Nie znam miasta, które nie miałoby jakiegoś swojego… serca. Serca, czyli punktu lub przestrzeni, w której więcej znaczy to, czym naprawdę żyjemy i kierujemy się w codziennych wyborach, niż to wynikałoby z chłodnej kalkulacji czy żelaznego pragmatyzmu. Nie zawsze są to pełne zgiełku centra miast, które publicystycznie ujmowane są jako owe „serca”. Serce jednakowoż nie może być… puste czy wycięte z kartonika, bo wtedy nie bije i niczego prawdziwego czy dobrego nie wyraża.
Wracam raz jeszcze do Brna, gdzie kilkanaście dni temu spacerowałem po zaułkach sugerujących, iż cel jest gdzieś dalej i po arteriach, których linię wyznacza zurbanizowana i zarazem fascynująca architektura. Przypomnę, że był ponadto punkt, gdzie duchowe piękno i cisza były skrzydłami bramy do przeżywania liturgii Mszy świętej w rycie Tradycji Kościoła. Ten motyw przywracam dzisiaj, aby odnaleźć serce Brna. Czy znalazłem serce Brna? O tym na końcu…
Zanim znalazłem się we wnętrzu katedry pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła, posadowionej na wzgórzu Petrov w miejscu, gdzie wedle historyków miała być zlokalizowana kaplica pierwszego tutejszego zamku wyznaczającego administracyjne centrum grodu, przeczytałem nieco informacji o diecezji brneńskiej. Najlepszym źródłem, jakim dysponuję, jest książka ks. prof. Tadeusza Fitycha „Kościół milczenia dzisiaj”. Dzieło, w wydaniu którego miałem pewien udział, choć ukazało się w 1995 roku, jest pasjonującym i profesjonalnym kompedium wiedzy o sytuacji Kościoła rzymsko-katolickiego w Czechach i na Morawach na przełomie politycznym z początku lat 90. minionego już XX wieku. Diecezja brneńska powstała w 1777 roku. Całe Morawy były zwyczajowo bardziej katolickie od Czech, tak więc i tutaj życie religijne było i jest nadal żywsze. Nawet po okresie represji – najpierw faszystów, potem komunistów, katolicy pozostali w Brnie i wokół stosunkowo aktywnym środowiskiem. W 1995 roku miałem możność poznać osobowość ks. Vojtěcha Cikrle, który w latach 1990 – 2022 był biskupem diecezji brneńskiej – pierwszym po przewrocie ustrojowym. To jeden z przykładów odmiennych niż znane w Polsce, ścieżek biograficznych biskupów. Pochodzi z rodziny prześladowanej przez komunistów, a jego ojciec 11 lat był przetrzymywany w więzieniu za poglądy polityczne. Młody Vojtěch nie mógł podjąć nauki, więc zdobył zawód – jest… odlewnikiem. Maturę zaliczył w szkole dla pracujących w Brnie, gdzie był robotnikiem. Jak sam wspomina, bardzo często widział, że jego koledzy wpadają w alkoholizm nie widząc sensu pracy. Wstąpił do Wyższej Szkoły Technicznej w Brnie, ale nie podtrzymał tego kierunku. W 1969 r. na trzy lata trafił do zasadniczej służby wojskowej. W 1971 roku podjął studia na Fakultecie Teologicznym w Litomierzycach, a w 1976 roku został wyświęcony na księdza w brneńskiej katedrze. Po pracy duszpasterskiej w kilku parafiach, został prefektem, potem rektorem seminarium duchownego w Litomierzycach. W 1990 roku papież Jan Paweł II mianował ks. Vojtěcha Cikrle biskupem diecezji brneńskiej. Wtedy podjął się dzieła renowacji katedry w Brnie. W 2022 roku papież Franciszek przyjął jego rezygnację z funkcji biskupa diecezjalnego z racji osiągnięcia wieku emerytalnego.
Katedra pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła wznosi się ponad miastem. Figury obu świętych stoją przy wejściu na plac. Sama katedra jest widoczna nie tyle przez swoją wielkość czy strzelistość obu wież, ile właśnie przez położenie na wzgórzu, które wiele znaczy w dziejach Brna. Docierając uliczkami starówki do romańskiej (i zgotyzowanej później) świątyni można być zaskoczonym. Widok jej bryły pojawia się nagle pomiędzy kamienicami i natychmiast staje się osią widoku. Kontur architektonicxny zgadza się z obrazkiem, jaki utrwalono na czeskiej monecie obiegowej o nominale 10 koron. Jednak w rzeczywistości jest trochę inaczej. Raził mnie nieco parking wokół niej – być może ktoś zarządzający placem katedralnym ma inną estetykę, a może to był jakiś niefotogeniczny wyjątek. We wnętrzu, gdy wszedłem tam, trwała próba występu chóru, zatem nastrój refleksji udzielił się natychmiast. Jak to bywa w wielu współczesnych katedrach ołtarz główny jest bez Najświętszego Sakramentu przechowywanego w jednej z bocznych i elektronicznie monitorowanych kaplic.
Po wyjściu z katedry z tarasów wzgórza Petrov widać panoramę Brna w czterech kierunkach świata. Na osi jednego z nich widać Zamek Špilberk niejako „rywalizujący” z katedrą o monopol na horyzont zabudowy miejskiej. Tam nie dotarłem, ale przyszłość może na to pozwoli. Na trasie spaceru była jeszcze Kapucínská Hrobka – krypta grobowa zakonu kapucynów, gdzie spoczywają bracia i świeccy, którzy służyli miastu. Ze względu na geologię miejsca i sposób wentylacji, ciała zmarłych uległy mumifikacji. Nie wszedłem tam, czas już nie pozwalał. Mijałem też kościół pw. św. Tomasza na Placu Morawskim i stojącą obok zupełnie nietypową instalację konia z rycerzem w zbroi. Wysoka na ponad 8 metrów konstrukcja jest nazywana pomnikiem Odwagi. I jeszcze jedno miejsce – to Zielony Targ (czasem określany jako „plac kapustny”), na którym budowano właśnie plenerowy jarmark świąteczny. Centralnym punktem tego kwartału jest wybudowana w XVII w. fontanna Paranas. Obrazuje ulokowane w jaskiniach alegorie trzech imperiów: Grecji, Babilonu i Presji, a na jej szczycie umiejscowiona jest figura Europy. I już na koniec Plac Wolności – wielki skwer pomiędzy kamienicami. Nietypowy, bo… trójkątny. Tu wieczorem trafiłem na festyn pod wezwaniem św. Marcina. Nad placem dominuje tzw. „słup morowy”. Statuę z figurami świętych, do których mieszkańcy zwracali się o pomoc w czasie szalejącej dżumy postawiono tu w 1679 r. Nie mogę jeszcze nie wspomnieć o kościele pw. św. Michała Archanioła przy Placu Dominikańskim, gdzie byłem na Mszy świętej i co już tu wspominałem. Ten punkt zapamiętałem najmocniej w znaczeniu duchowym dzięki mocy liturgii.
Czy znalazłem serce Brna? Chyba nie…, może dlatego, że zbyt krótko byłem tam, nadto szybko (jak na mnie) przemieszczałem się po kolejnych punktach na planie miasta, no i z pewnością jeszcze wielu miejsc nie zobaczyłem. Tym bardziej nie mogłem ich poczuć. Kończąc relację z jesiennej podróży do Brna, oczekując z nadzieją na wizytę wiosenną, pozostawiam sobie czas na odnalezienie brneńskiego serca. A więc do zobaczenia w Brnie!?
Serce miasta – każdego miasta – można poczuć, ale to wymaga czasu, cierpliwości, szukania – wsłuchiwania się i wpatrywania w to, co kształty, barwy, brzmienia i temperatura życia społeczności podpowiadają mieszkańcom czy gościom miasta. Echo serca da się uchwycić czy ujrzeć także wtedy, gdy się tego nie spodziewamy, bo ono nie zależy od nas, a jedynie od naszej wrażliwości i otwartości. Nawet przesłonięte przeszkodami zmysłów, potrafi dotknąć wyobraźni.