świadectw. Gdyby kiedyś Kościół uznał ich za błogosławionych liturgia beatyfikacyjna mogłaby być celebrowana w Ząbkowicach Śląskich. Staliby się dumą naszego miasta i skarbem Kościoła lokalnego, a może i powszechnego. Trudno sobie wyobrazić inne wydarzenie na taką skalę, którego ośrodkiem byłoby nasze miasto. Już teraz należałoby zadbać o informację o nich na szerszą skalę, także choćby dla odwiedzających nasze miasto turystów, wśród których są także osoby szukające wartości duchowych. Wspomniany już wyżej Franz Toenniges ufundował tablicę poświęconą dominikańskim męczennikom. Podobna tablica znajdowała się w kościele przed sekularyzacją. Był piewcą pamięci o trzech ząbkowickich braciach, których uznawał za bohaterów dziejów naszego miasta. Był mistrzem grafiki i inicjału, więc namalował obraz będący ikoną męczeństwa dominikanów. Można go zobaczyć w kościele tuż nad relikwiarzem.
Męczeństwo za wiarę może być uznane przez Stolicę Apostolską jako jedyne uzasadnienie beatyfikacji, choć praktyką Kościoła jest dochodzenie dotyczące cudów dokonanych za sprawą kandydata czy kandydatów na ołtarze po ich śmierci. Wiem i choćby wczoraj widziałem osoby modlące się przed relikwiami ząbkowickich męczenników. Sam również, gdy tam jestem, przypominam imiona Mikołaja, Jana i Andrzeja – dominikanów, których heroizm wiary jest dla mnie nie tylko historycznym faktem, ale znakiem Opatrzności. Być może w pewnym sensie niezwykle aktualnym w naszych czasach, gdy katolicy muszą stawać w obronie Kościoła przed cywilizacyjnymi wandalami. Mikołaj, Jan i Andrzej są duchowymi perłami w koronie dziejów Ząbkowic Śląskich. O nich powinno się opowiadać i pisać, czytać i oglądać, a za ich wstawiennictwem prosić już można, co podpowiada katolicka wiara „w świętych obcowanie”.