„Rodziny z dziećmi, wykształcona Afganka, ciężarna kobieta – osoby takie, jak w filmie Holland, są na granicy wyjątkami. Po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że wytwarzamy fałszywą wiedzę. (…) Dziś wiemy, że Eileen nie istniała. Była to jedna z opowieści, którą usłyszeli aktywiści i przekazali dalej. Odbiła się szerokim echem i stanowiła ważną część narracji o „dzieciach umierających na granicy”, którą utrwala teraz „Zielona Granica” (…).”
Myślisz, że cytat pochodzi z jakiegoś „niedemokratycznego” medium? A może sądzisz, że przypominam jakiś mój wcześniejszy wpis na blogu czy mediach społecznościowych? Otóż, nie… Zacznijmy jednak od początku.
Na początku września 2023 napisałem w moim blogu: Pozory mylą, a czasem mylą bardzo. Gdy jednak stają się źródłem zbiorowego zamieszania, konsekwencje bywają poważne i mogą być długotrwałe. Odniosłem się w ten sposób do ustawionej na ząbkowickim Rynku ekspozycji plansz na temat rzekomej obrony praw człowieka propagowanej z udziałem wybranej w Polsce europosłanki Janiny Ochojskiej. Nawiązałem także do produktu kinowego wytworzonego przez Agnieszkę Holland, który zalewał ekrany polskich kin szczególnie w okresie kampanii wyborczej (w jednym z pobliskich miast był nawet wyświetlany za darmo w dniu wyborów!). Przypomniałem ponadto, że: wbrew faktom zarówno pani reżyserka, jak i pani europosłanka nie zająknęły się w obu wytworach swoich wyobraźni o pomocy, jakiej Polacy – jako naród i jego wszelkie środowiska (mimo niewątpliwie trudnej historii relacji polsko-ukraińskich) i jako państwo we wszystkich jego strukturach – udzielili Ukraińcom i Ukrainie zaatakowanej przez Federację Rosyjską.
W jednym z lokalnych mediów kilkanaście dni później br. ukazała się riposta wobec mojej wypowiedzi. Przeczytałem tam między innymi: Wystawę pomógł zorganizować ząbkowicki magistrat. Tymczasem były burmistrz Ząbkowic Śląskich, Krzysztof Kotowicz grzmi, że to ruska agitacja, a nie wystawa. (…) Kotowicz zauważa, że jego zdaniem na polską granicę nacierali masowo i nadal usiłują ją forsować migranci wabieni czy werbowani z przeróżnych zakątków świata (głównie Afryki) na zlecenie służb rosyjskich kierujących w dużym stopniu tym, co dzieje się na Białorusi.
Mamy drugą połowę listopada 2023, jesteśmy już grubo po wyborach parlamentarnych, na wynik których wpływ miała także polityczna i medialna nagonka na Polskę związana z obroną granicy polsko-białoruskiej. Mamy wiedzę, że identyczny model hybrydowego ataku na granicę Rosjanie przeprowadzają obecnie na Finlandię i Estonię. Oba państwa zamykają i uszczelniają swoją granicę z Federacją Rosyjską i nikt poważny nie kwestionuje tam radykalnych działań rządów tych państw.
I czytamy to, co zacytowałem na wstępie. Gdzie czytamy? W „Gazecie Wyborczej”! Pani redaktor Małgorzata Tomczak, w wydaniu weekendowym (z 17 listopada 2023) czasopisma uchodzącego za mentalny przewodnik dla wszelkiej maści antyprawicowych demokratów, pisze wprost: Obawiam się, że jeśli ktoś faktycznie wstanie z fotela, by tę rzeczywistość zmieniać, to jej nie znajdzie. Bo choć utwory funkcjonują w debacie jako niemal dokumentalne zapisy sytuacji na granicy, to w rzeczywistości ukazują tylko jej niewielki, przefiltrowany wycinek. Nie zadają prawdziwych pytań, a całą kompleksowość tematu wciskają w czarno-białe kategorie. Jako teksty kultury mają do tego prawo – tylko jak w oparciu o takie obrazy mamy rozmawiać o kryzysie migracyjnym? (…) Mnie te miękkie mechanizmy wpływu pokonały. Przez dwa lata słuchania, czym jest „etyczne dziennikarstwo”, czytania przeróżnych „ściąg dla dziennikarzy – jak pisać mądrze” i dziesiątkach mniej lub bardziej subtelnych sugestii, co napisać „trzeba”; „czego nie wolno”; lub „o czym będzie można mówić dopiero, jak się wszystko skończy”, dokonywałam różnych mikrowyborów, które sprawiły, że dziś uważam swoje teksty za w dużej mierze nieprawdziwe.
Przywołałem publikację „Gazety Wyborczej” z gorzką (niestety) satysfakcją. Cytowałem fragmenty tekstu Małgorzaty Tomczak, do którego każda zainteresowana osoba może sięgnąć (także Szanowna Autorka tekściku z „Gazety Ząbkowickiej”). Zachęcam także do lektury felietonu Jana Marii Rokity w „Dzienniku Polskim” z 24 listopada 2023. Powtórzę i podtrzymuję to, co napisałem tutaj we wrześniu: Stosowanie metod zbliżonych lub w istocie będących szantażem emocjonalnym i szerzenie poczucia nieuzasadnionego wstydu – jest w istocie namawianiem do emocjonalnych, a więc wymykających się z reguł życia społecznego reakcji. Można wręcz odnieść wrażenie, że celem jest wywołanie wśród Polaków czegoś na kształt zbiorowej depresji.
Jako, że ktoś mógł już zapomnieć co prezentowano na Rynku w Ząbkowicach Śląskich, w czym – jak donosiła „Gazeta Ząbkowicka” – pomagał ząbkowicki magistrat – to proszę spojrzeć na załączone zdjęcia i mieć na uwadze, że to było ogniwo „wytwarzania fałszywej wiedzy”. Ktoś to wytworzył, ktoś za to zapłacił, ktoś „pomógł” w propagandzie. I ktoś jej uwierzył…
Foto: dzięki uprzejmości Magdaleny Halikowskiej