W Warszawie, mieście, o które jako powstaniec w sierpniu 1944 roku walczył zmarły kilka dni temu śp. Jan Olszewski, lokalne władze przywracają symbole komunizmu na stołeczne ulice.
W kolejnym etapie rekomunizacji stolicy, zdejmowane są tablice z nazwą alei Lecha Kaczyńskiego, który był prezydentem Warszawy i prezydentem Polski, a wieszane są nazwy czczące „Armię Ludową”, czyli formację wojskową uzależnioną od woli Józefa Stalina.
Co jest takiego, że w stolicy Polski dzieją się takie rzeczy, o jakich w najczarniejszych snach nie śniło się nikomu, kto słyszy w pamięci „Warszawskie dzieci…”, „Warszawo ma…” czy „…warszawski dzień”. Opluwana jest dziennikarka telewizji publicznej, a policyjną ochronę dostaje była prezydent stołecznego miasta okradzionego z nieruchomości za jej kilku kadencji, a do dzisiaj nie wiadomo kto okrutnie zamordował kobietę, która broniła swojej kamienicy przed „czyścicielami”.
W Brukseli prezydent Unii Europejskiej Donald Tusk, z udziałem prezydenta Warszawy i p.o. prezydenta Gdańska, ogłasza projekt pod nazwą „Ruch 4 Czerwca”, czym jako żywo przypomina „nocną zmianę” z 4 czerwca 1992 roku. Był jednym z uczestników akcji obalania rządu Jana Olszewskiego, na czele której stał Lech Wałęsa. Ten zaś podpiera się zaświadczeniem komunistycznego propagandzisty Jerzego Urbana, który w czasie stanu wojennego szczuł na warszawskiego kapłana, kapelana Solidarności ks. Jerzego Popiełuszkę, a teraz wyklucza, iż były prezydent to TW „Bolek”.
To tylko urywki jednego tygodnia w lutym 2019 roku. Nie ma przypadków, ale są zbiegi okoliczności.