Alternatywa, o jakiej opowiem, zdaje się mieć tylko jedną słuszną odpowiedź, ale po bliższym przyjrzeniu się tematowi da się zauważyć, że obie są zasadne w zależności… od punktu widzenia, o którym to „punkcie” będzie mowa na samym końcu tego wpisu.
Zacznijmy od zasadniczej kwestii, która zresztą tylko z tytułu sugeruje, że stanowi problem określonego miasta czy też jego społeczności (jego mieszkańców). Od 2018 roku prowadzę tutaj systematyczne analizy pod wspólnym hasłem #miasto2_0 i skupiam się nad moim / naszym miastem (gminą), która jest moim rodzinnym miejscem (stąd emocje) i moją wartością (stąd myślenie). Nie podzielam opinii, że lokalny patriotyzm pozbawia prawa do krytycyzmu. I więcej: lokalny patriotyzm nie zwalnia z krytycyzmu! I jeszcze więcej: lokalny patriotyzm nie usprawiedliwia bierności i bywa wyrzutem aktywizmu, czasem też kompleksem wyzwalającym uprzedzenia.
- Opinia pierwsza: Patologiczne miasto, gmina bez perspektyw i szans rozwoju. Królestwo propagandy, zapomniany zaścianek Polski. Zdemoralizowane miasteczko chorych układów, ludzi bez honoru, byłych ormowców i aktualnych komunistów z manią wyższości. Pysznych i zadufanych z wątpliwym wykształceniem. I nie chodzi tu wyłącznie o jedną stronę POpularnego klubu POlitycznego. Brak konstruktywnej krytyki w tym umoczonej po uszy leniwej opozycji (poza małymi wyjątkami). To miasto prywatne, patologiczne z układami. Gdzie wspólny prywatny interes obu stron i tajemnice przeszłości są zawsze ponad interesem lokalnego społeczeństwa. (DZA24 – wpis na Facebook z 18 lutego 2025)
- Opinia druga: Nie jest rolą przedstawicieli zdobywanie poklasku i zasypywanie szmerów. Ich zadaniem jest najpierw wsłuchiwanie się w głos mieszkańców, następnie przekuwanie ich w uchwytne idee wraz z przypisanymi im środkami realizacji, aby wreszcie konsekwentnie wdrażać je dla dobra wspólnego mieszkańców. Nie wolno im także hołdować doraźnym celom i celebrować swoich pozycji – swoich wpływów, bo wprawdzie w systemie demokratycznym instrumentarium marketingowe w połączeniu z ogniwami łańcucha decyzyjnego mogą zdegenerować obraz rzeczywistości i tym samym zdeformować horyzont rozeznania mieszkańców, ale (wcześniej lub później) tak budowana konstrukcja musi ulec erozji, co będzie jedynie początkiem destrukcji miasta. Zwiastunem tego procesu o najsubtelniejszej wymowie, ale o znaczeniu kluczowym i jednocześnie sygnałem, którego wektor nie daje się odwrócić z dnia na dzień, jest demografia. (mój wpis na blogu z 23 lipca 2018)
Obie wypowiedzi różni to, że pierwsza jest subiektywną oceną naszej aktualnej rzeczywistości, a druga jest subiektywnie wyrażonym oczekiwaniem wobec naszej rzeczywistości. Są więc niezupełnie kompatybilne ze sobą, ale obiektywnie można je uznać za zapis postrzegania gminy Ząbkowice Śląskie. Pierwsza opinia sfrustrowała mnie, dlatego jako antidotum powtarzam moją wypowiedź sprzed siedmiu lat. Jest aktualnym postulatem. Jego adresatem nie są tylko bywalcy lokalnych salonów i celebrowanych tam pasm sukcesów czy fetowania blasków swoistego kultu jednostki. Może to komuś sprawia rodzaj… przyjemności, innym daje okazję do jej wywoływania (bezinteresownego?).
Moje spostrzeżenia kieruję przede wszystkim do osób czy grup, które chciałyby innego kierunku dla Ząbkowic Śląskich, i które widzą, że obecny wektor jest kursem na ścianę. Jazda „na czołówkę” może ekscytować najwyżej w trakcie gry komputerowej, ale w życiu realnym nie ma nic wspólnego z rozsądkiem. Co przytomniejsi i ambitniejsi wyprowadzają swoje plany na przyszłość poza Ząbkowice Śląskie, co widać najwyraźniej po wyborach młodych ludzi szukających swoich życiowych szans poza rodzinnymi stronami, jeśli nie chcą ugrzęznąć w lokalnych zależnościach i koneksjach.
Zaklinanie rzeczywistości to nonsens, za który płacimy już, a rachunek będzie tylko rosnąć, jeśli przeważać będzie opcja „miasta prywatnego”. Nie będę teraz wracać do kataklizmu demograficznego, deprecjacji gospodarczej, katastrofy budżetowej, złudy wysokiej jakości usług publicznych czy innych aspektów funkcjonowania Ząbkowic Śląskich. Nie ubiegam się o nic więcej, jak tylko ład życia naszej wspólnoty lokalnej. Widzę natomiast narastający bezład. Poza pretensjami do siebie samego (za okresy, w których z woli wyborców mogłem współdecydować o sprawach gminy) nadal postrzegam Ząbkowice Śląskie jako szansę opcję „przestrzeni współdzielonej”.
Warunkiem koniecznym do tego jest… podzielenie się tą przestrzenią. To znaczy: informowanie o wszystkim, co jest realnym atutem, ale też o tym, co stanowi realne ryzyko oraz podejmowanie przejrzystych działań wzmacniających szanse i redukujących zagrożenia. Ten mechanizm musi równoważyć okoliczności bieżące z perspektywą długoletnią, co najlepiej widać na predykcjach budżetowych. Z jednej strony zakładają one plan roczny (czyli przewidywane dochody oraz planowane wydatki, co nazywa się „budżetem” na dany rok kalendarzowy, np. na rok 2025) oraz plan długoterminowy (tzw. wieloletnią prognozy finansową, która sięga obecnie po rok 2042). Oba dokumenty są ołówkowym szkicem oczekiwań i zamierzeń samorządu. Gumką do mazania, jaką bywają głosowania rajców miejskich, zmienia się cyferki i literki w tabelkach niemal co miesiąc i w zasadzie tylko z rocznego sprawozdania budżetowego da się wyczytać, co się wydarzyło, a co nie. W praktyce liczy się natomiast… data najbliższych wyborów, których wynikowi podporządkowuje się codzienną taktykę.
Aktualnie nie znamy sprawozdania budżetowego za rok 2024, ale i tak stawiam kawę w „Café pod Krzywą Wieżą” lub „Kavosh” osobie, która nie będąc urzędnikiem czy radnym, wyczyta z tych dokumentów na przykład szacowane dochody z inwestycji realizowanych przez gminę lub zdefiniuje możliwe obszary redukcji kosztów ponoszonych przez gminę (w tym przerzucanych na mieszkańców obok standardowych podatków i opłat lokalnych), w tym kosztów umiejscowionych poza budżetem, czyli w podmiotach zależnych, po czym odpowiedzialnie i publicznie oświadczy, że kondycja ząbkowickiego samorządu napawa optymizmem w perspektywie dłuższej niż rok 2029 (przewidywany koniec kadencji) czy 2042 (sugerowana obecnie data całkowitej spłaty zadłużenia). Kurtyny w postaci krytego basenu, saunarium, komunikacji miejskiej czy temu podobnych wizerunkowych fajerwerków trzeba rozsunąć, bo jako mieszkańcy mamy prawo widzieć nie tylko proscenium, ale i zaplecze sceniczne wraz z jego kulisami.
W Ząbkowicach Śląskich gra miejska jest w toku i są w niej dwie opcje. Samorząd terytorialny zamienia się jeszcze bardziej w marny i kosztowny teatr marionetek, pacynek, kukiełek i cieni. Mamy elitarne „miasto prywatne”. Biernej publiczności pozostaje rola klakierów. Samorząd terytorialny staje się „przestrzenią współdzieloną” z punktem widzenia dla wszystkich. Bardziej przypomina stadion lekkoatletyczny, na płycie którego trwają spektakularne i emocjonujące rozgrywki w różnych dyscyplinach. Chociaż nie wszyscy zawodnicy wchodzą na podium, każdemu zawodnikowi można kibicować.
