Jesteśmy skazańcami własnych politycznych wyborów. Kadencje „naszych” wybrańców trwają kilka lat i bywają powtarzane. Jednak konsekwencje ich działań lub zaniechań są głębsze i bardziej długotrwałe.
Minionego weekendu, w odległości około 24 godzin w czasie i około 24 kilometrów od siebie, w minionym tygodniu miały miejsce dwa spotkania. Różne, jeśli chodzi o cele i formaty. Jednocześnie bardzo podobne, bo brali w nich udział wspomniani na wstępie „nasi” wybrańcy. Motywem spinającym oba wydarzenia była powódź z września 2024. Trwała kilkadziesiąt godzin, ale jej fatalne skutki są zbyt ciężkim brzemieniem dźwiganym nadal przez tysiące ludzi – także w powiatach kłodzkim i ząbkowickim.
O obu faktach dowiedziałem się z mediów społecznościowych, a konkretnie z profili osób rozpoznawalnych w naszych lokalnych społecznościach. Zakładam więc, że nie są przekłamaniem, ale oddają rzeczywistość.
- W Kłodzku zebrali się samorządowcy reprezentujący gminy powiatu kłodzkiego koszmarnie poszkodowane w wyniku powodzi. Gospodarzem debaty był wojewoda dolnośląski, który jeszcze rok temu był jednym z tych samorządowców, pełniąc stanowisko starosty kłodzkiego. Zatem spotkali się bardzo dobrzy znajomi i ludzie bardzo dobrze znający problemy tego obszaru Dolnego Śląska. Od powodzi minęło już ponad dwa miesiące, a mieszkańcy powiatu kłodzkiego wciąż czekają na podstawową pomoc obiecaną przez rząd, w imieniu którego głos zabierał obecny wojewoda dolnośląski, a do niedawna starosta kłodzki. Z relacji w internetowych portalach i stacjach telewizyjnych – nie da się tego ukryć – wynika, że to oczekiwanie jest zdecydowanie za długie, ale też trwa odbijanie piłeczki odpowiedzialności za przeciąganie w czasie procedur pomocowych. Jest źle i nie widać na horyzoncie, aby miało się coś zmienić. Nadchodzi zima i poszkodowani mieszkańcy czy przedsiębiorcy borykają się z coraz cięższym balastem problemów. Bezradność włodarzy gmin i bezsilność mieszkańców sumują się w bardzo niekorzystny bilans – ujmując rzecz dyplomatycznie. Słowa „wściekłość”, „rozpacz”, „skandal” i „zawód”, ale też ostrzejsze, słychać w tle całej tej sytuacji, gdy rozmawia się z ludźmi bezpośrednio. Na twarzach uczestników narady widać skupienie mieszające się ze zmęczeniem, może nawet rodzajem irytacji. Na stole były notesy i butelka wody mineralnej.
- W Kamieńcu Ząbkowickim zebrali się (między innymi) samorządowcy reprezentujący gminy powiatu ząbkowickiego. Na zaproszenie jednego z lokalnych klubów sportowych akcentującego swoje straty popowodziowe, przybyli na bal charytatywny, aby wesprzeć finansowo ów klub. Z dostępnych relacji nie wynika wprost czy uczestnicy imprezy rozmawiali o kłopotach wynikających ze skutków wrześniowej powodzi, ale zakładam, że tak było. Nawet nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej, a format dobroczynnego balowania lokalnych polityków i biznesmenów co do zasady nie stanowi przeszkody, a może nawet sprzyjać rozmowom. Atmosfera dobrej zabawy, uśmiechy od ucha do ucha, stoły w Pałacu Marianny Orańskiej uginające się od kulinariów i napoi, wśród których są butelki wódki.
Zauważmy, że w obu powiatach, ale też wszędzie tam, gdzie na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie wielka woda odebrała tysiącom osób mienie i miejsca pracy, setkom ludzi zdrowie i nieznanej dotąd licznie osób życie, wciąż trwa szacowanie nakładów, jakie trzeba będzie ponieść, aby odbudować infrastrukturę komunalną, siedziby instytucji publicznych, aby odrestaurować zabytki architektury i przyrody. Liczenie tych kosztów odbywa się w gminach, powiatach, agendach rządowych, spółkach samorządowych, skarbu państwa i prywatnych, w wielu innych instytucjach, które zostały poszkodowane w wyniku powodzi. Cała sytuacja wywołała szeroki front społecznego działania pomocowego, dzięki którym łagodzone są przynajmniej niektóre niedostatki wynikłe z działania żywiołu.
Sami mieszkańcy i samorządowcy powiatu ząbkowickiego wiedzą najlepiej jak wygląda niwelowanie strat popowodziowych, ile kwot wypłacono w formie wsparcia mieszkańcom i przedsiębiorcom i czy już jest to pułap przynajmniej równoważący poniesione szkody. Nie kwestionuję tego, że bal charytatywny może przyczynić się do pomnożenia zasobów pomocowych. Jestem jednak przeświadczony, że wydawanie pieniędzy na alkohol ma się nijak do celu jakim ma być zebranie pieniędzy na pomoc dla klubu sportowego.
Włodarze, radni, przedsiębiorcy i działacze sportowi nie muszą kupować wódki, aby się jej napić w celach dobroczynnych. Tak po prostu i zwyczajnie można się spotkać i dobrze charytatywnie balować bez napojów alkoholowych. Można? Czy nie można? Uchachane buźki ząbkowickich notabli w zestawieniu z markotnymi twarzami kłodzkiej socjety to bolesny kontrast. I przykry.