Zbiegi okoliczności są impulsem, który – choć częstokroć niezauważany – zmienia bieg spraw. Owe „okoliczności” są zjawiskami czy procesami autonomicznymi, ale gdy następuje ich „zbieg” dochodzi do stanów, które są ich wypadkową i generować mogą nowy trend czy też zagęszczać albo rozpraszać postać faktów lub zdarzeń już istniejących.
Będąc wczoraj w Lądku-Zdroju i pamiętając to przeurocze miasteczko sprzed wielu lat, gdy na przykład bywałem na corocznych i zawsze fascynujących międzynarodowych festiwalach tańca czy też wtedy, gdy przyjeżdżałem tu dla relaksu w kurorcie czy też poszukiwaniu informacji dla lokalnych mediów, widziałem niejako dwa bieguny lądeckiego mikroświata. Jeden skupiony był w obrębie uzdrowiska i w pewnym sensie odrywał od szarej rzeczywistości. Drugi miał centrum pomiędzy ratuszem i kościołem. Tym, co wiąże niezmiennie obie orbity jest Biała Lądecka z jej dopływami. Częstokroć przemieszczałem się właśnie wzdłuż biegu tej rzeki, bo w zasadzie nawigując w ten sposób można było szybko zorientować się w układzie miasta.
Powódź z września 2024 roku nie zmieniła faktu, że osią Lądka-Zdroju jest rzeka. Jednak wtedy i chyba jeszcze bardziej, niż w 1997 roku podczas Powodzi Tysiąclecia, Biała Lądecka zawładnęła miastem. Jej rwący strumień zdewastował miasto, ale także zdemolował życie setek rodzin. Rozmawiając wczoraj z wolontariuszami i powodzianami, ale też przysłuchując się rozmowom na bazarze funkcjonującym u stóp ratusza, słyszałem wiele słów (nie tylko okrągłych), ale czułem gigantyczne rozgoryczenie. Siedem miesięcy temu świat się ludziom zawalił, a horyzont nie sygnalizuje, aby coś i ktoś mógł ich położenie przywrócić do normy. Można ich warunki życia amortyzować rozmaitą pomocą humanitarną, ale to nie zmienia faktu, że wielu z nich nadal nie ma swojego dachu nad głową, jeszcze więcej osób zmaga się z materialnym niedostatkiem, a trudna do policzenia grupa mieszkańców nosi w sobie głęboki i przygniatający stres. Mam też nieodparte wrażenie, że samorząd gminy jest bezradny wobec skali problemów społecznych oraz infrastrukturalnych. Miejscowa parafia stała się ośrodkiem wsparcia dla powodzian z kręgu obejmującego nie tylko Lądek-Zdrój, ale gdyby nie Diecezja Świdnicka oraz Caritas, sama wspólnota byłaby również w niedostatku sił, by nie tylko walczyć z przeciwnościami, ale też podejmować odbudowę.
Nieść nadzieję, dawać nadzieję, nadziei nie zawodzić. Nadzieja to znak, bez którego nie sposób wypatrywać przyszłości.
Właśnie nie tylko niwelowanie skutków ubiegłorocznego dramatu powodziowego, ale odbudowa stanowi wyzwanie. Nie tylko w Lądku-Zdroju czy sąsiednim Stroniu Śląskim, ale w całym subregionie, który we wrześniu 2024 roku znalazł się pod wielką wodą. Pisząc „odbudowa” myślę jednak nie tylko o drogach, sieciach, budynkach, zabytkach, instytucjach, zakładach pracy, usługach. Pod tym względem szacunki wskazują na liczone w złotówkach i wielomiliardowe nakłady potrzebne do przywrócenia funkcjonalności służących mieszkańcom i gościom. Trzeba też mieć na uwadze popowodziową „bolesną okazję”, by podejmując inwestycje modernizować wszystko z myślą o przyszłości, a nie tylko odtwarzaniu. Tymczasem praktycznie nie ma spójnej strategii na poziomie rządowym i samorządowym, aby cały obszar południa Dolnego Śląska odzyskać dla obecnych i przyszłych pokoleń, a nawet wciąż nie wiadomo czy i jakie tereny będą wyłączone z zabudowy, aby poprzez retencję czy zalesianie minimalizować możliwe kolejne ryzyko powodzi.
Co zatem mówić o normalizowaniu czy planowaniu życia rodzin, przedsiębiorstw czy instytucji? A przecież nie rzecz w tym, aby odnowić zabytki, odbudować mosty, położyć te lub inne sieci gazowe oraz zrewitalizować miasta czy wsie. Celem musi być człowiek, rodzina i perspektywa przyszłości dla kolejnego pokolenia. W zdecydowanej większości politycy rządowi i samorządowi najwyraźniej „nie ogarniają” problemu. Nie radzą sobie z ogromem traum i zapaści… swoich wyborców, także… swoich współobywateli, za los których podjęli się odpowiedzialności. Z tej odpowiedzialności (nie tylko przed „Bogiem i historią”) nie są jednak zwolnieni!
Gdyby nie solidarność międzyludzka, mieszkańcy Lądka-Zdroju i każdej innej miejscowości staranowanej powodzią sprzed siedmiu miesięcy, musieliby stracić nadzieję. Albo wyjechaliby ze swoich domostw wszędzie, byle daleko od przypadkowości i śladów „ślepego losu”, który widzą na co dzień…