Ktoś wygrał, ale czy zwyciężył? Ktoś nie wygrał, ale czy przegrał?
Dobiegł końca okołowyborczy maraton. Wszyscy się już poukładali na swoich pozycjach. Początek nowego za nami. Zaczyna się codzienność, która powinna być wypełniona spełnianiem wyborczych obietnic. Wyborcy z zasady obietnic słuchają namiętnie, ale odwrotnie proporcjonalnie wierzą w ich spełnianie. Na tym często, zbyt często, bazują wygrywający wybory, bo skłonność do weryfikowania wiarygodności polityków zanika równolegle ze znikaniem plakatów z twarzami i hasłami, jakimi nas bombardowano przez jesień. W jedne uwierzyli jedni, w drugie drudzy. Czas pokaże, kto miał rację, kto poczuje słony smak naiwności, a kto będzie dane doznanie gorzkiej satysfakcji.
Od tego roku można przyglądać się sesjom rad poprzez transmisje. Dociekliwi amatorzy ciekawostek, poszukiwacze potknięć i kolekcjonerzy haków będą przeglądać „taśmy” w poszukiwaniu wygodnych argumentów. Obiektywny przekaz live wcale nie ułatwi obiektywnej oceny pracy rajców i włodarzy. Nikomu przecież nie trzeba w 28 roku samorządności lokalnej objaśniać, że sesje stały się raczej granym mniej lub bardziej widowiskowo spektaklem procedur, niż faktycznym forum wymiany opinii. Analogicznie bywa na posiedzeniach komisji, choć tu czasem ścierają się opinie. Rady z kadencji na kadencję, w wyniku rutyny zasiedziałych w nich osób, braku wyrobienia nowych radnych i cywilnej odwagi jednych i drugich, są atrapami lokalnej demokracji. Wyniki głosowań są pochodną arytmetyki wyborczej. Niewiele, a na pewno zbyt mało to ma wspólnego z udziałem obywateli w decydowaniu o taktyce i strategii działania gminny, gdzie bezpośredniość i angażowanie społeczności przy podejmowaniu ważnych rozstrzygnięć powinno stanowić esencję samorządności. Powiaty i województwa samorządowe są nieco inaczej skonstruowane i tu poziom udziału mieszkańców w rozstrzygnięciach z natury rzeczy jest mniej widoczny.
Odrębną kwestią jest indywidualna lub zorganizowana aktywność radnych. Ich rola nie sprowadza się tylko do głosowania (za lub przeciw) czy też wstrzymywania się od głosu. Mogą zadawać pytania, składać wnioski i interpelacje, domagać się i przeprowadzać bezpośrednie kontrole, inicjować podejmowanie uchwał, dyskutować, negocjować. I mogą jeszcze przekazywać mieszkańcom swojej gminy (powiatu, województwa) relacje z własnej pracy, jak i z działalności rad. W tym celu mogą posługiwać się social-mediami. Pole do popisu jest więc dość szerokie i jako wyborcy powinniśmy wręcz domagać się kontaktu radnych z wyborcami, do czego są zresztą zobowiązani ustawą o samorządzie.
Wójtowie, burmistrzowie i prezydenci, nie tylko z mocy prawa, ale i siłą mandatu wyborczego, są faktycznymi inicjatorami realizowanych projektów lub motywowanym socjotechniką aktywizmem przesłaniają swoje zaniechania. Należałoby się poważnie zastanowić czy zasadne jest utrzymywanie tak licznych rad, których uprawnienia bywają kolizyjne ze skutecznością i kompetencjami włodarzy. Póki co, włodarz mając w swojej radzie większość, może sprawnie przeprowadzać propozycje i ten mechanizm pozwala personifikować sukcesy, ale też porażki. Trybu działania włodarza, przebiegu jego rozmów, narad i codziennej pracy nie transmituje się (na szczęście), a czytanie dokumentów udostępnianych w biuletynie informacji publicznej to zadanie dla długodystansowców i dziennikarzy. Pozostaje nam, zwykłym mieszkańcom, obserwować rezultaty ich decyzji i…
… domagać się realizacji wyborczych obietnic. Mamy na to pięć lat. Zadowoleni?