Człowiek ma być w centrum wszystkiego! Człowiek na pierwszym miejscu! Człowiek to początek i koniec! Ludzkie sprawy priorytetem! Ludzie są celem każdej aktywności! Społeczeństwo musi być najważniejsze! Jakże to wszystko urokliwie pobrzmiewa i jak często słyszymy lub czytamy tego rodzaju hasła? Nie odczuwamy może przesytu tymi frazesami? Zdarza się nam wewnętrznie nie wierzyć w szczerość tego typu deklaracji? A może przyjmujemy je, bo zaspokajają głód komfortu samozadowolenia?
Poprawność polityczna nakazuje współcześnie wręcz hołdować człowiekowi i uznawać za kryterium wartości wszystko to, co wzmacnia indywidualizm. Nazywa się to umownie humanizmem, w pewnych okolicznościach humanitaryzmem. Upowszechnianie przekonania, że wszystko kręci się wokół człowieka – jego zachcianek, jego potrzeb, jego planów i jego marzeń – sprawia, że poddawani jesteśmy niepełnemu, niekiedy nawet fałszywemu opisowi rzeczywistości. Wypowiedzi zmierzające w kierunku zwrócenia uwagi na obiektywną prawdę, iż życie człowieka nie jest li tylko sielanką, nie polega jedynie na szczęściu, nie stanowi pasma sukcesów, nie wiedzie przez bezbolesność, nie da się zeń wykluczyć komplikacji, ciężarów, błędów, zła i cierpienia, są marginalizowane, sekowane, a czasem nawet uznawane za rodzaj przykrego defetyzmu czy niezdrowego pesymizmu. Przez to sugeruje się, aby się od nich dystansować lub je odrzucać, następnie dystansować i odrzucać tych, którzy głoszą takie opinie.
- Ateistyczny humanizm zwraca się w pewnym sensie przeciw samemu sobie. Czy to jest woda na młyn tych wierzących krytyków, którzy nigdy z nowoczesnym humanizmem nie chcieli mieć nic wspólnego? Czy to jest dowodem, że ruch ten musi w końcu sam siebie unicestwić? Czy też właśnie ci współcześni antyhumaniści ujrzeli najjaśniej i zerwali w sposób najbardziej radykalny łańcuch błędów i samoobłudy, w który wplątała nas tradycyjna wiara? Od czego zacząć odpowiedź na te pytania (…) dotyczące humanizmu i wiary oraz trafności ekologicznej krytyki? (Charles Taylor)
- To, że człowiek przekracza człowieka, jest czymś więcej niż tylko efektownym zwrotem.Dokładnie twierdzenie to znaczy, że nie uchwycimy istoty aktów charakterystycznych dla człowieka jako dla człowieka, jeśli będziemy rozumieć je „antropologicznie”, a więc jako wyraz swoistej natury tego, kto owe akty spełnia. (Robert Spaemann)
- Jeśli patrzymy na to, co „przyroda czyni z człowieka”, to uprawiamy biologię i nieuchronnie mówimy o czymś mniej niż człowiek. Albowiem przyroda nie „czyni” osoby. Jeśli jednak pytamy: „co on jako swobodnie działająca istota czyni z samego siebie, czy też może i powinien czynić” to musimy mówić o bezwarunkowości, a więc o tym, co jest czymś więcej niż człowiek. (Robert Spaemann)
Gdybyśmy zatrzymali się na wzmacnianiu godności człowieka, akcentowaniu jego potencjałów twórczych i uczulaniu na przywary ludzkiej natury i gdybyśmy szukali wszystkimi siłami rozumu i uczuć wszelkich sposobów na podnoszenie jakości ludzkiego życia – byłoby idealnie. Idealnie jednak nie jest, a co gorsza, zamiast uznawać człowieka za podmiot, sprowadza się go do rzędu przedmiotów. Człowiek nie ma być osobą, czyli kimś, kto o sobie decyduje w odniesieniu do innych osób, ale ma mieć osobistą pozycję, własny wizerunek i relacje z innymi ludźmi, ma rywalizować o miejsce w kategoriach społecznych skoncentrowanych na zasobach materialnych.
Przewaga nad innymi ludźmi stała się niewypowiedzianym ideałem, do realizacji którego niezbędny jest impuls indywidualizacji. Prowadzi to nieuchronnie do atomizacji tkanki społecznej, co szczególnie boleśnie uderza w rodziny. Od atomizacji zaś przejście w alienację to już tylko krok. Kto z nas nie zauważa przykładów oderwania się od rzeczywistości wśród młodzieży, top menedżerów wszystkich struktur czy korporacji, celebrytów, polityków wszystkich opcji? Ucieczka w media społecznościowe, karierę zawodową, popularność i rządzenie są jednymi z najwyraźniejszych przejawów procesu drążącego umysły i uczucia coraz szerszego grona osób – także blisko nas. Może i nas samych?
Mam nadzieję, że te słowa nie brzmią nadmiernie dydaktycznie albo jak moralizowanie, ale obawa, że najbliższa mi osoba lub ktoś uznawany przeze mnie za przyjaciela lub autorytet może spaść w odmęt urojonej rzeczywistości nie zasługuje na bagatelizowanie. Przecież następnym etapem jest, by w imię wspomnianej „rzeczywistości” domagać się od realnego świata wokół siebie – w tym ode mnie – co najmniej tolerancji, jeśli nie podporządkowania się regułom nieprawdziwego świata. Nie widzimy takich zjawisk na co dzień? Gdzie zatem jest antidotum na odrealnienie odzierające człowieka z… człowieczeństwa?
- Niech to jedno słynne zdanie wystarczy za wiele. „Nie wychodź na świat, wróć do samego siebie: we wnętrzu człowieka mieszka prawda. Święty Augustyn zawsze przyzywa nas do wnętrza. To, czego nam potrzeba, leży „intus” [łac: wewnątrz]. (…) To w naszym wnętrzu znajduje się droga do Boga. (Charles Taylor)
- U samych korzeni pamięci dusza odnajduje Boga. Dlatego można powiedzieć, że dusza „pamięta Boga” – święty Augustyn nadaje nowe znaczenie biblijnemu wyrażeniu. Gdy zwracam się ku Bogu, wsłuchuję się w to, co jest w głębi mojej „pamięci”, i tak dusza „o Panu pamięta i zwraca się do Niego, jak do światłości dotykającej ją w jakiś sposób, gdy się od niej odwracała”. Ale droga ku wnętrzu prowadzi wzwyż. Gdy docieramy do Boga, wizja przestrzeni staje się złożona i wielostronna. Bo w pewnym istotnym sensie prawda nie jest jest we mnie. Widzę prawdę „w” Bogu. Tam, gdzie dochodzi do spotkania, następuje zwrot. Wędrówka przez pamięć wyprowadza mnie poza nią samą. (Charles Taylor)
Mijając połowę dystansu rozważań minicyklu #BliżejOsoby pozwalam sobie na ryzyko ujawnienia celu dotychczasowych poszukiwań. Raz jeszcze sięgnąłem do publikacji zbiorowej „Człowiek w nauce współczesnej”, cytując dwóch kolejnych uczestników spotkania w Castelgandolfo, zainicjowanego w 1983 roku przez ojca świętego Jana Pawła II. W obecności papieża, przez pryzmat różnych definicji, debatowali o człowieku ludzie świata nauki i kultury, których dorobek myślowy wciąż jest bezbrzeżnym zasobem wiedzy i doświadczeń.
Pragnienie rozpoznania siebie człowiek może zaspokoić, odkrywając, że jest osobą. To jest podejmowane codziennie wejście pod prąd własnych ograniczeń i zanurzenie w wąskim strumieniu jak najbliżej źródła, które jest zarazem celem. To zaczerpnięcie powietrza z niewidzialnego powiewu ducha nie tego świata. Ostatecznie to przebudzenie z porankiem niegasnącego światła.
- TERAZ: Praca zbiorowa, Człowiek w nauce współczesnej, Éditions du Dialogue, Paryż, 1988
- POPRZEDNIO: Praca zbiorowa, Człowiek w nauce współczesnej, Éditions du Dialogue, Paryż, 1988
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.