Skrót:
- Rewolta kulturowa zaczyna się od zacierania pamięci.
- Niesprawiedliwość i bezprawie ripostą na prawo i sprawiedliwość.
- „Zagranica” jest nową władzą.
- Temidzie odebrać się chce już nie tylko przepaskę na oczach.
- Gdzie jeszcze wejdą „silni panowie”?
- Zapomnieliśmy o „przemyśle pogardy”?
- Obyśmy się nie obudzili na peryferiach Zachodu.
- Chcą zdobyć rząd nad umysłami.
- Synergia, realizm, wspólnota.
Zacznijmy od dłuższego opisu rzeczywistości – w trzech częściach:
1. (nie) wolność…
Mieliśmy na początku wrażenie, że dynamika zdarzeń dotknie tylko media publiczne. Odmowa zarejestrowania neo-władz spółek Telewizji Polskiej i Polskiego Radia przed Krajowy Rejestr Sądowy już nawet nie cieszy, bo i tak TVP i PR zostały skolonizowane przez komercyjne stacje. „Wywiad” Donalda Tuska z zeszłego tygodnia transmitowany jednocześnie na antenach mainstream’owych mediów to już jedynie popłuczyny pluralizmu medialnego – w końcu mogliśmy sobie wybrać logo nadawcy na ekranie.
Sytuacja w Instytucie Strat Wojennych im. Jana Karskiego (gdzie zajmowano się sprawą strat wojennych Polski, reparacjami od Niemiec i przystąpiono do analogicznych prac w kontekście strat zadanych Polsce przez Związek Sowiecki) i niepewność wokół Instytutu Pamięci Narodowej, to zwiastuny odwracania się od polityki historycznej, z której być może zostaną jedynie rocznicowe fasady. Rewolta kulturowa zaczyna się od zacierania pamięci.
To jest prolog do redefinicji „wolności słowa”. Widmo „poprawności politycznej” już się unosi nad nami. Wtargnie jak burza nie tylko w sferę środków masowego przekazu, ale jeszcze bardziej w media społecznościowe. Potem w sferę kultury i nauki. Pod hasłem zakazu „mowy nienawiści” lewicowo pojmowana inkluzywność społeczeństwa zamienić się ma w wykluczanie za formułowanie tego, co George Orwell nazywał „myślozbrodnią”. Autocenzura wystarczy, by wolna myśl zeszła do katakumb.
2. (nie) sprawiedliwość…
Jeszcze szybciej znaleźliśmy się w oku cyklu związanym z brutalnym prawnie i fizycznie internowaniem dwóch posłów Prawa i Sprawiedliwości. Fakt, że doszło do tego w Pałacu Prezydenckim z udziałem Służby Ochrony Państwa i Policji gwałtownie podniósł temperaturę wokół tej sprawy. Od tygodnia jesteśmy świadkami zimnej bezwzględności rządzących wobec obu polityków. Osadzeni w zakładach karnych, prowadzący tam głodówkę protestacyjną Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik są więźniami politycznymi (w oparciu o definicję Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy z 3 października 2012 r.) i to pierwszymi po 1989 roku. Nadal są posłami, są objęci ułaskawieniem postanowionym przez prezydenta w 2015 r., a jednak trafili do cel. Niesprawiedliwość i bezprawie stało ripostą nowej władzy na prawo i sprawiedliwość.
Jesteśmy w środku Europy, mamy wiek XXI. Polska jest krajem członkowskim Unii Europejskiej oraz NATO, zasiadamy w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Prezydent USA pytany przez dziennikarza o ocenę zmian politycznych po wyborach w Polsce, odpowiada, że są „ok!” Na to, by jakieś ciało unijne choćby palcem drgnęło, by wytknąć rządzącym Polską ewidentne naruszanie standardów demokratycznych, nie ma co czekać. Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej odpowiedzialna za wartości i przejrzystość nawet okiem nie mrugnęła, gdy w trakcie jej wizyty w Sejmie kilka ulic dalej pacyfikowano telewizję publiczną. Jeszcze nie tak dawno grzmiała na Polskę za wszystko, co w kwestii rzekomego naruszania praworządności wymyślali emisariusze opozycji w Parlamencie Europejskim. Przez osiem lat mieliśmy „ulicę i zagranicę” przeciw legalnej władzy. Teraz „zagranica” jest nową władzą, a na ulicy nikt z nas nie będzie urządzać wulgarnych i agresywnych burd. Przypomnijmy sobie jak ta władza traktowała kiedyś górników czy uczestników Marszów Niepodległości.
Od kilku dni mamy kolejne salwy – tym razem w kierunku Prokuratora Krajowego i 144 innych prokuratorów prowadzących w całej Polsce newralgiczne śledztwa, w tym międzynarodowe. Odwołanie delegacji tych drugich i nieudolna próba odsunięcia tego pierwszego wzbudziła zarówno konsternację całego środowiska prokuratorskiego (wielu się zastanawia „kto następny”…). O wiele poważniejsze są skutki tego kipiszu ze względu na potencjalne zamrożenie czy uchylenie skutków prowadzonych postępowań. Niepostrzeżenie weszliśmy na nowy front wokół wymiaru sprawiedliwości. Jest tektoniczne pęknięcie w Sądzie Najwyższym, którego dwie izby wydają sprzeczne orzeczenia w tej samej sprawie torpedując się wzajemnie w publicznych oświadczeniach. Kontestowanie Trybunału Konstytucyjnego to już nie jest nowina, ale dotąd działo się to na poziomie werbalnym i zaczepek wobec sędziów. Teraz nie są honorowane orzeczenia i wyroki tego gremium, a wręcz uważa się Trybunał za nieistniejący. Przy okazji straszy się Trybunałem Stanu prezesowi Narodowego Banku Polskiego (wprost) i Prezydentowi RP (w sposób zawoalowany). Być może zdążyliśmy już wyprzeć z pamięci rozwarstwienie wśród sędziów związane z trybem ich powołania, jawnymi afiliacjami politycznymi, które przecież są niedopuszczalne i wzajemnym kontrowaniem się przez sędziów. Funkcjonowanie Krajowej Rady Sądownictwa jest podważane, co nie przeszkadza oddelegowanym do niej posłom nowej parlamentarnej większości uczestniczyć w posiedzeniach i pobierać z tego tytułu sowite wynagrodzenia. Niemal bez echa przeszło niedawno ogłoszone stanowisko Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, z którego jednoznacznie wynika, że niedopuszczalne są pytania prejudycjalne stawiane przez sędziów a dotyczące procedury powoływania innych sędziów sądów powszechnych w Polsce. Mówiąc krócej – jeśli prezydent powołał daną osobę na sędziego, to ta osoba jest sędzią i kropka. Wyroki TSUE były często pałką na poprzednią władzę, teraz nagle są niewidzialne. Temidzie odebrać się chce już nie tylko przepaskę na oczach, by straciła bezstronność, ale wyrywa się jej z rąk wagę, by przestała wymierzać sprawiedliwość. Odarcie z szat powagi i kompetencji uczynić ją ma niegodną zaufania, co prowadzi wprost do anarchii i anokracji.
3. (nie) odpowiedzialność…
Dzisiaj premier po wizycie u prezydenta, tuż przed posiedzeniem rządu, skupia się nad planem wdrożeniem pigułki „dzień po” i gdzieś w dalszym planie porusza kwestie wojny na Ukrainie, które jeszcze parę dni temu miały być najważniejszym zadaniem szefa rządu w tym tygodniu. W tak zwanym „między czasie” pojawia się w przestrzeni publicznej dalekosiężny koncept zmian w systemie oświaty sprowadzający się już nie tylko do marginalizowania katechezy, ale do zmniejszenia liczby godzin dydaktycznych z: fizyki, chemii, geografii, biologii, historii i języka polskiego. Już zdążyliśmy przejść do porządku dziennego nad „radosną twórczością” w dziedzinie oświaty związanej z „zakazem zadań domowych”, a o rugowaniu kuratorów nawet zapomnieliśmy. Na deser dostaliśmy dzisiaj jeszcze deklarację 90-procentowej dekarbonizacji Polski do roku 2040 od jednej z „ministerek” czy „ministr” Koalicji13 Grudnia.
Odwołanie profesjonalistek w swoim działaniu, jakimi były prezes Banku Gospodarstwa Krajowego i prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych czy też odwołania dyrektora Lasów Państwowych, szefów Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, Głównej Inspekcji Transportu Drogowego, Agencji Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa to już „michałki” ostatnich dni. Przed nami z pewnością kolejne personalne roszady. Kto wie, gdzie jeszcze wejdą „silni panowie”? Oni już wiedzą co chcą zrobić jutro i pojutrze, za tydzień i za miesiąc.
Prezydent Andrzej Duda nie jest bezpośrednim przełożonym żadnej służby mundurowej, w tym SOP-u. Znalazł się w potrzasku, jak jego mentor – śp. Prezydent Lech Kaczyński. Czasy są jednak inne i okoliczności inne, bo druga strona jest jeszcze bardziej harda. Niedzielne przemówienie o Wincentym Witosie było sygnałem, że Andrzej Duda ma w sobie emocje, ale już dzisiejsze oświadczenie po rozmowie z Donaldem Tuskiem przypomniało, że margines ruchów Głowy Państwa jest ograniczony. Będzie blokować wetem to, co uzna za imponderabilia, bo to ma polityczny sens. Nie da się wetować wszystkiego bez ryzyka utraty wiarygodności państwowej. Po sierpniu 2025 obecny prezydent znajdzie się w jeszcze bardziej niekorzystnym otoczeniu, jeśli fotel pierwszego obywatela obejmie ktokolwiek namaszczony przez obóz Koalicji 13 Grudnia. W wypowiedziach prominentnych postaci sceny politycznej związanych z rządową większością i w potulnych im publikatorach widać coraz wyraźniej strategię osaczania Głowy Państwa do złudzenia przypominającą to, co działo się wobec śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. „Jeszcze tylko kilkanaście miesięcy…” – mówił dzisiaj premier po rozmowie z prezydentem. Zapomnieliśmy o „przemyśle pogardy”?
Łudzenie się, że Trzecia Droga czy Konfederacja otrzeźwieją, jest marnowaniem czasu. Obie formacje grają tylko na siebie (nawet gdy Krzysztof Bosak wydaje się wygłaszać racjonalne tezy o konieczności konsensusu wokół korekt Konstytucji i nawet, gdy Szymon Hołownia i Władysław Kosianiak-Kamysz sugerują, że ich plany polityczne to samodzielny projekt). Zupełnie inaczej może być z elektoratami Polskiego Stronnictwa Ludowego, Polski 2050 i Konfederacji. Żyrowanie rewanżyzmu Koalicji Obywatelskiej można tolerować, dopóki to nie uderzy w osobiste interesy poszczególnych grup (w tym przedsiębiorców, rolników i pracowników korporacji, gdzie kredyty w zajmują w portfelach zbyt wiele miejsca).
Można się było zżymać z prawicowego rządu, ale można był także uzyskiwać korzystne zmiany. Że było ich za mało, że były zbyt powolne i nie dość powszechne może się okazać przecinkiem wobec kropki, jaką na konkurencyjności i innowacyjności polskiej gospodarki może postawić centrolewicowa władza. Centralny Port Komunikacyjny (nie tylko lotnisko!) i energetyka jądrowa będą kluczowymi probierzami stosunku do pozycji Polski w Europie. Dotąd zmierzaliśmy usilnie, by być w kontynentalnej czołówce (PKB, poziom zatrudnienia, wartość inwestycji zagranicznych) i obyśmy się nie obudzili na peryferiach Zachodu (albo na zachodniej flance nowej strefy wpływów Federacji Rosyjskiej, o czym tylko napomykam, aby nie powtarzać już wcześniej formułowanych tutaj przeze mnie opinii w tej materii).
Przejdźmy do krótkiej prognozy – w dwóch częściach:
Przyszłość…
Od Wschodu słychać złowrogie pomruki z Kremla i czuć mroźne powiewy wojennych prądów. Plan federalizowania Unii Europejskiej, choć starannie kamuflowany co do skutków, jest otwarcie promowany jako wiecowy frazes pisany w Berlinie i tłumaczony także język polski.
Przed nami akcje propagandowe i dyfamacyjne ze strony Koalicji 13 Grudnia. Będziemy się dowiadywać o „takich rzeczach” na temat znanych sobie ludzi (i może nas samych), że zwątpienie i podziały będą dotykać wielu środowisk. Nie ominą Kościoła, uderzą w każdego, kto nie jest „z nimi”. Wyzwolą siły, przy których fraza kryjąca się za ośmioma gwiazdkami jawić się będzie jako popiskiwanie. Chcą zdobyć rząd nad umysłami, może nawet rząd dusz. I chcą, by to było nieodwracalne.
Triada… Dla Polski…
Każda i każdy z nas ma jakieś umiejętności i ich synergii nam potrzeba. Chłodnego rozeznania potencjałów i budzenia dobrych emocji, czyli realizmu nam potrzeba. Nie tracąc konserwatywnych, niepodległościowych i wolnościowych przekonań, szukajmy nowych metod ich kultywowania i upowszechniania adekwatnych do zmian cywilizacyjnych. Zatem wspólnoty nam potrzeba – począwszy od miejsca, gdzie są nasze rodzinne gniazda, zawodowe czy społeczne kręgi, po wspólny dom, jakim jest Polska.