Skrót:
- Kto wrzucił swój bezcenny głos do bezdennej studni obietnic wyborczych?
- Jest powód, by poważnie wątpić w profesjonalizm i jakikolwiek plan obecnej władzy?
- Wyrzucanie wiedzy i informacji, by zastąpić je poglądami lub hipotezami w toku…
- Luka w tamach bezpieczeństwa państwa musi budzić grozę!
- Ktoś widział benzynę w cenie 5,19 zł na litr Pb95?
- Na polu walki o umysły i serca Polaków jest jeszcze front antychrześcijaństwa.
- Nie musimy się we wszystkim zgadzać, bo świat byłby okropnie nudny.
- Szkoda czasu na bylejakość w tym, co dla was ważne!
Nie lubicie polityki, odwracacie wzrok na widok polityków, oblegające nas zewsząd plakatowe buźki i hasła są jak oliwa dolana do ognia? Wygodniej jest nie wnikać w polaryzacje i niuanse politycznej sceny zamienianej w ring? Popełniacie kardynalny błąd, który w dobie kampanii wyborczej skutkuje fatalnie dla nas wszystkich niezależnie od stopnia zainteresowania polityką! Nie piszę o polityce zbyt często, a ostatni raz poruszałem te napięte struny w styczniu br.
Jako były polityk (oddzieliłem życie osobiste od zaangażowania w politykę kilkanaście lat temu), ale też jako obserwator życia politycznego mający własne i stosunkowo wyraziste poglądy, zachęcam, abyście nieco wysilili się. Przynajmniej na czas ostatniej prostej przed wyborami samorządowymi, za chwilę także przed wyborami do Parlamentu Europejskiego i za rok przed wyborami prezydenckimi. Apel szczególnie kieruję do tych z Państwa, którzy odpuścili sobie ubiegłoroczne wybory parlamentarne lub już wiedzą, że wrzucili swój bezcenny głos do bezdennej studni obietnic wielokolorowego korowodu formacji, które od 13 grudnia 2023 roku. Na szczęście głosowanie odbywa się w trybie tajności i można, jeśli nie odwrócić, to zatrzymać fanatyczny pochód pustosłowia czy wręcz słów fałszywych.
Niczego przecież z kluczowych „konkretów” nie spełnili przez minionych sto dni. Jest dokładnie odwrotnie we wszystkim, co stanowi warunek funkcjonowania demokracji, rozwoju społeczeństwa i wzrostu gospodarczego. Zatrzymanie budowy CPK i elektrowni jądrowej, hamowanie w kwestiach budowy portu kontenerowego w Świnoujściu i projektu żeglugi na Odrze, mnożące się perturbacje wokół budowy dróg ekspresowych, wycofanie się podniesienia kwoty wolnej od podatku, regulacji składki zdrowotnej przedsiębiorców i dobrowolności składki ubezpieczeń społecznych, odwrót od deklaracji tanich akademików dla studentów, drastyczne zawężenie dostępności do mechanizmu wakacji kredytowych i zamknięcie programu Bezpieczny kredyt 0%, zawieszenie programu inwestycji strategicznych skierowanego do samorządów z praktycznym sygnałem jego zamknięcia – jednym tchem wymieniłem to, co widać gołym okiem na co dzień. Sięgający kilku miliardów złotych deficyt budżetu po dwóch miesiącach 2024 r. (gdy w analogicznym okresie zeszłego roku wynosił kilkadziesiąt milionów złotych) to jeszcze jeden powód, by poważnie wątpić w profesjonalizm i jakikolwiek plan obecnej władzy.
Co w zamian? Faktyczna likwidacja równowagi medialnej poprzez dewastację Telewizji Polskiej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej, przez co nie można już mówić o istnieniu w Polsce mediów publicznych („odwrócenie” TVP World i TV Biełsat to jedne z przykładów). Kompletna demolka deliktowa w prokuraturze wszystkich szczebli oraz w sądownictwie, co sprawia, że żadna sprawa w prokuraturze czy sądzie nie jest i długo nie będzie wolna od obaw o dochowanie procedur, a tym samym o ich prawomocność. Przymiarka do podpalenia podstawy programowej wszystkich przedmiotów w systemie edukacji, której celem jest w istocie wyrzucenie zasobów wiedzy, by zastąpić je poglądami lub hipotezami. Po dodaniu do tego embarga na pracę ucznia w domu, wybiórcze ocenianie w szkole i wpuszczenie przeróżnych „edukatorów” do kontaktu z dziećmi i młodzieżą, szkoły mają się przeistoczyć w kluby bezstresowej i bezprogramowej edukacji. Na horyzoncie mamy jeszcze przechwycenie Narodowego Banku Polskiego i utrzymywanych przez tę instytucję rezerw złota, aby docelowo zlikwidować walutę narodową i wpuścić nas w matnię „euro”. Na drodze do tego stoi prezes NBP, który mimo zejścia do poziomu inflacji 2,8% ma być postawiony przed Trybunałem Stanu.
Pałac prezydencki nie jest bastionem, o czym się przekonaliśmy, gdy uzbrojeni funkcjonariusze Policji wkroczyli tam przy pomocy uzbrojonych funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa, aby pod nieobecność prezydenta RP wywlec do aresztu dwóch posłów objętych immunitetem parlamentarnym. Sam prezydent RP jest twardo sekowany i w zasadzie nie stawia poważnego oporu, bo zresztą nie dysponuje instrumentami prawnymi ku temu, a sam Andrzej Duda jest raczej koncyliarystą. Premier Donald Tusk zupełnie nie kryje się z marginalizowaniem Głowy Państwa, jak to zresztą praktykował wobec śp. prof. Lecha Kaczyńskiego. Bez prezydenta czy z prezydentem wyjmowana jest spod kurateli prawa Prokuratura Krajowa, za chwilę będzie tak z Narodowym Bankiem Polskim, Instytutem Pamięci Narodowej i Centralnym Biurem Antykorupcyjnym. Wybijanie zębów innym służbom specjalnym trwa już, odkąd weszli tam ludzie z przeszłością w służbach linkowanych jeszcze w PRL-u. Mając mrożący oddech Kremla na plecach i kontekst wojny na Ukrainie, wytwarzanie kolejnej luki w tamach bezpieczeństwa państwa musi budzić grozę.
Wrzucanie do kotła zbiorowych emocji podgrzewanych uzasadnionym i legalnym protestem rolników (tłumionego bezwzględnie przez formacje specjalne Policji) kolejnych akceleratorów napięć jest świadome i cyniczne. Nie ma nic wspólnego z dobrem nastolatek umożliwienie im zakupu wskazanego z nazwy produktu bigfarmy zwanego potocznie „pigułką dzień po”. Nie służy szczęściu kobiet i jest ponadto atakiem na kondycję demograficzną narodu prawo do „aborcji na życzenie” czy też „aborcji do 12 czy 18 tygodnia ciąży” (na marginesie tej sprawy warto zadać sobie trud sięgnięcia po wiedzę medyczną, na podstawie której nie można wskazać żadnego kryterium określającego status dziecka poczętego w tym czy innym tygodniu okresu prenatalnego). Ginekolożka (tak się sama określa), która w niedawnej debacie na modnym kanale określiła dziecko nienarodzone „pasożytem” to symptom groźnego syndromu cywilizacyjnego. Ideologia „zielonego ładu” ze wszystkimi swoimi aberracyjnymi celami „zeroemisyjności” produkcji energii, komunikacji, budynków, produkcji, rolnictwa, etc., jeśli będzie wdrażana, już nie tylko zatrzyma nas w Polsce i w Europie pod względem gospodarczym i społecznym, ale cofnie Stary Kontynent cywilizacyjnie. Zapowiadana walka z tzw. „mową nienawiści” w połączeniu z cenzurą algorytmów mediów społecznościowych i monopolem informacyjnym władzy prowadzą do zniesienia wolności słowa. Ucieczka do undergroundu (kiedyś mówiło się o „drugim obiegu” kultury i edukacji) będzie tylko próbą ratowania się ludzi myślących kategoriami wolnościowymi w sferze nauki czy kultury. Dodajmy na finał tego ponurego wykazu wzrost podatku VAT na żywność i zdjęcie osłon na koszty energii i w drugim półroczu zapomnimy o minimum finansowego bezpieczeństwa każdej przeciętnej rodziny. Ktoś widział benzynę w cenie 5,19 zł na litr Pb95? A to miało być „na pstryk” lidera obozu rządzącego Polską od 100 dni.
Nie zapominajmy, że na polu walki o umysły i serca Polaków jest jeszcze front antychrześcijaństwa. Pod szyldem „świeckości państwa” coraz wyraźniej eksponowany jest „ateizm państwowy”. Nie mamy (jeszcze) modelu francuskiego, gdzie tzw. „rozdział państwa i Kościoła” polega na sekowaniu katolików i szerzej chrześcijan. Jednak deprecjonowanie nauki religii w szkołach publicznych już się zaczęło. Zapowiada się segregowanie należnego udziału szkolnictwa katolickiego w subwencji oświatowej, limitowanie wsparcia publicznego dla katolickich instytucji edukacyjnych, opiekuńczych, organizacji pozarządowych i środowisk. Co więcej, słyszy się o próbach wstecznego sięgania po już przekazane środki na rozmaite projekty realizowane przez agendy Kościoła z pomocą budżetu państwa. Nie rozwijam tego obszernego wątku, bo zasługuje na odrębne potraktowanie i zapewne w niedługim czasie będziemy widzieć twarde fakty w tej domenie.
Nie myślcie, drodzy i szanowni cierpliwie czytający te słowa, że mój – być może przydługawy wywód – to tylko biadolenie „prawaka”. Nie musimy się we wszystkim zgadzać, bo świat byłby okropnie nudny. Zapytał mnie ostatnio jeden z kolegów o „katastrofizm” wielu ostatnich moich tekstów. Odpowiedziałem, że nie chcę wpadać w eskapizm i póki rozum pozwala, dzielę się niepokojami nie po to, by siać defetyzm. Przyznałem, że nastroje mam od pewnego czasu dystopijne. Gdyby nie drżące pod wpływem wichrów wewnętrznych światełko wiary chrześcijańskiej, już dawno stałbym się fanatykiem szerzących się wokół utopii raju na ziemi.
Proszę zatem, drodzy i szanowni – znajomi i nieznajomi – szkoda czasu na bylejakość w tym, co dla was ważne. Wybierajmy tak, aby się moje pesymistyczne prognozy nie spełniły. Niech nasze miasta i wsie, nasze gminy i powiaty, nasze województwa i cała nasza Polska będą bezpiecznym i dobrym domem dla każdej i każdego z nas.