Katyń w 1940 roku i Smoleńsk w 2010 roku na zawsze stały się jednym symbolem, o którym jednak nie wystarczy pamiętać. Obie tragedie nie były dziełem ślepego losu i nieodwołalnie stały się dzwonem bijącym na larum.
Śmierć Polaków na ziemi rosyjskiej – jak się okazało w 2010 roku – nie jest tylko historyczną przeszłością. Dotknęła bowiem Polskę współcześnie i po raz kolejny naznaczyła nasz naród znamieniem ofiary. Ilekroć więc stajemy wobec dat i miejsc, w których życie tracili tam nasi poprzednicy, jesteśmy im winni nie tylko pamięć owych zdarzeń. Jesteśmy bowiem następcami konkretnych osób, mających imię i nazwisko, datę urodzenia i datę śmierci, których los wpisany jest w drzewa genealogiczne bardzo wielu polskich rodzin i w kod kulturowy polskości.
Pamiętać o nich to za mało, bo winni jesteśmy im, sobie i następnym pokoleniom prawdę o tym, kto i dlaczego był sprawcą ich cierpienia i umierania. Nie wolno uchylać się od pamięć historyczną czy też ją zacierać lub rozmywać jej zapisy. Jednocześnie to jest nakaz dopominania się o prawdę, to prawo domagania się wskazania i skazania winnych. Jeśli pamięć ustanie, nie będzie naprawienia krzywd i tym bardziej nie ma mowy o pojednaniu. O pojednaniu wewnątrz narodu podzielonego wokół wartości, jaką jest niepodległa Polska. Nie ma tym bardziej mowy o pojednaniu pomiędzy narodami i państwami, skoro nie są choćby gojone rany z przeszłości.
Na głośno wypowiedzianą prawdę o ludobójstwie katyńskim dokonanym z rozkazu władz Związku Sowieckiego i przez Rosjan czekać musieliśmy kilkadziesiąt lat, choć teraz imperium kremlowskie znów relatywizuje zbrodnię z 1940 roku. Nie można wykluczyć, że prawdę o tragedii smoleńskiej usłyszą nasze dzieci lub wnuki, o ile będzie się o nią ktoś upominał. Wszystko, co działo się w 2010 roku w trakcie i wokół podróży prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i 95 innych osób mu towarzyszących w drodze do Katynia na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, stało się przez minionych już piętnaście lat (!) narzędziem kolejnego dziejowego rozdarcia wspólnoty narodowej.
Nasi poprzednicy polskością byli niesieni i za polskość oddali życie, lecz dla części z nas nie są bohaterami czy autorytetami, nie zasługują na szczególną pamięć. Podobnie jak po odejściu św. Jana Pawła II w 2005 roku, tak w 2010 roku, poczucie jedności Polek i Polaków trwało krótko. Przecięto wszystkie wspólnoty i środowiska iskrą dwukierunkowości. Zdaje się niektórym (z ignorancji lub cynizmu), że wszystko zaczyna się dzisiaj. Odrzucają lub wypierają wiadomość, iż nie ma przyszłości bez przeszłości. Przytoczę więc nam wszystkim fragment z poematu „Wigilia wielkanocna 1966” napisane w roku Tysiąclecia Chrztu Polski brzmią aktualnie w roku Tysiąclecia Koronacji Bolesława Chrobrego. Autorem tych słów jest Karol Wojtyła – wtedy biskup, później papież.
Powracaj na każde miejsce, na którym umierał człowiek, a jeszcze bardziej na miejsce, na którym się rodził. Przeszłość jest czasem narodzin, nie śmierci.
🇵🇱 Katyń w 1940 roku i Smoleńsk w 2010 roku na zawsze stały się jednym symbolem, o którym jednak nie wystarczy pamiętać. Obie tragedie nie były dziełem ślepego losu i nieodwołalnie stały się dzwonem bijącym na larum. 🇵🇱
✍️ https://t.co/3MUjXVarq0 pic.twitter.com/pNOkz4XT12— Krzysztof Kotowicz (@KotowiczKrzysz) April 10, 2025