Duchowość, życie duchowe, uduchowienie w potocznym pojmowaniu zdają się znaczyć to samo. Dla, być może nawet całkiem licznej, części zwykłych zjadaczy chleba naszego powszedniego to sfera życia polegająca na intensywnym skupieniu wokół kwestii wiary i jej praktykowania.
Gdy zatem pojawiają się określenia „mistyk” czy „mistyka”, to spora grupa osób odbiera to jako wyższy rodzaj uduchowienia. Bywa, że w ślad za tym idzie domniemanie czegoś, co miałoby polegać na oderwaniu od rzeczywistości (w slangu młodzieżowym funkcjonuje słówko „odklejka”). Czasem posądza się pewne osoby o niezdolność dopasowania do zwykłej codziennej rzeczywistości. W tym kontekście słyszymy czy mówimy niekiedy, że ktoś jest… „nawiedzony”. Coś w tych wszystkich przypuszczeniach jest na rzeczy, aczkolwiek może to być bardziej efektem psychologizowania.
W rozkołysanym, rozwrzeszczanym i pełnym fluorescencyjnych doznań świecie bycie mistykiem to niezwykły wysiłek. Nawet znalezienie „bezludnej wyspy” (w języku biblijnym „wyjście na pustynię”) nie gwarantuje stabilności, ciszy i harmonii doświadczeń.
- Mistycyzm jest jednym ze słów częstokroć mylnie rozumianych w potocznym użyciu. Zapytajmy zwykłego przechodnia, co oznacza dla niego mistycyzm; prawdopodobnie określi go jako coś wspólnego z demonologią, okultyzmem czy magią. Słowo to może wywołać doznania psychiczne, będące udziałem mniszek i mnichów wszystkich religii, gdy posunęli się zbyt daleko w postach, czuwaniach i chorobliwej introspekcji.
- W potocznym rozumieniu „mistyk” to ktoś trochę „nieobecny”. Nie można mu powierzyć klucza do nakrętek czy śrubokręta ani też żadnego poważnego zadania w tym naszym „twardym świecie”. Jest on typem poetyckim, żyjącym marzeniami.
- Ale na Dalekim Wschodzie i we wschodniochrześcijańskim świecie greckim i słowiańskim mistycyzm jest synonimem kontaktowania się z tym, co „naprawdę rzeczywiste”. Rzeczywistość trwa nie w sferze zmienności i doczesności, lecz w niezgłębionej otchłani, gdzie Chrystus przemawia w ciszy ludzkiego serca. Mistycyzm jest żywym doświadczeniem Boga nie jako obiektu istniejącego poza nami, lecz jako wszechwładnej mocy przenikającej miłości, która – jak mówił św. Augustyn – „jest mi bliższa, niż bliski jestem samemu sobie”.
George Anthony Maloney był jezuitą z powołania i teologiem z pasji. Obronił doktorat z teologii orientalnej z wynikiem „summa cum laude” w Instytucie Papieskim w Rzymie. Dziełem jego życia był Instytut Wschodnich Studiów Chrześcijańskich Jana XXIII przy Uniwersytecie Fordham, gdzie wykładał teologię orientalną. Stale zabiegał o dialog między prawosławiem a katolicyzmem. Napisał mnóstwo artykułów, wiele haseł encyklopedycznych oraz szereg książek na tematy teologiczne. Odbył bardzo liczne podróże związane z poszukiwaniami splatającymi rozum i religię. Spędził między innymi dwa lata na Świętej Górze Athos, gdzie starał się przeniknąć duchową aurę chrześcijaństwa wschodniego. Zmarł 2005 r. w Stanach Zjednoczonych, mając 80 lat. Zapamiętany jest bardziej jako autor książki „Chrystus kosmiczny”, w której skrzyżował doświadczenie realizmu z przeczuciem wiary (polskie wydanie 1972 r.). W 1984 r. ukazała się mniej znana pozycja ojca George’a pt. „Tchnienie mistyki” i na jej kanwie spróbujmy przejść od potocznego do nieco pogłębionego rozumienia – może i doświadczania – mistyki.
- Kontemplacja przybiera formę dialogu na poziomie bytu. Nie jest to zwykła banalna rozmowa. Można by spędzać długie godziny na rozmowie z Bogiem – „ja mówię jedno, On zaś mówi drugie” – nie jest to wszakże kontemplacja. I sami wiecie, że można spędzić lata całe na tego rodzaju dialogu, nie zauważając żadnej zmiany swej osobowości. Dialog taki nie prowadzi nas do pogrążenia się w Bogu, upodabniania się do Niego, kiedy to naprawdę człowiek rozumie, że żyje już nie on sam, lecz żyje w nim Bóg. To pogrążenie w Bogu może wypływać jedynie z kontemplacji, nie zaś z banalnej rozmowy z Jezusem.
- Noc wydaje się bardzo gęsta i ciemna, pustynia wydaje się bardzo sucha i pusta. Mamy uczucie, że nigdy już nie znajdziemy Boga; nie ma w tym jednak prawdziwej trwogi ani niepokoju. Jest tylko głęboka niezłomna ufność, że Bóg nadejdzie, że w pewnym sensie jest obecny w swej nieobecności. Duszę wzywa się teraz do doświadczenia Boga w nowej modalności; ma Go doświadczać już nie przez własne pojęcia czy uczucia, odbijające się niechybnie w życiu fizycznym, lecz jedynie przez wiarę. Wiara rośnie w miarę, jak dochodzimy do poznania Boga w tym, co niepoznawalne.
Znamy już w świetle powyższych refleksji ojca George’a topografię mistyki. Może się zdawać, że nie odbiega ona od kanonicznych, wręcz katechetycznych czy rekolekcyjnych definicji. Mamy bowiem splot prostych opisów z nieoczywistymi jednak ich znaczeniami. Wymaga to wyłączenia schematycznych reakcji (jakie są naszym udziałem na przykład w trakcie słuchania kazania podczas niedzielnej Mszy św.). Niezbędne jest wewnętrzne przeniesienie się w obszar, gdzie nic nie jest pewne, a wszystko staje się intelektualną i wolitywną wspinaczką lub – jak kto woli – żeglowaniem po wzburzonym morzu. Wiara nie jest przecież pewnością, choć wiara pewność daje.
- W kaplicy Newmana przy Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara, jedyne w swym rodzaju, prowokujące malowidło ścienne dominuje na ścianie w tyle ołtarza. Artysta, Michael Dvortcsak – opierając swoje dzieło na przekonaniu Teilharda de Chardin, że skoro Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas, „Chrystus przyobleka się organicznie w prawdziwy majestat swego wszechświata” – usiłował nakreślić w dramatycznej, obrazowej formie implikacje Wcielenia w sposób zrozumiały dla studentów współczesnego uniwersytetu.
- Chrystus jest tu przedstawiony w postaci ukrzyżowanej, z rozpostartymi ramionami. W kolistym przepływie łączącym dołem obie dłonie kryją się jasne symbole żywego świata – symbol wewnętrznej przestrzeni mikroświata oraz symbol zewnętrznej przestrzeni makroświata, planet, galaktyk i kwazarów. Chrystus spogląda w dół na każdy stworzony atom z głębokim zainteresowaniem i duchową troską.
- Artysta akcentuje jedność całego stworzonego świata w Chrystusie, który przywdział materię i jest „wewnątrz” wszechświata, tworząc, rozwijając i przebóstwiając go, aż wszystko powróci w chwale do Ojca. Jest to artystyczne wyznanie wiary głoszone przez św. Pawła: „…bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne…” (Kol 1.16).
- Malarz ukazuje, jak cały cykl życiowy wychodzi od Chrystusa – przez Niego i w Nim – zaczynając od jednokomórkowców aż po połączenie plemników z komórkami jajowymi, do stworzenia się zarodka. Od gór i dolin, składających się na wewnętrzny, powikłany fizyczny świat człowieka, do planet i galaktyk, przestrzeni kosmicznej, wszystkie rzeczy rozchodzą się i spływają w kształcie ludzkiego serca z głowy Chrystusa na tle Jego całej postaci.
- Co to znaczy być chrześcijaninem? Czy rzeczywiście jesteśmy przekonani o tej niezwykłej prawdzie, że Bóg żyje w naszych duszach? Nigdy nie będziemy przeniknięci tą podstawową prawdą chrześcijańską, póki nie zrozumiemy, kim właściwie jesteśmy. Nigdy nie pojmiemy naszego związku z Bogiem, jeśli nie dojdziemy do tej wiedzy drogą owego pojęcia „penthos”, żalu za nasze grzechy, uświadomienia sobie własnej małości i możliwości stawienia się przed Bogiem w przyszłości.
- Jedna z wielkich doktryn Wschodu dotyczy pewnego „odgałęzienia” skruchy – stałej tęsknoty za łzami, daru łez. Nikt dzisiaj nie pisze w księgach duchowych o darze łez, a jednak ci Ojcowie pustyni stale zachęcali swych uczniów do modlitwy, błagania Boga, wołania dniem i nocą o dar łez.
Arteria egzystencji, po której bardzo chcemy zmierzać ku celom nieważnym i ważnym, chwilowym i długoterminowym, pozornym i realnym, płytkim i głębokim, jest jedynie… drogą, czasem krętą i wyboistą ścieżką. Innym razem – wyłożonym miękkim chodnikiem korytarzem. Przemieszczamy się życiowym traktem, piszemy bezwiednie lub świadomie własną biografię, stawiając przy tym wykrzykniki lub znaki zapytania, może przecinki albo kropki w życiorysach innych ludzi. Wiara, a wiara chrześcijańska z absolutną pewnością, nadaje tej wędrówce sens peregrynacji.
- Nieprzepartym, jednoczącym uczuciem jest westchnienie: „Mój Bóg mnie kocha!” Dusza czuje się kochana, pożądana, uznawana, i to przez samą Doskonałość. Obcowanie Boga z duszą i samooddanie się duszy Bogu dopuszcza wielki stopień zażyłości i asymilacji. Proces ten zawsze przynosi zatarcie pewnych granic. Gdzie kończę się ja, a gdzie zaczyna się Bóg?Nie oczekuje się w istocie odpowiedzi, gdyż wiedzę taką zastąpiło – oparte na przeżyciu – poznanie, które zadowala się doświadczeniem i lęka się, iż myśli i słowa mogłyby zniweczyć świętość chwili adoracji.
- Modlący się nie szuka stanu wewnętrznego skupienia, w którym zaabsorbowany Bogiem potrafi nie zauważać cisnącego się wokół niego tłumu, stojąc na przykład na Dworcu Centralnym. Jego skupienie polega na tym, że jest zaprzątnięty Bogiem, zarazem zaś głęboko świadomy tłumu, widzi bowiem w każdym z owego tłumu brata i siostrę w Chrystusie, aktualnie czy potencjalnie dzięki łasce. Widzi on na każdym ślad świętej krwi Jezusa Chrystusa. Dostrzega w każdej duszy straszną walkę z mocami piekieł niewolącymi człowieka, póki Jezus Chrystus nie zstąpi do owych piekieł, by go uleczyć i wyzwolić.
- W kontemplacji więc Bóg przyzywa nas do swego cierpiącego świata. Gdy już doświadczymy w modlitwie przeobrażającej mocy Bożej miłości do nas, będziemy mogli ukochać Jego świat poddając się Jego obecności, aby służyć Bogu i ujawniać Go jaśniej i promienniej, tak by cały świat uznał, iż jest On źródłem wszelkiego bytu. Odkrywając Boga w centrum nas, odkrywamy Go także jako centrum Jego świata. Zakorzenieni w Bogu, możemy wychodzić do świata i kochać go tak, jak Bóg go miłuje. Przechodzimy w każdej chwili ze światła do większego światła, od Boga do Boga we wszystkich rzeczach.
Objaśnianie mistycyzmu i przyznawanie miejsca na mistycyzm innych osób, a jeszcze bardziej znajdowanie go w sobie – zakończone. Nie ma wątpliwości, że mistyka nie jest wyobcowaniem, a mistyk nie jest kimś wyalienowanym. Ojciec George Anthony Maloney na niespełna 200 stronach książki tchnął w uważnego czytelnika pragnienie wyjścia ze stereotypowego przeżywania wiary. Naturalnie odnosi się do wiary chrześcijańskiej, którą sam wyznaje, i której żywe świadectwo zawarł w słowach. Nie zamyka jednak tej możliwości przed tymi, którzy pozostają w zwątpieniu wobec chrześcijaństwa.
Wiara chrześcijańska to zawierzenie się Panu Bogu. Progiem tego stanu jest doświadczenie mistyczne – wynikająca z wiary pewność istnienia Pana Boga. Dzięki niej chrześcijanin nie tyle wierzy w Pana Boga, ile Panu Bogu ufa. Bezbrzeżnie i bezgranicznie – trwając w oczekiwaniu na przyjście…
- TERAZ: George A. Maloney SJ, Tchnienie mistyki, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa, 1984
- POPRZEDNIO: Max Tegmark, Życie 3.0 – Człowiek w erze sztucznej inteligencji, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa, 2019
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.