… to, co zwycięzca z nim zrobi. 21 października (może 4 listopada) zobaczymy słupki poparcia dla kandydatów na burmistrza i radnych trzech ogniw samorządu. Następny poranek nie będzie oznaczał przebudzenia w innym świecie i to niezależnie od wyników wyborów. Zdecydowanie bardziej frapujące jest to, co z osiągniętymi wynikami uczynią wygrani i przegrani tych wyborów. Jednych i drugich będziemy mieć wśród nas. To jest pewne.
Kolejna kadencja samorządu będzie dłuższa o cały jeden rok. Przez pięć lat można zrealizować poważniejsze projekty wymagające długofalowego procedowania. Tylko niezorientowanym może się wydawać, że da się uruchomić rewitalizację miasta z miesiąca na miesiąc, że można wybudować obwodnicę miasta w rok, a plac zabaw w kilka tygodni. Żyjemy w bardzo zbiurokratyzowanym schemacie administracji, obudowanym w rozproszoną kompetencyjność decyzyjną i nawet najprostszy projekt wymaga żmudnego procesu i tym samym pochłania czas. Rzecz jasna to nie usprawiedliwia opieszałości, a tym bardzie nie zwalnia z aktywności. Zaniechania są bowiem głównym grzechem samorządowców.
22 października / 5 listopada 2018 r. osoby, które znajdą się w gronie wybranych zakończą święto demokracji, jakim są wybory i winny przystąpić do pracy. Obietnice składane przed wyborami nie mogą być odkładane do następnych (jak epopeja z krytym basenem). Nie można udawać bycia radnym czy udawać bycia burmistrzem, tylko trzeba stać się radnym i stać się burmistrzem. Radni i burmistrz nie mogą być kręgiem wzajemnej adoracji i korporacją transakcji na koszt podatnika. Gmina nie jest placem zabaw, ale domem, w którym musi być spoiwo wspólnoty lokalnej. Nie są nim zabawki i łakocie, lecz wspólne cel, jakim jest dobre dzisiaj i lepsze jutro pod jednym dachem.
Do tego czasu mamy trzy tygodnie, aby wyłuskać z list kandydatów na radnych gminy, powiatu i województwa, a także z najkrótszej w najnowszej historii gminy Ząbkowice Śląskie listy pretendentów do fotela burmistrza, imiona i nazwiska osób najpracowitszych, najwiarygodniejszych, najbardziej bezinteresownych, najmniej zależnych od lokalnego systemu „naczyń połączonych”, najbardziej osadzonych w realiach codziennego życia osiedli i sołectw, najlepiej znających bolączki rodzin i pracodawców, najgłębiej zakotwiczonych w swoich osiedlach i sołectwach. Tych „naj…” jest więcej i im więcej ich włączymy filtrując kandydatów, tym lepiej dla nas wszystkich.